sobota, 10 grudnia 2016

Przygotowanie świdra do sezonu.

Niezawodny GaGacek rozkminił sprawę ostrzenia różnych typów noży do świdra podlodowego. Zapraszam do obejrzenia materiałów.

niedziela, 27 listopada 2016

Trochę inaczej niż zwykle......

Za chwilę, mam nadzieję, rozpoczniemy wspólnie czwarty sezon podlodowy. To dużo czasu. Blog przez ten okres nie zmienił się, nadal jest niszowym miejscem w sieci. Nie mam konta FB, nie zamierzam go mieć - pewnie byłoby więcej wejść. Pojawiła się konkurencja, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę podlodowo.... Jak widać obecność moich tekstów, formy inspiruje ludzi- to cieszy. Ścigać się z nikim nie zamierzam, sam z chęcią poczytam, bo czasami pomysłów już braknie co zapodać na ruszt, gdy lodu nie ma. No i najważniejsze, czyli Wy. Jest tu grupa osób, która udziela się, komentuje, nie boi pytać, doradzić. I O TO CHODZI!!!. Czytywałem blogi innych branż, które pomimo ochów, achów były praktycznie martwe jeżeli chodzi o aktywność czytelników, u nas jest inaczej.
Odbiór moich tekstów, filmów jest w sieci różny. Wiadomo, ze najwięcej hałasu było o film z dużymi okoniami, które zabrałem do domu. Spotkało mnie praktycznie wszystko to, co może dotknąć człowieka wrzucającego materiały do sieci. Od szczerych gratulacji, poprzez ostrożne sugestie, do kubłów pomyj, z wyzwiskami nie tylko od mięsiarzy. Takie jest życie i trzeba je wziąć na klatę...
Oglądalność tego akurat filmu przeskoczyła materiał zamieszczony na głównej stronie jednego z miesięczników wędkarskich i nie wierzę, że ludzie oglądali go wyłącznie, by karmić mnie dislajkami. Regularnie odwiedzany jest film o lutowaniu mormyszek wyczynowych, pojawiają się one na giełdach wędkarskich, także ziarno zostało zasiane i to żyje, w wakacje miałem najazd Rosjan na bloga, zalogowałem się na jednym z ichnich portali, wrzuciłem lina i  było dobrze......
Zrzuciliśmy razem z Gagackiem zasłonę tajemnicy z produkcji mormyszek, zrobiliśmy to celowo.
Wielokrotnie zapowiadałem, że będzie strona internetowa Jakoś nie mam czasu i chęci, by się za to zabrać.
Zmiany w życiu wędkarskim 
Znudzony już trochę słabymi wynikami karpiowo- gruntowymi, a przede wszystkim ograniczony czasem,  rozpocząłem skręt w stronę spinningu, baitcastingu. Wszystko przez lekturę pewnego zacnego forum:


Poznałem tam fantastycznych ludzi, którzy pomogą, obejrzałem tysiące zdjęć ryb, przynęt, wędek, patentów wszelakich.......Zaczynam rozumieć o co im idzie, że nie tylko rybacy czyszczą wodę. To, czy dane będzie mi sprawdzić się z okoniem na lodzie, zależeć będzie ode mnie, czy wcześniej go nie wezmę. Także decyzja jest taka, że od tego sezonu ryby wracają skąd przyszły, czyli C&R rulez. I nie chodzi o lans, uleganie tzw poprawności politycznej w świadku wędkarskim, po prostu chcę łowić, bo zjeść można tylko raz.....Wszelkie filmowe relacje z wypraw będą kończyć się powrotem rybek do wody. Tak to widzę na dzień dzisiejszy, choć  pewnie zdarzy  mi się wziąć kilka ryb na kolację raz lub dwa. To już zachowam dla siebie, by nie generować hejtu w sieci.

Do zobaczenia wkrótce.



środa, 2 listopada 2016

wtorek, 25 października 2016

Trzymamy kciuki!

Któraż to już zima bez zimy?( w zapowiedziach)
Nie ma co się łamać, nadziej umiera ostatnia.

Plany redakcyjne - brak, póki lodu nie stanie.
Plany sprzętowe - coś się tam dłubie ;)

A jak u was? Jeszcze walczycie ze spinem, czy przyczajacie się do lodu?
Czekam na info w komentarzach.

Pozdro. Do usłyszenia.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Najciekawsze produkcje podlodowe na YT i pokrewnych serwisach

Zapraszam do dyskusji.
Prośba - linki proszę wstawiać w osobnym akapicie - wygodniej kopiować do wyszukiwarki. Niestety nie są aktywne na poziomie bloga. Mam je w zakładce komentarzy w panelu administracyjnym, tam działają.

Owidiusz wytropił piękne ujęcia ryb z Irlandii - kto nie widział, niech obejrzy. Można postawić ciekawe wnioski:
 W kategorii estetyki to nr 1:



 Bałda na szybko via Owik




Jak dla mnie najlepsza do tej pory produkcja tego sezonu podlodowego:

Warsztatowo

Zapraszam do dyskusji.
Prośba - linki proszę wstawiać w osobnym akapicie - wygodniej kopiować do wyszukiwarki. Niestety nie są aktywne na poziomie bloga. Mam je w zakładce komentarzy w panelu administracyjnym, tam działają.

Łukasz wytropił coś, co może stać się podstawą do mandziurka podlodowego. Trochę płyki, ale za to poręczny. Cena 9,5 zł.

Nasz sprzęt. Przeszły, obecny, planowany na przyszłość.

Zapraszam do dyskusji.
Prośba - linki proszę wstawiać w osobnym akapicie - wygodniej kopiować do wyszukiwarki. Niestety nie są aktywne na poziomie bloga. Mam je w zakładce komentarzy w panelu administracyjnym, tam działają.

Sezon podlodowy 2015/2016

Zapraszam do dyskusji.
Prośba - linki proszę wstawiać w osobnym akapicie - wygodniej kopiować do wyszukiwarki. Niestety nie są aktywne na poziomie bloga. Mam je w zakładce komentarzy w panelu administracyjnym, tam działają.

Panel dyskusyjny.

Wielka nazwa, ale chodzi o to, by rozmawiać w kilku kategoriach: sezon i ryby, sprzęt, warsztat, video, etc.
Pozakładałbym nowe wpisy na blogi i zgodnie z tematem możnaby sobie popisać w komentach, linkować, cudować.
Kto na tak?

niedziela, 31 stycznia 2016

Pożegnanie z bronią....

Z Hemingway'a najlepiej podchodził mi stary człowiek co jeszcze może, tutaj tytuł pasuje jak ulał do klimatu. Dziś po drodze do Bydgoszczy widziałem spore jezioro w 90% rozmarznięte. Gdzieś w opłotkach internetu czytuję, że ten i ów jeszcze wchodzi na lód,  gdzieś opada kurz bitewny GP Polski w wędkarstwie podlodowym, za chwile zaczną się napinki, że Liwi Robaczki zdetronizowane, że, nasz sklep jest....., że to i tamto......
Prawda jest taka, że sezon podlodowy 2015/2016 zakończył się. Dla mnie był to miniony wtorek, znajomi połowili ciut dłużej, może w Suwałkach jeszcze walczą. Nie chce mi się sprawdzać rejestru, ale było to ok. 10 wyjazdów. Wiele szczęścia że ferie przypasowały akurat wtedy, gdy było po czym chodzić. Ryby były, nawet niezłe. Sprawdziłem kilka nowych przynęt podlodowych - niektóre okazały się łowne. Analizując całość warunków, dokonań, można tylko napisać, że sezon podlodowy jest za krótki, by cokolwiek systematycznego zdziałać.


Z czego jestem zadowolony:
 -  był lód i to bezpieczny
-  nowe wody pokazały potencjał
- trafną decyzją było robienie map batymerycznych
- elektroniczne mapy zwiększają tzw. świadomość sytuacyjną.
- udało mi się skopiować łowną rosyjską przynętę - wiedźmę
- złowiłem pierwsze w życiu okonie na bałdę
- wystrugałem ciętą wędeczkę do mormyszki, żuczka i innych niewielkich przynęt
- zrobiłem filmy i wrzuciłem je do sieci - nie wszystkie, ale nie miałem czasu na obróbkę.
- nauczyłem się robić kiwoki praktycznie na wszystkie warunki posiadając tylko jeden rodzaj materiału
- zwiększyło się grono ludzi komentujących, czasami inspirujących, na ogół dzielących się wiedzą

Co na "nie"
- nieprzygotowanie do sezonu w pełnym wymiarze sprzętu, przynęt i wynikająca z tego zła organizacja czasu
- nie wyrobiłem się z czasem i pieniędzmi by przenieść bloga na stronę internetową
- dostępność ochotki w sklepach wędkarskich
- nie zawsze udało mi się wpasować w gusta ryb, zbyt mało kombinowałem z lokalizacją miejscówek
- chamstwo niektórych osobników w sieci
- nie złowiłem nic na skoczki.
- plątająca żyłka na szpulkach
- nie siadłem do przerębli za płotką i leszczem
- nie miałem motywacji, by porównać flashera ze zwykłym echem



Wnioski są cały czas obmyślane, generalnie dalej będę mapował, spróbuję sprzedać flashera i dokupić przetwornik podlodowy do swego helixa 5. Muszę kupić dedykowany soft do tego. Korzyścią będzie mapa w wersji elektronicznej, pod ręką, tak, by przemieszczać się z dużą dokładnością po tafli i przeszukiwać miejscówki.
Wiem, że węglowa wędeczka musi mieć większe przelotki, do następnej zimy postaram się sklecić coś sensownego, na dobrych komponentach. Niech czeka na kolejny sezon podlodowy.
W głowie chodzi mi kilka pomysłów rozwiązań produkcyjnych sprzętu, przynęt. Mam nadzieję, że ci, co kupili je ode mnie nie żałują, i uda się zbudować bazarek z całą paletą moich podlodowych twórczości.
No i kwestia strony internetowej musi zostać rozwiązana. Całość będzie bardziej czytelna, posortowana. Że kosztuje - nic to. Dam radę
Póki co będę w warsztatowych klimatach, podłubię, zmaterializuję pewne idee przynęt, poćwiczę technologię produkcji. Wrzucę zdjęcia jak coś się urodzi.

Do usłyszenia jesienią.


wtorek, 26 stycznia 2016

Żądło, pożyczone dziury i nieproszony gość.

Miły być grube ryby....i były. No może dwie, a w zasadzie jedna. Miał być też kompan, ale go nie było.......
Rano mgła jak cholera, mieliśmy spiknąć się  na pewnym parkingu- obiecałem wprowadzić gościa w nową wodę. Czekałem 45 minut, do 7.40. Cisza, telefon nieaktywny. Kolo - wypadasz z grafiku podlodowego. Tak się nie robi.
No nic, żyje się dalej. Na miejscu szybki załadunek sanek, wskakuję w kalosze i na lód. Niewiele go ubyło, w zasadzie śnieg tylko stopniał. Szorstki, matowy - przynajmniej nie przewrócę się. Sanki idą lekko, ładuję się na znajomy garb pomiędzy dwoma dołkami. Z daleka widać pety i duże dziury w lodzie- czyżby za leszczem? Nie , jest czysto, żadnych zanęt. Wiercę 4 świeże dziury, odpalam flashera, widać jakieś odczyty, ale żaden szał. Założenie na dzisiaj jest takie, że mormyszka z ochotką, a reszta jest w odwodzie( blaszki, balansówki, skoczki i reszta menażerii) Idę obłowić te pozostawione przeręble. W jednym z nich widać spory ruch przy dnie. Kalejdoskop pasków podskakuje w toni.... Srebrna mormyszka na dużej kulce i jedziemy....... Pierwsza rybka to taki średniak, za to druga to dobry trzydziestak. Wybiegany aż strach. Mam 0,08 na szpulce, wędka sprawuje się wyśmienicie.  Amortyzacja, możliwość podciągnięcia ryby. Jest super.
Węglowym szpicem można zagrać dosłownie wszystko. Ja taką małą batutą........ Nie gubię ryb w czasie holu, odjazdy są, ale amortyzowane głównie kołowrotkiem. Zmieniam szpulkę kołowrotka, jest tam 0,10. Do tego fluozieleń na muchowym haku. Zawiązana w pętli "gra" o wiele lepiej niż zwykła, centralnie przelotowa mormyszka. Widać sporo ryby. Grymaszą i nie chcą współpracować. Masa wyjść, obwąchiwania ochotek, bez rezultatu. Obchodzę inne duże dziury, w jednej jakieś odczyty są, w pozostałych pusto. Kontaktu z rybą nie ma, jakieś niemrawe, ospałe -prawie jak ja. Jutro będzie padać jak nic, w ogóle to jest ciemno, lada chwila będzie padać. Ryby widać, brań brak. Przycinam ruch kiwoka i zaczyna się seria odjazdów. Niezły jest. Im bliżej, tym więcej wątpliwości - ryba robi wyczuwalne wygibasy, jakby głową. Leszcz? Szczupak? Za chwile biała krecha pod lodem wyjaśnia wszystko. Wpięty za same wąsy nie miał szans odciąć mormychy.... Może to on stresował pasiaki i nie chciały współpracować? Wypinam, woduję i zaczynam rzeźbić dalej.

Pomimo zamieszania coś się dzieje, ale to same maluchy - poniżej 20 cm. Hamulczyk nawet nie zatrzeszczy. Do góry z nimi i do wody. Szkoda czasu na pierdółki......
Pobliski zegar na wieży wybija 10. ryb coraz mniej, brania coraz rzadsze. W desperacji wyciągam ciężką artylerię - bałty, balansówki, błystki, skoczki.....Wyjście, obwąchanie i odwrót. Taka sekwencja powtarza się cały czas. Próbuję rozdrażniać ryby i odławiać je mormyszką - bez rezultatu. Pora kończyć. Wylewam wodę z wiaderka, sortuję ryby. Mam ich dziesięć, Największy zawodnik ma 31-32 cm. Pozostałe to zwykłe średniaki. Zabieram cztery, reszta zwodowana, mam nadzieję że dotrwa do następnego razu.
W sumie jestem zadowolony, w pożyczonych dziurach łowiło się bardzo wygodnie, to była średnica co najmniej 150 mm, jeżeli nie 180. Dużo miejsca na skakanie po dnie, przetwornik echa. Można komfortowo wygarnąć rybkę na lód. Gdy zwijałem się, zobaczyłem wmarznięty w lód przyrządzik do pęczkowania ochotek. Zgubiłem go tydzień temu. Szczęśliwy traf.....Szczupak też. Taka wisienka na torcie.
Nie wiem jak będą wyglądały następne dni - lód gruby, ale już goni mnie czas. Pewnie zostanie dłubanina tam, gdzie nie będzie wiało i lód będzie w miarę bezpieczny.














sobota, 23 stycznia 2016

Wypada ugryźć się w jęzor....

House of rising sun....
Dziś krótki wyjazd, miejscówka wczorajsza, sprzętowo inaczej. Wymodziłem bałałajkę z dłuższą węglową szczytówką, przelotki PTFE + cewnik. Kiwok silikatowa sprężynka. Do tego nawinięta żyłka, wziąłem nad wodę 0,08; 0,10;  0,14 ; 0,16. Po połamaniu szczytówki poprzedniej wędki wziąłem kupionego pod bałdy Robinsona,  doposażyłem w kiwok z blaszki mocowany pomiędzy przelotką szczytową a drugą. W zamyśle miał służyć do wojny hybrydowej. W praktyce był niepotrzebnym balastem - na szczęście dla sanek, nie dla mnie.
    7.30 na lodzie, mróz aż strach. Z góry zakładam, że ryby nie będą chętne do współpracy, odsuną się od brzegu na głębszą wodę. I założenie główne - mormyszka z ochotką na bałałajce. Łowienie z ręki( bez kołowrotka)
Dojeżdżam po zamarzniętym polu, mam zgodę właściciela - wczoraj poczęstowałem go ochotką ;) Znamy się z innych wędkarskich historii. Zapowiada, że będzie Rafał z Bydgoszczy - kolega po karpiowej prowienencji.  Super, odświeży się kontakt, planuję wrócić nieco do karpiowania....
Wschód słońca jest piękny, prawie jak na japońskiej fladze. Żad ściska d...ę , że mam tylko pseudoaparacik w kamerce. Nic to. Będzie choć trochę ładniej we wpisie.....
Klamoty na dzisiaj
Pierwsze dziury wiercę pomiędzy 11 a 12 m, nie widać nic ,żadnego ruchu. Kolejne serie dziur i nic, Coś pływa w toni, nie reaguje na zaczepki. Wracam w pobliże wczorajszych dziur. Na lodzie jest nas trzech, Każdy łowi inaczej. Oni błystką, ja mormyszką z ręki. Zimno jak cholera, wiatr się ruszył, nos mówi mi że jest poniżej -10 stopni. Przeręble gęstnieją w oczach. Kij nie łowienie. Zanim odpalę flashera, czepi mi się taki 25 cm pasiak.Dalej nic. Zmiana mormyszki, jest mi coraz zimniej. Chłopaki nie mają nawet brania. Strategiczna decyzja - chowam bałałajkię, wyciągam wczorajszą negatywną bohaterkę, znaczy dragonowskie sensitive. Żyłka 0,10 dociągam nieco hamulec, wiążę srebrną dyskotekę 4mm i zaczynam obławiać kolejne dziury. Flasher kręci, pokazuje ryby w toni. Podnoszę mormyszkę 80 cm nad dno, i branie. Ładnie walczy. Kij miękki jak wiklinowa witka. Nauczony wcześniejszymi złymi przypadkami nie pompuję, ot skręcam żyłkę. Z dziury wygląda spory łeb. Solidne 28-30 cm. Są w toni. Za chwile potwierdza to kolejna ryba. Moi kompani orientują się, że kto inny łowi, Jeden z nich, ten od pola podchodzi zobaczyć rybę. Kolejny okoń dekonspiruje mnie, solidne 30 cm. Chude jakieś, takie smukłe. Powiedziałbym, że to samczyki. Ikrzyce powinny mieć większe brzuchy.....Mówię - ma ze 25 cm. Udany hol - "Pomyliłeś się o 10". Ryba ładna ,ale 35 nie ma. Nieważne, rzeźbię dalej. Święty spokój kończy się, ekpia obsiada mnie po bokach. Znamy się, więc nie robię problemów- mówię co i jak.
Kolejne ryby stają się coraz bardziej kapryśne. Stadko niezbyt zainteresowane ochotką, trzeba się sporo naskakać. Unieść zestaw nawet do 1,2m od dna. Nie powiem, że bez echa nie poradziłbym sobie, tym  bardziej, że ekipa bydgoska też ma ze sobą echosondę. No ale oni nie wierzą w tryb flashera. Ja nie mam innego wyjścia.  Pora kończyć dniówkę , robię przegląd ryb. Jeden z gości bygoskich prosi o możliwość zrobienia zdjęcia rybom. Nie ma sprawy, będę kończył za chwilę tak czy siak. ......
W międzyczasie widzę, że stadko wpływa w wiązkę przetwornika. Tym razem zapuszczam hybrydę z ochotką na haku. Kila ryb jest w pobliżu i nic, Kiwok nie drgnie......A co tam. Ostatniego dołowię. Zapuszczam jeszcze raz srebrną dyskotekę, chwila zabawy w ciuciubabkę i jest. Żaden szał. Taki na 22 cm. Kończę, chłopakom mówię, że stoją w ten dziurze rybki, są niechętne do współpracy, ale są.
Rafałowi podarowuję dwie mormyszki, zobaczymy się na karpiach - piwo spijemy i będzie dobrze.....
Pakuję graty i zmykam. Zadowolony, bo coś sensownego połowiłem.
Dzisiejsze pasiaki.
       Podsumowując dzisiejszy wyjazd - jestem zadowolony. Rybami też. Bardziej tym, że znowu zadziałało połączenie sprzętu, elektroniki i przynęty. Nie chodzi mi o próżność, ale sześć  osób łącznie łowi 2 ryby, ja mam dziewięć, jedną spiętą. Taka jest potęga elektroniki i delikatnego sprzętu...... Chyba nie będę spieszył się  z filmami flasherowymi......
A w język gryzę się dla tego, że w dzisiejszych warunkach łowiło mi się dragonkiem bardzo przyjemnie. Po prostu kwestia konkretnego zastosowania dla właściwości kija. Owszem, nadal brakuje mi w nim ciut mocy do podniesienia rybki, ale do mormyszki jest ok. Gdybym miał sobie jakoś to wytłumaczyć, to tylko tak, że nie warto zmieniać sprzętu co wyprawę. Trzeba poznać to, co się ma i łowić. Błędy są nieuniknione, ale ten ich nie popełnia, kto nie łowi, a napina się w internetach......




piątek, 22 stycznia 2016

Wojna hybrydowa

Mroźny poranek...
Z zamiarem zrobieni tutoriala/testu flashera ruszyłem tyłek na znane mi od wielu lat spore jezioro. Cały wachlarz sprzętu, wędeczek, wędek, błystek, mormyszek, ledwo na sanki pomieściłem to wszystko. .

Na miejscu byłem o 7.30, cisza, mróz - chyba z -10C. Na lodzie nikogo. Z daleka słychać trzaski pękającego lodu - znaczy wyż, albo poziom wody trochę spadł. Świadomie szukam głębi, bo teraz przy trzcinach to można się poopalać......
Maszyna idzie w ruch, rapalka na pokład, pierwsza seria dziur. Nic. Następne 100 marszu, kolejna seria dziur, coś tam na ekranie widać. Są pierwsze wyjścia do przynęt, znaczy to tak wygląda - bo seria odczytów wynurzających się z  toni sugeruje raczej płotkę niż pasiaki.
Z daleka widzę pierwszego wędkującego. Znajomy. Po kolejnej serii dziur osiągam jego rejon. Poznaje mnie. No i zaczyna opowieść, że przedwczoraj w tej zatoce nałowił kilkadziesiąt ładnych okoni w granicach 30cm. Dziś lipa, nie chcą brać. Przy okazji dopytuje mnie czy mam jakieś mormyszki na handel. To się nazywa sprzedaż bezpośrednia. Z mojego pudełka na jego żyłkę.... i do wody. Mijamy się, każdy idzie w inną stronę. Dochodzą wędkarze. W międzyczasie obłamuję mi się przelotka szczytowa na cięższej wędce do bałdy. Bez paniki - dziś mam od wyboru, do koloru. Jakiś czas temu skusiłem się na coś takiego:
Nieźle giętka, sensowna rękojeść - zwłaszcza dla kogoś, kto trzyma za kołowrotek - jak rękojeść pistoletu. ;)
Chwilowe ofiary wojny hybrydowej.
Do tego Catana najmniejszego rozmiaru, starsza - z tych niebieskich.(srebrnych). Żyłka 0,10. Dowiązałem skoczka i zaczynam skakać przy dnie. Cisza, nic. Flasher cały czas kręci, widać jakieś odczyty ryb. W następnej dziurze zakładam małą bałdę -korpus 2,5cm, na haczykach berkleyowska ochotka. Dziura ożywa. Duży ruch przy dnie, za chwilę spinam pierwszą sensowną rybę. Następuje cisza. Szukam dalej. Są. Kolejna spinka - k...a, co jest? Nie umiem łowić na to, czy jak? Głębokość oscyluje wokół7-8m, to nie jest mało..... Po kolejnej straconej rybie( w czasie holu) odkładam ten wynalazek. On jest zbyt miękki, by na takiej głębokości wpiąć haczyk w okoniowy pysk. Sięgam po cięższy kij. Okonie kręcą się przy przynęcie. Brań nie widać. W oddali ktoś coś wymormyszył. Chwila zastanowienia, przegląd pudełek. Do korpusu kuusamowskiej błystki dopinam na drucianych szelkach haczyk. Na niego idzie ochotka.  Ryby pokazują się. Wychodzą i uderzają.  Odławiam 3 zawodników od 15 do 25 cm.
Później już cisza. Ryby wracają do wody.
Niestety - filmy z flashera nie wyszły. W jakości 1080 klatkarz jest zbyt wolny i praktycznie niewiele z tego widać. Muszę zmienić ustawienia, by filmowanie było płynniejsze, no i włączyć tłumienie wstrząsów, bo obraz skacze. Flasher to mechaniczna echosonda i obrotowy silnik generuje spore wibracje. Stąd taka lipa. Na lodzie sporo znajomych. Tych po okoniu, jak i po karpiu. Sporo opowieści, wspomnień. Znowu jakiś człek dziwuje się flasherowi, że to nie jest taka normalna echosonda......
Zwijam się. Z mocnym postanowieniem powrotu, z mormyszkami i ochotką. Ponoć to ostatni dzień  mrozów, od niedzieli odwilż - też będę. Zanim nadejdą wichury. Idę nawinąć świeżych żyłek, dobrać mormyszek i wyjąć wkładki z butów do wysuszenia. Fajne są. Ciepłe. Zwłaszcza jak nie bierze ryba..... Do usłyszenia wkrótce.
Aaaa, zapomniałbym. Czym jest wojna hybrydowa, wie ten, kto interesuje się choć trochę polityką lub wojskiem. A mnie tak naszło, bo do błystki dowieszałem ochotkę, coś powalczyć się udało.Stąd też tytuł dzisiejszego wpisu.



środa, 20 stycznia 2016

Lekcja poglądowa - wtorek.

Było jeszcze gorzej. Niewiele ryb było widać. Znaczy - okoni. Białoryb ruszył. Dużo odczytów w toni wodnej. Kręcenie się wokół przynęty bez pobicia.....Czyli jak to mawiają Rosjanie - głuchozimie. Nie będzie lekko, ryby wyniosły się  z dotychczasowych miejscówek, mogą się pojawić lokalne deficyty tlenowe. To, jaki i rozproszenie stadek okoni po okresie pierwszego lodu utrudnia namierzenie ich. Chylę czoła przed każdym, kto łowi ryby regularnie o tej porze roku. No, te powyżej 25 cm długości.
W sumie ja ostatnio stosuję podejście "duże, albo wcale", z naciskiem na wcale. Teraz to chyba ostatniego lodu czekać. Być może nastąpi to dość szybko - przyszły tydzień w plusie ma być. Fajne łowienie. Nic nie obmarza na wędce, w przeręblu. Z rybami -raz są, a raz ich nie ma. Czyli w normie.
Jutro chcę wypuścić się na stare bezmotylkowe szlaki. Może uda się nagrać jakiś materiał. Wielkość ryb nie ma znaczenia - byle się działo. Do usłyszenia wkrótce.

Lekcja poglądowa - poniedziałek

Właśnie wróciłem z gór i dolin. Nie robiłem materiałów video żadnych - bo i nie było czemu sprzęt rozstawiać.
Przekonałem się dziś, że ws. okoni nie można być niczego pewnym. W zasadzie jest jedna pewna rzecz: nie ma nic pewnego.
Do rzeczy. Nie chciało im się, były, ale nie chciały. Nie pomagała zmiana kolorów bałd, granie skoczkami, zawiodła broń ostateczna w postaci ochotki na srebrnej dyskotece.....
Dawno nie widziałem czegoś takiego. Mógłbym nakręcić film - jak okonie mają przynętę tam, gdzie kończą się im paski....... Masa wyjść do przynęty(flasher), duże ryby pływające w stożku echa, drobna sieczka wyskakująca na chwilę od dna.....jednym słowem komedia na całego.
Po obłowieniu znanego garbu ruszyłem na górki, obszedłem cztery. Z satysfakcją stwierdzam, że nie wszystkie były rąbane( siekiera tam rządzi) - czyli nie znają. Żadna radość z rybami - do błystek skakały palczaki i to tak łapczywie, że pysk miały spięty kotwicą. Nałowiłem się świeżego powietrza, piękna pogoda  - nie na ryby. Księżyc na niebie od przedpołudnia - to nigdy nie dawało ryb....Rano śnieg. Wyjścia są dwa - albo ryby wiedzą coś o pogodzie, czego nie wiemy my, albo miesiąc miodowy (znaczy pierwszy lód ) zakończył się i teraz pozostanie dłubanina.
Mimo wszystko cieszę się bardzo, bo na własnych nogach sprawdziłem buty Norfin Yukon. I wiem, że to strzał w przysłowiową dychę. Nie zmarzłem, są wygodne, wygodnie się ubierają i zdejmują. Niestety dla naszego Lemigo - tu nie ma co porównywać. Jedyna różnica to cena. Mam Lemigo, tam marzłem i nie mogłem się wcisnąć/wycisnąć do buta. Profil cholewy "kielich", Łotysze mają coś na kształt najsłynniejszego obuwia Rusi- walonek.
Także o nogi jestem spokojny. Dotąd chodziłem w śniegowcach, super buty gdy jest sucho. W czasie odwilży przemakają i tyle.
Nie wiem gdzie pojadę jutro, ochotka mi już schodzi w pudełkach - muszę ją wykorzystać. Może odwiedzę stare miejscówki sprzed lat.


sobota, 16 stycznia 2016

Szlachetne zdrowie.........

Ech, chciałem zacząć ferie wędkarsko -a tu lipa. Siadły mi oskrzela, chcę się podleczyć na poniedziałek - wtorek.
Wykorzystuję przymusową przerwę na kolejne wariacje przynętowe bałd. Powoli kończy się tzw. pierwszy lód, okonie zaczną grymasić. Być może trzeba będzie je zirytować, zaciekawić.... Stąd takie kolory nowych zabawek.
Prócz tego odkopałem korpusy ciężkich skoczków, uzbroiłem, niektóre podmalowałem w żarówiaste wzorki. Będą super na duże głębokości - a tam zamierzam walczyć.

niedziela, 10 stycznia 2016

Drapieżnik.

Gospodarka planowa nie zawsze jest zła.....

Otóż chodziło, by być na lodzie jak najwcześniej. Trzeba wykorzystać potencjał miejscówki i dobowe cykle żerowania garbusów. Miało być w minusie i było, wiedziałem, że będą problemy z kiwokiem silikatowym - zamarza w środku i cześć, trzeba żyłkę wywlekać ręcznie. To zabiera cenny o poranku czas na miejscówce i jest po ludzku upierdliwe. Wczoraj wieczorem wylutowałem kiwok z blaszki stalowej, miał on być panaceum, ale po pierwszym przepuszczeniu zestawu przylutowane oczko z drutu stalowego odpadło i zjechało do balansówki, którą akurat serwowałem w tej chwili rybom.
Na lodzie byłem o 7.50, cisza, szaro, na lodzie pusto. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zapomniał czegoś. Tym razem chodziło o wyłączenie zasilania kamery, ładowarka samochodowa pracowała całą noc i okazało się, że jestem bez prądu w kamerze, znaczy z chwilą prądu w kamerowej bateryjce. Prócz tego trzeba było zaimprowizować połączenie z stykiem akumulatora - ułamało się w kieszeni. Mniejsza o to, bo w ostatecznym rozrachunku zaimprowizowanym połączeniem podpiąłem ładowarkę USB do aku flashera, i było wiadome, że voltów starczy. Tylko gratów więcej do przenoszenia między dziurami, bo dodatkowo statyw kamerki.
     Od razu idę na wczorajsze dziury, odpalam flashera. Są. W ciągłym ruchu, Do wody idzie wczorajszy zestaw z bałdą. Nie trzeba było długo prosić ryb do tańca....Zanim odpaliłem kamerkę miałem już dwa spore okonie na lodzie. Brania pewne, żadnych podhaczeń, miały ochotę na imitację ochotki ,zasysały pewnie. Chwila szamotaniny z kablami kamerki, zrobiła się cisza. Wiercę serię dziur, widzę następne ryby, niestety odpływają w pokoju - obmarzający kiwok spowalnia opad dużej przecież (8g.) przynęty. Trzeba szukać dalej. Mam rybę. Spora. Hol spokojny, pod przezroczystym lodem wiruje jasne cielsko. Jest spory. To ryba dnia. 36 cm, 628g. Szukam dalej szczęścia. Następny hol, przy przenoszeniu gratów widzę, że kamera się zawiesiła, pomaga wyjęcie baterii - tracę nagranie niestety. Kolejna dziura. Widzę ryby, chcę zrobić test innych przynęt, kopara mi opada, bo okonie uciekają od błystek, balansówki traktują obojętnie. Wpuszczam też do akcji wiedźmę. Jest za lekka, to ponad 10m wody, opada i opada, żadnej reakcji ryb. Kończę eksperymenty i wiercę dziury seriami. W jednej ma trzy spore ryby. Kumple odprowadzają towarzyszy do pół wody ,co daje nadzieję na więcej brań. Scenariusz flasherowy ten sam. Ryby są, lub wnerwiam je graniem haczyków z imitacją ochotek. Nie zawsze jestem skuteczny, brania są mało czytelne, luźne haki nie dają rybie oporu, ona je po prostu zasysa i nie można grać - czuć tylko pulsujący ciężar na żyłce Spinam dwie sztuki,  spowolniony opad bałdy kosztuje mnie kilka brań - świeża dziura, ryby są, zanim podam przynętę, wychodzą ze stożka przetwornika. Kilku zawodników odpuszczam, odsuwam się nieco z tego blatu, wychodzą małe ryby - jeden jakiś żółty, pewnie od piasku, lekko poniżej 20cm. To nie moja melodia, nie dzisiaj. Bo wszystkie dotychczasowe ryby przekraczają 30cm. Niektóre sporo. Wracam na szczęśliwą dotąd miejscówkę, ryb coraz mniej, jest godzina 10. Nie chce mi się taszczyć flashera i kamery z dziury do dziury, poza kadrem doławiam jednego z mniejszych, w tej samej dziurze jeszcze jedna spinka i to koniec na dzisiaj. Nauczyłem się robić zdjęcia tym ustrojstwem, wyszły słabo, ale są. Mam nadzieję, że filmy będą lepsze. Jeszcze ich nie widziałem. Dziś nie dam rady obrobić materiału. Czas na mnie,  obiecałem Wiolecie, że będę przed obiadem, niezawodny żołądek daje znać, że to ta pora. Poza tym ryby skończyły poranny żer.  Ktoś idzie od brzegu......
Wysyłam znajomym sms-y z rybami, dzwonie do domu, że jedziemy odwiedzić teściów......mam coś dla nich. Chwila refleksji nad dzisiejszym dniem - plan zrealizowany. Bez finezji, konwenansów, ot, czysta robota. Pracowałem na nią długo, od jesieni - mapując, rzeźbiąc klamoty na lód, słuchając Łukasza, że z flasherem to jest inna robota. Wioleta też ma zasługi - dał mi swój samochód na wyjazd, a pachnie tam dziś pięknym okoniem. Ja nie mam jeszcze zimówek - nie zdążyłem. Bo człowiek nie dosypia, tylko rzeźbi te podlodowe biżuterie ;)
Zabrałem osiem ryb, ważyły cztery kilo, średnia wyszła pół kilo, ale dwa były większe - po 620 gramów. Jak to śpiewa Bednarek takie chwile jak te, nie zdarzają się zbyt często.... Tym bardziej, że idzie odwilż.
Dzisiaj to ja byłem drapieżnikiem. Wczoraj znalazłem ryby, dziś je osaczyłem, złowiłem i zamierzam je zjeść... nie mam jakiś wyrzutów sumienia z tego powodu.....W tygodniu skoczę na zwykłe okonki, nakręcę filmik o łowieniu na bezmotylkę na pasiaczkach, które ponoć dość współpracują. Ale myślami pewnie do końca zimy będę na górach, dolinach......

         Film będzie, jak  go poskładam, na pewno nie dziś. Mam robotę do szkoły, no i chcę zintegrować kamerkę z flasherem. Jakieś przeguby, ramiona, zawiasy mam. Tyko trzeba to funkcjonalnie poskładać do kupy.
Do usłyszenia wkrótce.


sobota, 9 stycznia 2016

Wreszcie!


Strasznie ślisko było rano, szklanka na asfalcie, droga zajęła mi 50min. Wiochy zabite deskami, lisy ganiające po ulicy niczym psy.....
Jadąc nad wodę, oczekiwałem ryb, szedłem jak po swoje. W oddali widziałem dwóch wędkarzy pracowicie dziurawiących lód na małym obszarze. Dość bajkowo, znaczy siekierą, z daleka widziałem na lodzie reklamówki, czasami schylali się na lód. Nie tracąc rezonu pierwsza seria dziur przy wyspie - tam kiedyś brały okonie.....teściowi, za młodu, pewnie za Gomółki jeszcze..... Teraz tylko czekać ryb.
A tu zonk.To nie takie proste....... Górki i ich okolice okazały się puste, nie pomagała zmiana przynęt, prowadzenia, flasher nie pokazywał dosłownie nic. Obskoczyłem wyspę, następną górkę, nic. Co jest k....a?! Gdzie te ryby? Przecież to bankowe miejsca.....Sprzętu pełne pudła, GPS załadowany wiedzą, w głowie gotowe scenariusze prowadzenia przynęt....Okazało się tylko, że bankowe są tylko kredyty, natomiast ryby nic nie robiły sobie z super lokalizacji, przynęt i sposobów ich prowadzenia. Zacząłem żałować, że nie wziąłem mormyszek, bo jechać kawał drogi i przyzerować = żadna frajda. Po dwóch godzinach obrabiania bankówek bez śladu ryby poszedłem pod trzciny. Kolejne serie dziur i nic. W miedzy czasie zmieniam zestaw, pimpel idzie do pudła, do ręki biorę kij do bałdy. Zakładam taką z czarnym korpusem. Siedzę na styrobianie, but jest podparciem dla szczytówki, flashera nie chce mi się ruszać. Traaach, siedzi, całkiem zgrabne +20cm, blady jak pewna część ciała u eskimosa.......To pewnie ciśnienie, ewentualnie dość prześwietlony lód zrobił tak jasną barwy u ryby. W każdym razie cieszę się jak gwizdek, woda otwarta, przynęta obłowiona. Jako, że brak towarzyszy, woduję rybkę i idę dalej. W kolejnych kilku dziurach mam dwie miniaturki pasiaste, jedna podhaczona, widać słabo dziś żerują, kręcą się wokół przynęty, nie ma pewnych uderzeń. Kolejne serie dziur w kierunku środka wod - cisza. Widzę, że ci dwaj od siekierezady zwijają się. Choćby z ciekawości pójdę sprawdzić ich miejsce. Wracam do wyspy, kontrolne przepuszczenia bałdy, agresywne uderzenia o dno bez reakcji u ryb. Jeszcze z 200m i jestem na ich miejscu, masakra, tyle dziur i to dużych, tu na pewno coś złowiono. Widać ślady krwi na lodzie, pewnie okoń zażarł mocno diabełka. W jednym z przerębli widzę kręgosłup ryby - co jest? Łowienie z degustacją? Nie, to okoń wypluł niestrawione do końca resztki swej ofiary. Odpalam flashera, siadam nad jedną z dziur po siekierze. Spora. Flasher pokazuje odczyt ryby przy samym dnie, pierwszy atak, pudło, zaczynam kombinować z grą, widać odbicie ryby kręcące się przy przynęcie.....Siedzi. Ładnie walczy, odjeżdża mocno na bok, udaje mi się włączyć kamerkę. Będzie ładne ujęcie. Widzę go, jest spory, jeździ brzuchem do góry, jest podhaczony pod pyskiem - to tłumaczy jego harce. Ładna sztuka, ponad 30 na liczniku ma. Kumpli nie widać, pojedyncza sztuka. Po chwili ryba wraca do wody.

Działo się tutaj....

Bez żalu. Widzę jednego z właścicieli dziur jak gramoli się na lód, w ręce spora siekiera, w międzyczasie łowię kolejnego sporego pasiaka. Krótka rozmowa z człowiekiem, mówi, że rano złowili ale niedużo. Mając w pamięci poranne reklamówki......ty mi mów, a ja zdrów....
Drugi z kompanów dociera na lód, dopytuje się o echosondę, ryby nie współpracują, spinam kolejną niezłą rybkę, brania są proszone i z samego gruntu - bo tylko tam działa bałda. Ryby nie wpływają w wiązkę przetwornika, jeżeli to już są na miejscu i bardzo leniwie podnoszą się z dna.
Z brzegu idzie kolejny człowiek, niesie ze sobą młodą brzózkę - tak z 4 - 5metrów drąga. Pytam się go " Ta pała na nas?"
- Nie, boję się lodu, raz już wpadłem do wody na lodzie. Po kilku minutach jego opowieści o rybach facet prosi o możliwość zrobienia sobie zdjęcia z moim sprzętem - żeby wysłać kumplom ze Śląska. W zamian pokazuje zdjęcia z leszczami w swym telefonie. Niech mu będzie, pstrykam mu fotkę jego telefonem, gość prosi o możliwość zrobienia sobie zdjęcia z okoniem.
 - "Ja im później powiem, ze to zgryw"Wyjaśnia też okoliczności kąpieli na lodzie, Tam też pozował do zdjęcia, w zamarzniętej zatoce. Na szczęście było tylko 2,5metra wody i blisko do kempingu na brzegu......
Widzę kolejne wyjście ryby na flasherze, gość "Andrzej" próbuje mnie popędzić do pozowanej fotki z rybą: - Ta ryba na lodzie zaczeka, te pod lodem nie" - studzę jego zapały. Zaciekawia go flasher( zawsze ciekawi zwiedzających), widzi odczyty ryb. Dopytuje się o przynętę.Zbywam go, mówię, że jak wyjmę rybę, lub odpłyną - wtedy zobaczy na co łowię. Jest. Kolejna ryba, wygląda na sporą, nie to średniak, znów podhaczony. Ryby ewidentnie nie chcą brać. Z ciekawości, wrodzonej agresji, przyduszają przynętę. Widzę inne paski odprowadzające moją ofiarę  - będzie dobrze. Guzik. Te kilka sztuk rozproszyło się, kręcę dziury w pobliżu - bez rezultatu. Nie ma, skończyło się.
Żołądek podpowiada, że czas kończyć. Będzie pewnie 13 - ta. Jeszcze jedna dziura, ostatnia. Cisza. Rozglądam się gdzie są moi zbawcy niezawinieni. Zapamiętuję miejsce - chcę tu wrócić jutro. Jeszcze wcześniej, skoro świt, nie będę siedział tak długo. Odmeldowuję się Wiolecie, Rafałowi, Z Łukaszem rozmawiałem wcześniej.
Wreszcie coś więcej niż 15cm. Ostatnia fotka ryb, potem wracają do wody. Nic im nie będzie, jest  w lekkim plusie, spokojnie można je zwodować.

W samochodzie dopada mnie senność. Kurcze, pewnie jutro będzie padać śnieg.......


piątek, 8 stycznia 2016

Po górach, dolinach......

Jutro wyjazd. Zapuszczam się na mapowane wcześniej jezioro. Kilka sporej wielkości górek, strome stoki brzegowe, mnóstwo twardego dna......
Będę tam.....

Dane naniesione do GPS ręcznego, zabieram flashera na sanki. Martwi trochę odwilż, w błocie źle się wierci i chodzi, a spacerowania będzie sporo.
Na lód przygotowałem dwa kije ukompletowane z cięższymi błystkami, rapalkami 4cm, wziąłem kilka woblerów podlodowych Salmo Chubby Darter. Do opukiwania dna zrobiłem kilka przynęt nazywanych w Rosji bałdami.
Zabawki na jutro.
Korpusy mosiądz, pętla z grubszej żyłki, na którą nanizane są haczyki z dekoracjami. Po chwili zastanowienia myślę, że to wariacja błystki dennej, której prowadzenie i opukiwanie dna ma wabić ryby. Celem ataków są same, swobodnie zawieszone haczyki. Wymagany jest tutaj kiwok spiralny, silikatowy znaczy. Kiedyś pisałem jak go zrobić.
Wziąłem też Abu Pimpela, stara klasyka z unikalnie wyprofilowaną szczytówką. Dość ciężka, niesamowicie wygodna w łowieniu i wybieraniu żyłki na szczytówce. Kołowrotek to ściema, czyli magazyn żyłki.

Zestaw uzbrojony na grubo, fluorocarbon 0,25mm.
Tak na wszelki wypadek wezmę coś z drobnicy, czyli jakaś bałałajką z podstawowym zestawem bezmotylek.
Odwilż ruszyła, złe warunki drogowe. Znajomi połowili okonie i okonki. Trzeba wykorzystać te kilka dni na maxa, bo z zimą pewnie będzie źle w dalszej perspektywie czasowej.
Szlag mnie trafia, bo ochotka jest nieosiągalna w lokalnych sklepach, nie wiem jak u was, ale widać zima zaskoczyła nie tylko drogowców.....
Do usłyszenia wkrótce.

środa, 6 stycznia 2016

Lipa.pl

Byłem, wróciłem i nie złowiłem.
Jeden okonek 25 cm na błystkę, masę chodzenia, kręcenia. Chyba jest za zimno. Ponoć jezioro na którym wiercę lepiej darzy na odwilży. Czekam na dostawę ochotki, będzie na piątek. Spróbuję na mięso. Jutro chcę jechać na drugą zmianę -tj. 13-16. Może coś więcej się wydarzy. Jedyny pozytyw wyjazdu to świeże powietrze i stabilne +/- 10cm lodu na jeziorze.
Do usłyszenia.

sobota, 2 stycznia 2016

Było ich cztery.

Wszystkiego wysiedziałem mniej niż trzy godziny.
Lód w zatokach 8-10cm, na środku 5-7. Woda ta sama corocznie, płytka młynówka ze wspomnieniem okoni....
 Zgodnie z oczekiwaniami było ciężko, ryby widziałem. Sezon otwarty krąpikiem,  cztery okonki , z których tylko jeden miał wymiar. Pogoda okropna, w normalnych zimach nie wytknąłbym nosa z domu/warsztatu, no ale sezon trzeba jakoś otworzyć.
Byłem na granicy przemarznięcia, wiatr 7-8m/s wciskał się wszędzie, dość powiedzieć że nie dało się łowić w bezpalcowej rękawiczce, a w śniegowcach czułem chłód. Brania były dość widoczne/odczuwalne pomimo piźdźiawy, obławiałem wiedźmy swojej roboty. Cztery z pięciu rybek doceniły ich pracę ;)
To te małe wredoty....

Co jeszcze - filmowanie i łowienie to nie robota, muszę pomyśleć nad jakimś powerpackiem/akumulatorem bo nie wyrobię na baterie.  Poza tym to dodatkowe klamoty  do noszenia, no ale nic, słowo się rzekło, trzeba się przyzwyczaić. Ryby sfilmowane dwie, póki co nie mam czasu na obrobienie materiału, wrzucę później. Jutro może na inną  bujnę się na inną wodę, ryby ponoć mniej tam wrażliwe na światło, a ma być słonecznie. Byłem na lodzie z Markiem, on łowił tradycyjnie, tj. czerwony robak na pokładzie mormyszki, wyjął trzy palczaki. Także przynajmniej nie było nudno.
Pierwsze koty za płoty, jutro może będzie lepiej, a jak nie, to w środę wyskoczę - święto, do weekendu mrozy - czyli za tydzień też będę. Tyle jeżeli chodzi o zwiady. Do usłyszenia wkrótce.