środa, 31 grudnia 2014

Podsumowanie ostanich wyjazdów.

W zasadzie nie ma o czym pisać, wczoraj przepuściłem dosłownie kilkanaście palczaków z dwóch płytkich jeziorek. Dziś miało być lepiej - większa, ale równie płytka woda, wczorajsze sukcesy kolegi, który przećwiczył masę pasiaków na czerwonego robaka. Podróż zabrała z pół godziny na tamtejszej wodzie  masa ludzi, z ust do ust przekazywana wieść, że" Wi.........ski  tych okoni wczoraj na..........bał pół wiadra" tu siedział, same garbusy dostał" i tak dalej. Niestety, a może stety dla ryb, dziś zupełna bryndza, masa palczaków okraszonych 30cm szczupaczkiem na skoczka. Na szczęście nie zdołał go odciąć, on "nie wie" ile mnie kosztował roboty każdy egzemplarz tej zabawki..........
Po półtorej godzinie zabawy przy udziale flashera, wyścigach z palczakami, dałem sobie spokój z tą wodą. Miałem więcej maluchów niż wszyscy łowiący razem wzięci, brały seriami po kilkanaście z jednej dziury. Kątem oka obserwowałem starszego jegomościa, który klasycznie  - w stylu kolano-oko od czasu do czasu wytaskiwał na lód coś widocznego z odległości 30m. Pewnie wymiar miało. Ja zostawiłem błystki w domu, w samochodzie została wędka ze szczęśliwą rapalką - tą od "klusowniczych" przygód z ubiegłe zimy. Zadzwoniłem do Piotra, który miał sprawdzić jeszcze jedną wodę. Lód miał 5cm więc daliśmy sobie spokój Spotkaliśmy się nad alternatywnym jeziorem - 50ha lustra wody, max 2,5m, dużo trzcin. Wydawać się mogło że to okoniowy raj.........No ale wydawało się. Spenetrowaliśmy akwen na tyle ile to bylo możliwe. Zostawiłem echo w samochodzie, minimum gratów w garści. Przyjąłem taktykę namierzania ryb Rapalką i późniejsze ich odłowienie mormyszkami. Jestem człowiekiem przesądnym i chyba nawet o tym pisałem, że gdy z pierwszej dziury wyskoczy okoń, to będzie cienko. Było. I to super cienko. Złowiłem trzy patelniaczki i ze trzy palczaki na mormyszkę. Piotr skończył z jednym patelniakiem. Coś nie tak jest z tą wodą, brania byly pojedyncze, co kilkaset metrów spaceru. Może to z pogodą coś nie tak, może woda potrzebuje innego podejścia, a może po prostu okoni tam nie ma na skutek przyduchy - bo w końcu to płytka woda.
Nie wiem i pewnie długo się nie dowiem.  Woda już na lodzie, nie będzie mi się chciało nadstawiać głowy dla nie wiadomo czego. Mimo wszystko, uznaję wyjazdy za udane, głównie z powodu namierzenia nowych akwenów, gdzie ryby są podatne na bezmotylki. Nu okuszoki, pagadijtie!!!
Wszystkiego dobrego na Nowy Rok wszystkim czytelnikom!!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Oni mieli rację.....znowu.

Jakiś czas temu linkowałem fimy Białorusinów - Szczerbakowów, które w ujęciach podwodnych pokazywały reakcję ryb na bezmotylki. Pokłosiem tego materiału stały się przynęty zwane tam mikrobałdami. Ja roboczo nazwałem je skoczkami.






Kalmoty na dzisiaj.
Byłem dzisiaj, bo na płytkich grajdołach można już wejść, jutro lód będzie jeszcze lepszy, ale na tym koniec mrozów - niestety. Chcę efektywnie wykorzystać czas do końca tygodnia, bo potem odwilż wyczyści śnieg z lodu i znowu będzie jak w kinie, o czym pisałem nie tak dawno temu.
Do rzeczy więc - graty szykowałem

od wczoraj, tzn. przynęty - skoczki. Coś, co zabrało mi kilka tygodni kombinacji, prób i błędów, przybrało ostatecznie taką postać:
Dobrana para przedszkolaków....
Prócz skoczków zabrałem standardowy zestaw szpulek i skróconych kanadyjek - chinek. Przewiązałem węzły mormyszek, uzupełniłem pudełko z wabikami no i przygotowałem larwy ochotki. (tak w razie co). Wyjazd miał być krótki, max 3 godziny - kolejne już w tym roku rozpoznanie bojem..... Zwinąłem się o 8-mej, na lodzie byłem pół godziny później. Widziałem ślady spacerowiczów z dzisiejszego poranka, w stronę lasu -  po drzewo,  znaczy. Pierwsza seria dziur, i o dziwo już w pierwszej melduję się......płoteczka i okonek wielkości żywców. Brania agresywne, ledwo utrzymałem szpulkę w garści. Tyle, że to wszystko z tej mety. Wiercę kolejną serię dziur
i nic. Mija pół godziny, rozwijam wędkę ze skoczkiem. Nie wiem jak się na to łowi. Próbuję szybko - by haczyki grały agresywnie - jedna dziura nic, potem kilka następnych. O! coś przytrzymało mi kiwok, przepuszczam raz jeszcze i siedzi.....pasiaczek kolejny. Brania bardzo rzadkie, łowione ryby to płaskie brzuchy - samczyki, co wkurzone wibracją i kolorem nie wytrzymują napięcia. Doławiam jeszcze płoteczkę co jej ledwie oczy widać.
Za plecami słyszę znajomy okrzyk "Maciej, jak jest?!" To Marek schodzi z drugiego brzegu. Tyle że tam rzeka płynie i jest cieniej niż gdzie indziej. Schodzi tam gdzie ja, bada lód no i trrrrach! Pojechała rysa przez całe jeziorko. Chłop się wystraszył, na ugiętych nogach stoi. Siedzę nieco z boku, mówię mu, że dla tego wolę świder od szpikulca, bo nie trzaska tak. W końcu witamy się, ale z bezpiecznej odległości - lód nie jest jeszcze zbyt gruby. Marek łowi "na mięso" tzn. czerwony robak na pokładzie mormyszki, ja rzeźbię dalej skoczkiem na przemian z miedzianą mormyszką z żółtym dodatkiem - taką jak ostatnio, ale tamtą podarowałem Łukaszowi. Od czasu do czasu coś przytrzyma przynętę, przez ręce przejdzie dziesiątka przedszkolaków i jeden - dwa być może nadające się do zabrania, takie do 20 cm. Nic poczciwszego. Po 10-tej cisza się zrobiła, przezbrajam się na ochotkowy zestaw, wiąże czarno- miedzianą kulkę z żółtym oczkiem. Mięso to mięso - z tym,że rozmiar rybek przedszkolny. Wracam do skoczka z mocnym postanowieniem, że do końca pobytu będę łowił tylko nim. Ćwiczę różne warianty gry, o dziwo praktycznie każdy jest skuteczny - o ile stanę ry
Garść pasiaczków.

Czerwony skoczek.
bom nad głowami. Pacyfikuję kilka dziur z przedszkolakami, wybieram kilka wymiarków. Co ciekawe ryby uderzają w przynętę pozornie nieruchomą, prowadzę ją na zasadzie kilka szybkich drgań i przerwa, z unoszeniem do góry. Spinam coś większego, niestety, przynęty wielohaczykowe dają możliwość wczepienia się w lód wolnego haka no i żegnaj rybo....... Ogólnie jestem zadowolony z nowej zabawki, złowiłem na nią większość dzisiejszych ryb, czyli ok 20 szt, pomimo krótszego czasu używania skoczka.
Także Oni naprawdę mieli rację - skoczek pracuje bez większego problemu , siła rażenia jest duża, ryby atakują haczyki pewnie,  - wessanie swobodnego przecież haczyka przychodzi  bez problemu. 
Jutro inna woda, mam nadzieję większe ryby, ciekawe jak sprawdzą się skoczki....

środa, 24 grudnia 2014

Życzenia.

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku wszystkim czytelnikom i sympatykom bloga życzę wszystkiego najlepszego, rodzinnych Świąt w atmosferze radości oraz spełnienia marzeń wszelakich. 
Stopy lodu pod kilem ;)

czwartek, 4 grudnia 2014

Sezon rozpoczęty!!!

Byłem krótko, może 2,5 godziny, tam, gdzie od nastu lat zaczynam sezon - płytka, do 1.5m młynówka - przepływowe jeziorko na  jednej z rzeczek Krajny. Znalazłem nawet kilka okonków. Dało mi je miedziane lusterko zawieszone pod "szpulką", tą w kolorze kości słoniowej........
             Medytacje nad pogodynka.pl, meteo.pl, wertowanie YT, bo przecież Rosjanie już dawno zaczęli....... Wyścig z czasem, w zasadzie jego brakiem. Życie plecie własne scenariusze, czasami plany trzeba odłożyć. Wczoraj wróciłem z pracy przed 18-ta, nie miałem siły ogarynać gratów. Za to dziś pobiłem pewnie kilka rekordów organizacyjnych - zdołałem się wygrzebać w ciągu dwóch godzin, tzn. odszukać mormyszki, uzbroić wędeczki,  skompletować logistykę.
Pierwszy......
Zacząłem o 13-tej. O dziwo nie byłem pierwszym, który lód  tam dziurawił, duże otwory- jakby szczupakowe. Przydały się, ale o tym za chwilę. W ogóle to lód jak szyba jest, na 8 cm gruby. Mocny bardzo, bezpieczny jak na taką grubość. Tyle, że jest z nim jeden problem. Szyba jest przezroczysta, widać dno, roślinnoś i ryby. Skoro ja widzę je -no to one..........też widzą. Każdy wiercony otwór płoszył rybki - nie wiem czy to były okonie, trochę zbyt jasne były.
Kręcę serię dziur( świder jest cichszy niż pierzchnia, którą zostawiam w aucie po zbadaniu grubości lodu), nic. W użyciu mam trzy wędeczki - szpulkę, zmodernizowaną chinkę- kanadyjkę oraz wędeczkę custom z któregoś z wcześniejszych wpisów. Dziergam na zmianę, szukam koloru, sposobu prowadzenia..... po kilkunastu otworach delikatne skubnięcie, kiwok lekko się gnie i ......jest! Pierwsza ryba sezonu, zgrabny pasiaczek, właśnie ten:


Tradycyjnie myślę, że skoro jest pierwszy, to za chwilę będą następne.............. niestety, nie. Chyba jest na nie jeszcze za wcześnie.
Idę sprawdzić czyjeś dziury - te wczesniejsze. Przynajmniej nie muszę hałasować. Efekty są, aż trzy z jednej norki:
Niesamowite wrażenie widzieć walczące okonki pod lodem, ich salta i wygibasy, wściekłe piruety wokół przerębli.....małe szaleństwo. Zmieniam miejsce, muszę wiercić, spod nóg pryska rybi drobiazg. Cisza. Powoli trzeba będzie się zwijać, szaro się robi, może teraz się podniosą? Wracam na szczęśliwe miejsce, sąsiednia dziura daje taki sam plon jak na zdjęciu, tylko ryby jeszcze mniejsze.
Na pierwszy raz dość wrażeń, czas się zwijać. Wrócę tu w sobotę, może lód choć trochę zmatowieje?
W sumie przepuściłem przez ręce siedem rybek, cieszą jak cholera, morale wzrosło. Tylko ta pogoda.......
Do usłyszenia w sobotę.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Mały jubileusz.

W sobotę blog przekroczył próg 10 tys.  Waszych odwiedzin. To taka mała satysfakcja moja. Niszowa dziedzina wędkarstwa podlodowego, w warunkach tandetnych zim.....
Dlaczego wpisów mniej? Jak to mawiał mój promotor, ciągłe przeżuwanie papki: Gdzie? Jak? Na co? Kiedy? może okazać się niestrawne. Owszem pracuję nad serią nowych przynęt - podpatrzonych u Rosjan. Dłubię je od ponad miesiąca. Łukasz wie ocb, ile czasu pochłania wykonanie zabawek z trudnego w obróbce wolframu, dobór odpowiednich haczyków i sposobu ich montażu....... Rozgrzebane mam kilka wędek, w tym ciekawostkę wzorowaną na czymś takim:
Frabill Jigger ice combo                         



Póki co nie mam korkowej rękojeści, rozwiązałem sprawę przelotek wewnętrznych i montażu kołowrotka.





No i czekam na to, co większość czytelników - tydzień sensownych mrozów. Żeby choć otworzyć sezon, coś tam wymodzić, sfotografować.........
Do usłyszenia wkrótce.