poniedziałek, 28 grudnia 2015

Przed pierwszym wejściem na lód.

Patrząc na temperatury w perspektywie następnych 14 dni, sprawa jest zasadna. Niby każdy wie co trzeba, ale nie każdy pamięta o bezpieczeństwie.

Wpływ pogody na nasze hobby jest oczywisty. Jest jedna niedogodność bezśnieżnych zim - ślisko na lodzie. To nie jest śmieszne kręcić się razem ze świdrem. Bardzo męczące jest chodzenie po szkle, charakterystyczny ból wewnętrznych mięśni ud przez następne dni gwarantowany. No i zęby stracić łatwo. Że o ucieczkach ryb spod nóg nie wspomnę. Widzą nas i słyszą, śnieg nie daje nam możliwości skrytego podejścia. O ile można wejść okoniowi na głowę na zaśnieżonym lodzie, na szybie nie ma bata - ucieknie ile sił w płetwach. Zapowiadane mrozy nie dadzą raczej możliwości wejścia na głębsze wody, także skazany będę na kałuże, gdzie okonie są przebrane.
Trzeba kupić nakładki z kolcami na buty, bądź wkręcić wkręty w podeszwy butów.

Kolce podlodowe są niezbędne w razie "W" tym bardziej, że ostatnio sam chadzam na 5-6 cm szyby.

Pika, pierzchnia -może być, ale nie musi. Po prostu nie wchodzę na nieznane wody na tak cienkim lodzie, jeżeli trzeszczy - nie idę dalej, a rakiem na brzeg. Wolę świder - dziura czysta, szybciej i ciszej.

Kombinezon wypornościowy musi być - to najpewniejsza rzecz zwiększająca nasze bezpieczeństwo. Do tego rzutka, czyli linka z ciężarkiem dla kogoś, kto zechciałby pomóc. Patrząc realnie lepiej wziąć zamiast ciężarka śrubę lodową - wkręcić się do lodu i rzucić linkę na ratunek, lub samemu pełznąć z możliwością powrotu.

Co jeszcze? Coś do siedzenia - kosz, wiadro, sanki, ,stołek, albo nakolanniki.
W sumie pierwsze wyprawy nie są  długie, ot  - takie rozpoznanie bojem w terminologii wojskowej.


czwartek, 24 grudnia 2015

Życzenia

Zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, wypoczynku i stopy lodu po kilem ;)



 P.s. Szpulki w nowej kolorystyce ;)

środa, 23 grudnia 2015

Warsztatowe wieści II. Podajnik zanętowy.

Za zgoda i wiedzą GaGacka - jego patent na podajnik do zanęty pod lód.


W zasadzie nie ma czego dodawać, czysta profesjonalna robota. Niektóre fotografie opatrzę opisami Łukasza.

Należy narysować poszczególne elementy na papierze.

Jeżeli chcecie większy zanętnik, to należy proporcjonalnie wszystkie wymiary powiększyć. Nie należy zmieniać szerokości zawiasu.
 
Wycięte szablony należy odrysować na blasze.  Najlepszym materiałem będzie blacha miedziana lub mosiężna. Ja użyłem stalowej.



Gotowe formatki.















Ząbek zamknięcia. Blaszkę należy wygiąć tak aby z jednej strony byłą płaska, a z drugiej strony byłą wypukła.
Oczko do zawiązania linki.






Klapka z częścią zawiasu.





Wszystkie elementy staranie wyginamy, szczeliny maja być jak najmniejsze, ułatwi to lutowanie.
W klapce należy wykonać co najmniej jeden otwór fi 3 mm. Otwór/y będzie służył do przymocowania stożkowego obciążenia.

Sprawdzenie, czy elementy są odpowiednio spasowane.








Stożkowy ciężarek, wycięty szablon sklejam i sprawdzam poprawność wykonania.



Topimy ołów. Obowiązkowe BHP: rękawice, wentylacja, ostrożność. 


Wygięty stożek lutuje, a następnie wypełniam płynnym ołowiem.

Łączymy ciężarek z klapką podaknika( wkręt, nit), zatrzask należy wyprofilować do ząbka ze zdjęcia nr 9 od góry. 



Gotowy zanętnik, waga 88 gr

niedziela, 20 grudnia 2015

Warsztatowe wieści I

Jak wiadomo, w tym roku nie ma zimy, czy przyjdzie w styczniu? Nie mam pojęcia, ze wskazaniem na "nie". Teraz temperatury plusowe, około 10 stopni. Więc w oczekiwaniu na to ,co raczej nie przyjdzie,  dłubię projekty, próbuję, lutuję..... Efektem moich dłubanek jest kilka przynęt,  w tym dwie wymarzone Wiedźmy oraz dwie wariacje na temat pewnego robaka wodnego:
Wszystkie przynęty mogą być imitacją pluskolca, dwie największe, dolny rząd są jego kopiami pod względem wielkości.


Co do wiedźm, to wiązanie nie jest jeszcze precyzyjne, brakuje mi miękkiego drutu nierdzewnego 0,25mm - bo do mikroprzynęt to haczyki nr 16 z odpowiednio małymi oczkami. Nie daję zbliżeń, opisów, chciałbym je obłowić i wtedy dopiero coś więcej napisać o robactwie. Długość korpusu wiedźmy wolframowej - mniejszej, to 6mm. Waga 0,5g. Większy korpus jest z mosiądzu, waży 0,9g
Także pierwszy krok zrobiony. Nie mam sprzętu dedykowanego, wiec działam tym co zawsze: wiertarka, szlifierka, chińska podróbka Dremela.
Do usłyszenia wkrótce .

wtorek, 8 grudnia 2015

Skoczek – substytut rosyjskich wiedźm.



Wiedźmy


W mnogości przynęt zza wschodniej granicy moją szczególną uwagę przykuła Wiedźma.  Trzy haczyki – wiadomo, nielegal w świetle RAPR, cena wysoka, dostępność niska. Rosyjskie haczyki nie należą do tych najwyższej klasy i z tym jest problem.
Dlaczego przynęty z ruchomymi haczykami? Według mnie skuteczniej wabią rybę niż zwykłe bezmotylki.  Wiadomo – dwa haczyki = 2x więcej zamieszania w wodzie,  dekoracja o małej masie własnej jest łatwiejsza do zassania. Ryba nie musi zasysać całej przynęty, podwodne obserwacje udowadniają, że zimowy okoń bardzo często oszczędnym ruchem pokryw skrzelowych zasysa wabik po dokładnym obejrzeniu, swobodnie podwieszone haczyki wydają się być idealnym panaceum na takich zawodników.  Kolejna sprawa  to stabilność pracy na szerokim zakresie głębokości.  W zależności  od dekoracji ( wyporne , neutralne) możemy modelować pracę haczyków.  Zarówno duże mormyszki z kotwiczką, wiedźmy i  ich pochodne o wiele łatwiej startują w wodzie i nie trzeba żadnych większych zabiegów animatorskich, by uzyskać wabiącą pracę przynęty. 

Po co tyle zabawy? Nie lepiej kupić gotowe rozwiązanie?
Można, to zawsze najprostsze i najtańsze rozwiązanie. Tylko, że ja chciałbym wieźmę rozmiaru XXS, akceptowalną do wykonania, z datną do łowienia na zwykłych wędeczkach mormyszkowych. Tam będą najlepsze rezultaty. 
Klątwa wolframu.
Uparłem się na niego, przecież ma same podlodowe zalety. Pewnie tak, ale w obróbce warsztatowej oznacza to same wady: nie lutowalny bez pokrycia galwanicznego, trudny w cięciu i szlifowaniu i poza sprzedażą wysyłkową niezbyt dostępny  dla mnie w odpowiedniej rozmiarówce.  Ileż godzin przesiedziałem nad cyrylicą, filmami YT, szukaniem sprzętu i osprzętu – gadać się nie chce. Zwłaszcza, że udało się rozkminić większość problemów. I co z tego? Guzik. Lodu nie ma i nie będzie. Krety ryją jakby wiosną, ciepło, w powietrzu lata robactwo. Bardziej święta wielkanocne niż bożonarodzeniowe.
     Wolfram w handlu najłatwiej kupić w postaci elektrod od 1 do 3,2mm. Ceny różne, najcięższe są te czerwone, pozostałe zawierają domieszki innych metali w spieku.  Obróbka wolframu w warunkach domowych jest trudna i niezdrowa. Twardość materiału wymusza szybkie zużycie tarcz szlifierki. Nie zdążyłem sprawdzić tropu Owidiusza z tarczami do Inox-u, póki co jadę na zwykłych, czasami wspieram się jakimiś diamentowymi wynalazkami do chińskiej kopii Dremela.  Wolfram jest kruchy i można go łamać. Jest kilka ale: trudno utrzymać powtarzalność długości detali, trzeba długo szlifować krawędzie, łamanie powoduje często rozwarstwienia elektrody, pęknięcia podłużne.  I znowu kłopot.  Szlifowanie, wdychanie pyłu węglikowego  z gratisowym zestawem metali nieobojętnych dla zdrowia. Maska przeciw

Zagiąć haka na ……..haka.

Kosztem wielu niepotrzebnych zakupów zrobiłem rozeznanie rynku, różne firmy modele. Ten sam problem. Rozmiarówka.  Optymalnie 16-14, na naprawdę duże ryby 12 lub pośrednie pomiędzy numeracją. Uszko jak największe – musi doń wejść drut nierdzewny 0,3 lub niewiele cieńszy. I jeszcze ma zostać trochę miejsca na swobodną pracę haczyków. Powiem tak, nie ma w moim zasięgu haczyków idealnie spełniających wymagania. Nie wiem, jak radzą sobie  z tym Rosjanie, domyślam się, że wielcy tego haczykowego świata mają regionalną specyfikę swych produktów i modele z okiem nie są sprzedawane u nas, a na wschodzie to normatyw.  Pozostają mniej lub bardziej udane adaptacje, przeginanie na gorąco i takie tam pierdułki.  Może kiedyś zrobię urządzenie do odpuszczania ze starej lutownicy, póki co zapotrzebowania nie ma z wiadomej przyczyny. 

Stożek. 

Tu nie ma większych problemów z materiałem, bo to mosiądz, może być miedź.  Kupiłem nawet duże nity miedziane na tę okoliczność, ale leżą, bo jednak łatwiej obrobić stożek  z pręta. Niestety, coś za coś. Trzeba mieć zestaw narzędzi: wiertarkę zwykłą – jako tokarkę, wiertarkę stołową do osiowego wiercenia, Dremela albo jego chińskiego klona z zestawem frezów i lutownicę do wlutowania uszka skoczka.
Sam wyrób stożka zaczynam od odcięcia ok. 4cm mosiężnego pręta 5mm,  jego centrycznego przewiercenia, i jeszcze jednego poprzecznego tym razem przewiercenia około 5mm od krańca pręta. Wiertło mam 1,5mm kobaltowe, wolne obroty, wcześniejsze zapunktowanie materiału.
Wiercimy
Punktujemy
Potem kolejno: mocujemy pręt w zwykłej wiertarce zamocowanej do stołu i  formujemy stożek
Nawiercony pręt
"Toczenie"
pilnikiem.  Otwory poprzeczne w pręcie – przyszłe gniazda na oczka haczyków muszą stykać się od dołu z podstawą stożka uformowanego z pręta  Nie ma z tym problemu, jak są one zbyt nisko – „staczamy” pręt





Grzybek po wypolerowaniu
Toczenie mocowania obciążenia
aż zetkną się nam z podstawą.  Teraz bokiem pilnika staczamy pręt pod „kapeluszem” grzybka tworząc gniazdo do zamocowania odcinka elektrody.  Teraz trzeba zrobić nacięcie – delikatny rowek pod kapeluszem, powinno ono przechodzić przez oba poprzeczne otwory. Posłuży nam do zawiązania drucianej pętli z haczykami na korpusie.
Delikatny rowek na drut do haczyków
...I rozwierceniu podstawy
Grzybek po odcięciu z pręta
Korzystając z wiertarki robimy szlifowanie papierem ściernym „kapelusza” naszego grzybka, Nogę „grzybka” trzeba rozwiercić do średnicy elektrod.  Odwiert musi zakończyć się w dolnej krawędzi kapelusza. Nie można na wylot, bo tak duży otwór wlutować oczko będzie bardzo trudno. I tutaj najczęściej można zepsuć nasz wytwór. Jeżeli pierwsze wiercenie nie było centryczne, to  następne wiertło nie będzie miało właściwego prowadzenia. I klops.  Najlepiej mocować grzybek w imadle i delikatnie rozwiercać. Mi średnio 1 na 4 sztuki odpada na tym etapie.
e łatwiej będzie nam teraz niż obracać w palcach mały, skaczący na wszystkie strony detal. Dopiero teraz odcinamy grzybek od pozostałej części pręta. Teraz kluczowy mo
ment.
Kluczowy komponent gotowy
.
Zakładam, że grzybek szczęśliwie powstał. Teraz trzeba wlutować oczko ukręcone z nierdzewnego drutu, pobielić cyną i wlutować w górę stożka. Nadmiar cyny, który wleje się nam do środka wybierzemy wiertłem, poprzeczne gniazda dla haczyków muszą być powiększone do rozmiarów oczek haków i to już w zasadzie wszystko.
Połączenie wolframu z mosiężnym grzybkiem robię na klej epoksydowy, pisałem, że wolfram jest nielutowalny bez wcześniejszego pokrycia galwanicznego. Więc żywica to jedyne, co mi się sprawdziło. Podejrzewam, że gęsty klej cyjanoakrylowy, taki dla modelarzy, też się nada pod warunkiem ciasnego spasowania obu detali.  I jeszcze jedna sprawa. By zapewnić haczykom właściwą pracę ,szlifuję górny koniec pręta wolframowego z obu stron na płasko lub wklęsło. Dopiero wtedy haczyki będą miały luz w gniazdach= ich praca będzie poprawna.
Montaż haczyków jest prosty pod warunkiem ich posiadania oraz nadającego się drutu, wystarczy nawlec je i obwiązać grzybek pod samym kapeluszem.  Skręcić oba końce, haczyki odpowiednio się ułożą. I to wszystko.


P.s. patrzę na zegarek – pisanie tego zajęło mi niecałą godzinę, to tyle ile zrobienie jednego skoczka…… a zrobiłem już ich kilkadziesiąt. Wcześniej było jeszcze gorzej. Także ewentualnym desperatom  życzę powodzenia. …Ale gra jest warta świeczki.  One działają. Przez krótką ubiegłoroczną zimę złowiłem na nią okonki, szczupaczka( wyjęty), płotki. To czyni magia  dwóch swobodnych haczyków. Dwóch, a nie trzech jak w wiedźmach dostępnych z rzadka w e-sklepach. Przypominam, RAPR mówi jasno, dwa haczyki, a nie trzy. A kotwica to przecież haczyk, o trzech ostrzach.....  Pamiętam to jak dziś. Od sieciowych purystów RAPR-u.  Stare dzieje.

Nie zrobię filmu, mój aparat nie daje odpowiedniej jakości, brak czasu zmusza okrajanie rozwiązań.... Pozostałe zdjęcia wrzucę jutro.