wtorek, 25 grudnia 2018

Życzenia.

Szanowni Czytelnicy, z okazji Świąt Bożego Narodzenia, wszystkim wam życzę dużo zdrowia, rodzinnej atmosfery, wypoczynku i spełnienia planów nie tylko wędkarskich.

Poza nielicznymi szczęśliwcami, którzy łowią, czekamy w Nowym Roku na stopę lodu pod świdrem.
Darz lód !

Zupdatowałem wpis o przygotowaniach Marka do sezonu- są tam zdjęcia przedświątecznych oksów - bardzo zacnych.  Zazdroszczę szczerze i po katolicku ;)



Najlepszego!

wtorek, 11 grudnia 2018

Czas płynie. To już 5 lat jesteście ze mną.

Początkowo chciałem napisać, że to ja jestem z wami, ale po chwili refleksji przyszło to, co prawdziwe.
1 X 2013r. przywitałem się z wami po raz pierwszy. Później był czas teorii, recenzji sprzętowych w oczekiwaniu na zimę. A z tym bywa różnie niestety, czasami ze złością pomyślę, że zimy skończyły się, gdy zacząłem pisać- ale one i tak by się skończyły. Tu nie mamy wpływu.
Czytelników statystycznie przybywa, widzę do w ilości odsłon. Nie boli mnie, że jest ich 80 tys na chwilę obecną, około 100 dziennie w ostatnich czasach. Ten blog miał być z założenia niszowy, swojski, mój.
Nie boli mnie, że ktoś założył podobnie brzmiący blog o wędkowaniu podlodowym na Mazurach.
Radości dużo jest, jak ktoś napisze w komencie, na forum wędkarskim innym podziękuje. To jest radość ,która pomaga, gdy okoliczności nie za ciekawe, brak czasu czy chęci.
I tak planuję pozostać. Na FB jestem za stary, lajki, dislajki to nie mój świat. Pewnie czytelników byłoby więcej, ale kto chce, ten znajdzie przekaz.
Jest jeden problem, chciałbym uporządkować treści, a nie wiem jak to zrobić. Widziałem inne blogi na tej platformie, gdzie treści są posortowane na bloki tematyczne- ja nie umiem za bardzo.
Może znalazłby się ktoś, kto podpowiedziałby jak to zrobić??



P.s. Najbardziej poczytnym tematem w historii bloga jest ten o namiotach podlodowych- zachodzę w głowę dlaczego??

https://podlodowo.blogspot.com/2013/12/ciasny-ale-wasny-czyli-z-czym-do-lodu.html


Dzięki Bartek za pomocną linkę- teraz przynajmniej łatwiej można będzie znaleźć poszczególne wrzutki- rozdzieliłem na kategorie stosowne. 
Ze trzy godziny zabrało mi porządkowanie bloga, mam nadzieję, że teraz stanie się przyjaźniejszy dla nowych czytelników. 

środa, 5 grudnia 2018

Poważna spawa- Marek się zbroi.

Witajcie.
Dziś nietypowo, bo fotki od Marka, jego ostatnie zakupy/rzemiosło.

Klasyczna podlodówka z bębenkiem, sam mam - ale używam jako zwijadła do dzwonkowego podajnika ochotki. W moim egzemplarzu jest ośka-zwykła śrubka, która rdzewieje, warto zajrzeć i ewentualnie wymienić na coś odpornego na wilgoć.


Pika do lodu:

"Pierzchnia to pręt zbrojeniowy 20ka chyba długość 45cm wspawany w rurkę od wody, chyba 4 cale? pasuje trzonek od łopaty :) kumpel naciął jak widać i podginał do pręta i pospawał , pomalowałem to na czarno zwykłą olejną mat ,ale świeci się jak psu jajca :) trzonek mam od starej kosy , muszę jeszcze trochę popracować nad ''rękojeścią'' aby wyszedł taki grzybek ,całość ma 96cm i jest jak dla mnie akurat , pasuje jak laska , tamta moja druga ma 110cm. A grot wyklepałem podgrzewając w ognisku.  "



I na koniec zgrabny pasiak na lodzie, tak na zachętę dla nas

Ryby Marka, pierzchnia działa i to dobrze ;) Największy pasiak miał 34cm.






niedziela, 2 grudnia 2018

Byłem, przeżyłem, nic nie złowiłem- ale odpocząłem.

Lód zdatny- podobnie jak u Grześka.
Ale po kolei....
Zgodnie z planem pobudka o 6tej, spakowanie klamotów, ciuchy i minimalny zestaw sprzętowy- dwie wędeczki do drobnicy-- te z wczorajszego wątku i jedna większa do balansówek.
O ósmej dokulałem się, trochę ślisko po drodze, zmieniam buty, zakładam rynsztunek i w drogę.
Nie dało rady podjechać bliżej, trzeba zostawić auto  przy szosie- drzewa leżą na dojazdowych dróżkach do wody. Lód okazał się wystarczająco wytrzymały, nic nie trzeszczało, realnie z 8cm miał. Z racji tego że monolit, bez śniegu, to wytrzymałość duża i bez większego stresu można było chodzić i próbować łowić.
Pierwsze serie dziur obławiałem balanasówką Rapali, potem mormyszki & co. Nie pomogły zmiany miejsca i przynęty, szukanie w resztkach drzew i blisko sterczącego z dna zielska- nic. Ryby nawet jak były, to wiały z daleka- prześwietlona woda to nie jest mój optymalny teren łowiecki.
W sumie zrobiłem i obłowiłem z 40 dziur,  może ciut więcej.  Nie doczekałem się żadnego brania, nie rozpaczałem zupełnie- pogoda rekreacyjna +1, słońce, słaby wiatr. Taka rekreacja wyszła.
Marek -lokals dołączył na pogaduchy, kawał chłopa, powyżej 120kg wagi, lód ani jęknął- no może raz ;)
Także koty zwiały za płoty- nie mam pretensji, nie oczekiwałem, nie zaskoczyło mnie nic tego poranka.
Aha- wędeczki spełniły założenia, łowi się nimi całkiem wygodnie.
Już przy samochodzie odbieram telefon od kolegi, który obrabiał lokalne błota i poza kilkoma palczakami to szczupaków się naoglądał- największe mogły mieć z 5kg w jego wersji- a to człek dość wiarygodny w tych sprawach. Uciekały spod nóg i jak sam stwierdził, była to lepsza frajda niż chodzenie za palczakami w paski.....

sobota, 1 grudnia 2018

Czas pierzchni/ tunning- Finki- tfu, Chinki.

Wiem, że niektórzy próbowali już wchodzić/łowić na lodzie.
Być może jutro sam pojadę spróbować wejść na lód, który na mojej O....jest już od poniedziałku i powinien być chodliwy w miejscu, gdzie nie ma przepływu.

Nawet wędeczki dwie wymodziłem na tę okolicznosć, z jedwabistej pracy jednej z nich jestem bardzo zadowolony- bo to najtańsza podlodówka jaką znalazłem ub. zimy na  znanym portalu aukcyjnym.......
W zasadzie spakuję się jutro, najważniejsze, by przymrozek się utrzymał......
Jednorazowy wyjazd, następnego nie będzie- brak czasu, odwilż, wiatr w nadchodzącym tygodniu, a do kolejnego weekendu ma być bardzo ciepło jak na grudzień. Stąd też minimum przygotowań, by nie robić sobie apetytu na zasadzie patrzenia w witrynę cukierni będąc głodnym.....
 Lód jest szklisty, bez powłoki śnieżnej. Nie lubię go, ryby widzą nas z daleka i wieją ile sił w napędzie. Poza tym zapiaszczony- niszczy noże w świdrze, ale nie tym razem.
Ryzyko jest większe niż zazwyczaj- max było -8 dziś w nocy, więc zbyt wielu cm tam nie ma.
Dlatego tylko i wyłącznie pierzchnia- pozwoli obmacać lód, w razie co zakleszczę się na niej. dodatkowo kolce na szyi- gładki i śliski lód uniemożliwi jakikolwiek chwyt. Więc stalowe pazury mogą zadecydować o szybkim wyjeździe na lód. Do tego najwierniejszy towarzysz - Azor, stara folia, linka, ale będzie za mną - tak samo od lat.
Jakkolwiek by nie było- skrobnę coś jutro, kilka fotek zapodam.

A teraz wędeczka.
W zasadzie to 15min roboty przy posiadaniu kilku narzędzi i materiału łożyskującego PTFE. Równie dobrze  można użyć plastyku z butelki PET....


Cała sztuczka polega na podcięciu trzpienia z gwintem tak, by nałożona podkładka nie obracała się ze szpulką- zniknie wtedy upierdliwy samodocisk lub samodkręcanie się pokrętła mocującego szpulkę.


Oczywiście drugi ślizgacz pod szpulkę



Wybaczcie, że się nie starałem- ot nożyczkami wyciąłem odrysowane za pomocą 10gr krążki PTFE, wykrojniki z rurek mosiężnych, reszta to nożyk do tapet.Oryginalną przelotkę zdjąłem, nasunę kiwok w jej miejsce.  Oddawanie żyłki miód-malina, żaden okoń nie straszny na cienkiej żyłce. A to wszystko w dosłownie chwilę i dosłownie za grosze. 

Do usłyszenia jutro.

niedziela, 11 listopada 2018

To co, zaczynamy??

Marek już przebiera nogami, ja jeszcze nie czuję klimatu. Ciągłe zagonienie, do tego wyszły sprawy zdrowia. Mam nadzieję, że stawię się z wami na lodzie- o ile on nastąpi. Ferie mam tym razem szybko, bo od 14 I a tu może nie być po czym chodzić.
Tak czy owak spodziewam się zimy za 2 miesiące, może trochę później.  Gryzę się, czy nie wziąć kieszonkowego echa z USA - w imię mobilności.
Wyleczyłem się troche z map mozajkowych, bo okazało się, że moje wody są strasznie monotonne , aż szkoda pływać po raz kolejny po nich. Może zdążę zrobić klasycznie jeszcze ze dwie małe wody, po jednej obiecuję sobie sporo, płytka jest, może bezmotylka tam zagra..
W międzyczasie zmieniłem echo i aku do pływania, fest maszyny no i próbuję pływać za sandaczem,
Do tego w wakacje stałem się inżynierem, zrobiłem sterowanie linkowe do pontonu, kierownicę z koła od kosiarki, kupiłem rozbity silniczek minnkoty i poskładałem elektrykę w nim.
Grube Do it Yourself z tego wyszło. Owik pewnie by się ucieszył , gdyby zobaczył.
Zacząłem się zastanawiać nad blogiem drugim, nawet nazwę już wymyśliłem, na szczęście przeszło mi.....




Tutaj w bogatej kompletacji, z daszkiem przeciwsłonecznym. Idealny lekki pojazd zwiadowczy do mapowania. Niestety, niezbyt wygodny do ustawiania na wodzie, trzeba wejść do wody  a to na zimnicy niepraktyczne.

Tutaj wczesny prototyp  maszynki sterowej na konstrukcji z rurek kanalizacyjnych pcv.....



Sprzęt wywoływał żywiołowe zainteresowanie na lokalnych jeziorach, sprawdził się, jest wygodny,ale wyspecjalizowany do mapowania/rekreacji.
Do łowienia na dużej dętce też zrobiłem pewne przeróbki- mogę wygodnie mapować i wędkować. 



poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Podsumowanie sezonu, wnioski, realizacja planów itp. cz. III

Logistyka i klamoty.

Rozmawiamy z chłopakami w komentach, czas przenieść sprawy na główny panel.

Bezśnieżna zima jest kijowa.......
Niestety. Taka jest praktyka ostatnich lat. Trzeba mieć podkute buty rakami, pył naniesiony na taflę z pobliskich pól daje ostro popalić nożom świdra. Nie to jest najgorsze. Otóż sanki na twardym lodzie hałasują  najbardziej. To płoszy bez dwóch zdań ryby. Kilka zasiadek utwierdziło mnie w tym przekonaniu, za długo czekalem na brania.  Z czasem zostawiałem sanki kilkadziesiąt kroków od miejscówy, świder w łapie, wędka w drugiej i flasher. Łowilem dość płytko- mniej niż 4m, stąd też większy wpływ hałasu na oksy. Twarda, krystaliczna tafla znakomicie przenosi drgania i hałas.
Podczas kilku wyjazdów saneczkowych coraz bardziej zacząłem się zastanawiać nad sensem targania sanek, na których mam tylko flasher. Wątpliwości poparte kalkulacją miejsca w samochodzie, realną potrzebą ciągania saneczek. Nie oszukujmy się, do łowienia na większe przynęty wystarcza jedna wędka- zwłaszcza podczas łowienia na chodzonego, z dużym przebiegiem i szukaniem ryb.
Do siedzenia mam azora- znaczy blok styro owinięty streczem, przywiązany do pasa. Ciepło i bezstresowo
Także sanki są ostatecznością, którą pozostawię na wypadek specjalnych warunków: szczególnie długi przemarsz, konieczność zabrania wałówy, dodatkowych pojemników, itp. w warunkach śniegu. Bo po piasku targać brzegiem takie klamoty nie jest lekkie ani przyjemne.
ja już pewnie z 8 lat noszę sakwy przy pasie, tam mam klamoty, rękawiczki, mały termos  oraz ewentualne ryby. Jestem przyzwyczajony do dodatkowych ciężarów.

Propozycja siedziska na dziś: Skrzynka Versus, do której należy dołożyć nóżki z kostek twardego styroduru, ew. dokleić na pokrywie do wysokości ok. 40-44cm.
Plastyk wytrzymały, zawiasy po obu stronach, możliwość dopięcia uchwytów na wędki, kubki. Co jest ważne wg. mnie - szeroka podstawa, która daje stabilność większą niż typowo podlodowe pojemniki z siedziskiem. Mój pojemnik  z alu, który miał rozmiary podstawy 48X19cm był zbyt wąski i wywrotny. Umieściłem tam echosondę  na boku, aku był w środku. Nie sprawdziło się, zostawiłem pomysł na rzecz sakw przy pasie i azora do siedzenia. Tutaj dół jest szeroki i nic takiego się nie wydarzy. Drobiazgi umieszczone w dodatkowych pudełkach rozwiązują sprawę wywrotki, upadku i wysypania się zawartości. Dodatkowo można użyć paska do noszenia na ramieniu - przez plecy i znów mamy ręce wolne, nic się nie zamoczy, a siedzisko jest stabilne.
Owszem, nie ma otworu na ryby, ale można spokojnie przytroczyć worek do tego celu. Bezproblemowo będzie można pożenić tę skrzynię z nartami, ew. składanymi płozami. Architektura na montaże jest.
Mam tylko jedną niewiadomą w tym temacie- ile waży taka skrzynka. Nie sądze że więcej niż 2.5kg. To spory atut. Nie wiem, czy nie sprawie sobie jej na ponton do spinningowych łowów.


Dlatego planuję zostać kieszonkowcem ;) 
Zmienić echo na mniejsze, zawiesić je na uprzęży, ducer nosić w kieszeni i używać przez cały czas. Iść przed siebie i nie oglądać się na klamoty, które zostawiłem za sobą. 

Strategia 
Chimeryczne ryby przećwiczyły mnie w tym sezonie mocno. Z resztą nie tylko mnie. Poza pierwszymi kilkoma dniami lodu- zbyt niebezpiecznymi jak dla mnie(a wiem,że inni połowili), ryby były wyjątkowo mało chętne do współpracy. 
Wielokrotnie udawało mi się je prowokować jedną przynętą, a łowić na zupełnie inną. 
Właśnie w ten sposób złowiłem największe oksy tej zimy. 
Opisywałem sprawę tutaj, na dole 

Później postępowałem tak samo i było to dość skuteczne. Do tej zabawy potrzeba dwóch wędek, z kołowrotkami, by żyłkę szybko wybrać i się nie poplątać, konieczne jest jakiekolwiek echo- by widzieć sytuację pod nami. 
Jeżeli ryba wychodzi , a nie chce uderzyć w przynętę -zapuszczamy diametralnie inną, zazwyczaj większą. 
Kolejna sprawa to szukanie ryb. Dotarło do mnie, że 
-lokalsi nie bez powodu dłubią w trzcinie na początku zimy. Tam jest życie, tam są oksy. Ta złota chwila trwa przez kilka -kilkanaście dni i trzeba się dostosować do ryb. Nie wybrzydzać, nie unosić się honorem ani ambicjami -"JA je znajdę tam, gdzie wy ich nie widzicie" Nie, nie, nie. Łowienie ryb to nie lot w kosmos, ale ja zapędziłem się trochę w teorie- zamiast obserwować i dostosowywać się do warunków. Do dłubania w trzcinie nie potrzebna jest elektronika, raczej zapas przynęt i wygodna wędka. 
Powyższe założenie jest aktualne tylko na początku lodu, później przewagę mam ja. Niemniej muszę wykorzystać na przyszłość także ten okres zimy. 
Odejść od sprawdzonych miejscówek...ale nie od razu.
- uwiązałem się mentalnie do dwóch wód, owszem, były wyniki, ale na nich świat się nie kończy, potrzebny jest plan nie C, ale E i F. Szukać- owszem, ryzyko niezłowienia jest, ale z drugiej strony otwieram się na nowe wody i ryby, które nie widziały moich błyskotek jeszcze. 
-Zacząć nęcić ryby, zwłaszcza na płytszych miejscówkach- do 5m. Nie mam na myśli tylko zanęty spożywczej, ale coś co ściągnie ryby z daleka i zainteresuje je. Wychodzi na to, że będzie to ziemia z odrobiną zanęty spożywczej lub jakiejs mikstury np z czerwonych robaków +brokat kolorowy
Ryby niekoniecznie żerują ochoczo w zimie, za to pora roku nie zmienia ich ciekawości i reakcji na widoczne z daleka obiekty- a takimi będą cząstki karmy i oczywiście brokat. 
- Przetestować fluorocarbon jako żyłkę główną przy balansówkach i błystkach. Tej zimy używałem jeszcze żyłki, ew. w połączeniu z przyponem z fluorocarbonu,  natomiast w przyszłym sezonie chcę używać tego materiału jak napisałem powyżej. 

Sprzęt typowo wędkarski 
- Potrzebna mi lekka wędka klasy M-L, do mniejszych blaszek, błystek dennych i bałd. Łowienie będzie bez kiwoka. Na czuja- jest szybsza reakcja na branie. Nie będę szalał z kasą- widziałem węglowe produkcje chińskie na alliexpres. Powinny się nadać: 
Maximuncatch-72CM 

- czas na test multiplikatora na lodzie, mam, więc pewnie wymodzę sobię wędkę z pazurkiem do tego. Mam Frabilla, który również opuszcza żyłkę swobodnie, ale w klasycznym mulcie jest lepsza kontrola paluchem szpuli, nie tworzą się brody zbyt rozpędzonej szpuli. Zdemontuję tylko snujący wodzik, by nie zamarzł. Mult waży dokładnie tyle samo co kołowrotek, ale jest z alu, linka jest prosta i powinna wzrosnąć czułość zestawu- przynęta, wędka multik.




sobota, 31 marca 2018

Podsumowanie sezonu, wnioski, realizacja planów itp. cz. II



Wesołych Świąt Czytelnicy,  wiem, że nie którzy z was jeszcze walczą, tym bardziej zdrowia życzę.

W kolejnej części podsumowania krótko o użyteczności zabawek i ich wpływu na wyniki.

Elektronika. 

Wreszcie dogadałem się z flasherem, na sam koniec sezonu opatrzyłem go w kilka pożytecznych ustrojstw, które zwiększyły wygodę jego użycia. A tutaj było o tym.
 Co ciekawe, planowałem go sprzedać, ale to specjalistyczne narzędzie, więc kupców na giełdzie forum jb. nie było. Patrząc na cenę, za którą wisiał, doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu.
W ogóle to sporo przemyśleń się zrobiło, głównymi sprawcami był Marek i świder tytanowy.
Dlaczego Marek? Sporo rozmawialiśmy w komentach o rosyjskiej elektronice - czyli o Praktiku
To taki mały blackbox z ekranem wielkości trochę wiecej niż 2 pudełka zapałek.
 W toku pracy wywiadowczej czyli oglądaniu materiałów YT i czytania ru-netu wyszły wady praktycznie dyskwalifikujace ten sprzęt do szybkiego łowienia, ja wiem że oni łowią z tym, ale to nie jest sprzęt, który jest prosty w obsłudze, dokładny i czytelny dla użytkownika. Do tego jest zadziwiająco drogi jak za parametry, które oferuje.
Jedyne zalety to kompaktowość konstrukcji i związana z tym lekkość oraz czas życia baterii- zwykłego AA szt. 1
Wady: szeroki stożek o kącie rozwarcia 40 stopni - czyli w gratisie bardzo duża martwa strefa, biorąca się z fizyki, czyli powrotu sygnałów do echa po odbiciu się od najbliższego obiektu.
Zatem nie będą widoczne obiekty na stromych spadach, przejściach ze stromego na płaskie. To są bardzo atrakcyjne miejscówki dla ryb, gdzie nie będzie możliwości obserwacji ani pracy przynęty, ani ewentualnych ryb !

Poniżej zobrazowanie penetracji toni w zależności od kąta przetwornika: szerszy to 45* (żółty) oraz  12* .Węższy to 22*żółtego i 6*czerwonego. Czyli zbliżone do tego co daje Praktik(40*) oraz tradycyjne flashery22/8*
Nadmiar informacji przy szerokiej wiązce powoduje, że nie jesteśmy w stanie ocenić co jest pod nami np. na 10m, co odpowiada mniej więcej okręgowi 8,5-9m obrazowanemu przez Praktika i w drugą stronę, wąska wiązka ducera w tradycyjnych flasherach 20/8 daje realnie ok 3m lub 1m pod nami na tej samej głębokości. Dlatego definitywnie im węższa wiązka, tym lepiej. Bo zbyt szeroki zakres penetracji toni ryb nam nie przysporzy - za daleko są, a zimą to one rzadko ganiają przecież, do tego tracimy obrazowanie spadów-  o czym pisałem wyżej.


 Bo na wczesnym lodzie chodzi głównie o znalezienie ryby. Na płytkiej wodzie echo nie jest potrzebne - szkoda czasu na zabawy, ale duże oksy to nie tylko płytka woda....Więc mam lekki świder, mogę chodzić ile sił w nogach. Flasher jest duży i dość nieporęczny, trzeba go zastąpić będzie czymś wolnym od wad Praktika - lub choćby ze zmniejszonymi wadami.
Dawno już temu pisałem o elektronice na lodzie:A tutaj

I przedostatnią linijką sprzętów były urządzenia Marcum Troller 2.0 oraz Showdown 5.6
Początkowo myślałem o tym wyższym modelu czyli Showdown 5.6 Dual Beam
,który ma możliwość obsługi dwuzakresowego ducera 8/20 i ma jedną z najwyższych separacji celu rzędu 1/2 cala- co jest bardzo pomocne w zobrazowaniu małych przynęt. Chciałem się pozbyć flashera, ale to się robi za droga zabawa patrząc na wszystkie opłaty (vat+cło+przesyłka) i tak by nie starczyło nawet na połowę nowego.
Skoro mam się pozbywać 8/20, dołożyć xxx $, by kupić inne 8/20, to nie ma sensu.
Najprawdopodobniej skończy się na Troller 2.0, który ma ducer tylko 20* mniejszą separację celu - ale i tak lepszą (2 cale)niż mój Ice -35 (2.5)  ,ale zasilany jest paluszkami AA lub ze zwykłego aku 12V w packu z coverem. Mnie jeżeli już- interesuje wariant mobilny, czyli kieszonkowy.
Gdyby zaś zdarzyła się jakaś finansowa bonanza, to można Showdown by kupić, zamocować na uprzęży, aku lekki gdzieś w kieszeń zapodać i ma się wszystko prawie wszystko co potrzebne mi na lodzie- mobilność i dokładne zobrazowanie toni wodnej
A wyglądałoby to mniej więcej tak:

 

Nie będę ukrywał, że inspiruję się braćmi Szczerbakowami, którzy tutaj pokazali jak rozwiązać sprawę używania echosondy i łowienia w tym czasie.

 


Chciałbym skompletować taki zestaw, mój stary flasher służyłby mi do lowienia zasiadkowego, bo on fajnie pokazuje te kolorowe paski  i wrzucony na sanki nie jest problemem.
Jest jeszcze jeden element układanki, który chciałbym ulepszyć i używać w szerszym zakresie w wędkarstwie podlodowym.
 Z góry odrzuciłem modne ostatnio echa wifi- typu Deeper, Lowrance. Mają za szerokie wiązki sonaru, mam za małą średnicę otworu, dziurę trzeba dokładnie oczyścić i przy grubym lodzie mogą być zakłócenia wywołane zbyt szeroką wiązką 40* pływającego w lodowym tunelu ducera 

Wiem, że Bartas- znaczy Okoniowybartus.blogspot.com podobnie jak Marek mają te echa, obłowili je.


Tutaj film Bartka z oglądu echa - materiał jest warty obejrzenia, bo pozbawiony wszechobecnego lukru, jaki można zobaczyć w materiałach na YT. P.s. Ja tam nie uważam się za najlepszego, ale piszę o wędkarstwie podlodowym sporo ;)


Użycie map. 
 Jakiś czas temu zasygnalizowałem sprawę robienia map batymerycznych i ich używania. Polecam komentarze - tam jest sporo wiedzy  i przemyśleń.
Ja od miesięcy więcej myślę o mapowaniu niż o łowieniu, chciałbym zmienić echo tak, by w miarę szybko szybko porobić mapy tego rodzaju:
By stanąć nad głową nie rybom, ale np. nad plackiem twardego dna, wyłaniającego się z mulistej okolicy- jednym słowem potencjalnej miejscówy okoniowej.
To mapa mozajkowa Side Imaging/Structure Scan - w zależności od producenta sprzętu.
Nie ma róży bez kolców, wszystkie moje wody do tej pory zrobione muszę opłynąć jeszcze raz. Na szczęście zbieram dane z pasa o szerokości do 80-100m, więc nie będzie gehenny czasowej.

Do tego można się postarać i wybrane obszary jeziora - bo w całości to nie ma sensu i czasu szkoda - porobić fachowo mapy twardości dna.
Tutaj sprawa jest o tyle skomplikowana, że oprócz sprzętu, czasu, programu do obróbki danych potrzeba jeszcze wiedzy. W tym miejscu dziękuję Sławkowi Kotowi, który wprowadził mnie w teorię profesjonalnego mapowania i cały czas koryguje moje zapędy nadmiernego upraszczania sprawy. Dzięki Sławek!

Po co ta twardość dna  -to raczej nie jest trudne do wykumania. Drapieżniki w paski ja lubią. Jej styk z miękkim to mekka ryb karpiowatych. Dodatkowo w połączeniu z mapą mozajkową daje praktycznie pełną świadomość sytuacyjną. To nie łowi ryb,  nie decyduje, ale jest pomocne.


Drugi sezon używałem smartfona do transportowania map na lód- działa wybornie, do rozwiązania pozostaje tylko dodatkowe zasilanie - bo bateria starcza na zaledwie kilka godzin używania aplikacji gps, do tego dochodzą niskie temperatury i okazuje się, że że nie ma jak zadzwonić....
 Muszę sprawdzić rynek etui na smartfony dla biegaczy- taką mapę dobrze mieć na ręce, a nie pod ręką ;)



Kolejny sezon nauki elektroniki zaczynam za chwilę, każda zebrana wiedza daje mi satysfakcję, bo z rybami bywa różnie. 
Mam radochę z tego mapowania, czasami łapię się, że kręci mnie to bardziej niż ganianie za rybami. Mam nadzieję, że odnajdę balans i wróci fun z łowienia również. P/
Także jestem bardzo zadowolony z użycia wszelkiej maści zabawek elektronicznych, cele na przyszły sezon podlodowy wyznaczone, będzie się działo - mam nadzieje, że już  żadna wichura mnie nie powstrzyma i nie pozbawi sił. 

P.s. jaki związek ma świder z elektroniką? Po prostu mając coś tak lekkiego chciałoby się mieć równie lekką elektronikę=zyskać zupełną swobodę na łowisku. 

Dlaczego już nie sanki? O tym w ostatniej części podsumowań- czyli sprawach założeń taktycznych. 

wtorek, 27 marca 2018

Podsumowanie sezonu, wnioski, realizacja planów itp. cz. I

Cześć i chwała czytelnikom, którzy jeszcze tu zaglądają!

Do rzeczy. Wczoraj oficjalnie zakończył się u mnie sezon podlodowy= wody od lodu są wolne.
ja nie łowiłem już długo, długo by mówić o powodach........

Czas na podsumowanie - jaki był sezon podlodowy 2017/2018?
Po pierwsze był, co nie było takie oczywiste dość długo.
Po drugie, był stosunkowo długi- jak na katastroficzne zapowiedzi(wiadomo, że Warmia jeszcze walczy, Podlasie też)
Po trzecie- były ryby. Może nie za duże, może nie za dużo, ale były

Kolejna sprawa to weryfikacja założeń przedsezonowych- dotyczących sprzętu, taktyk, poszukiwania ryb itp. Tutaj jestem zadowolony, bo teorie podejrzane na YT jak i własne założenia generalnie się sprawdziły:

Świder

Jak pisałem tutaj ; Mamy to! 

Rzadko spotykana, zaawansowana technika rosyjska(sic!), czyli spawanie i obróbka tytanu. Technologia rodem z wojskowych laboratoriów, stoczni produkujących legendarną  Alfę/Lirę  czy też najszybszy=najbardziej nagrzewający się samolot Blackbird  trafiła do rąk wędkarzy. To nie pusty patetyzm, ale prawda. Do tej pory spawanie tytanu nie było czymś powszechnie dostępnym. Świdry Musajewa można było kupić w Rosji od kilku lat, na forach rosyjskich miały tyle samo zwolenników(niska masa),co przeciwników(cena, dostępność)
W każdym razie udało się, i mogliśmy z GaGackiem zakręcić tym cudem, które żadnym cudem nie jest, po prostu jest kolejnym ogniwem w łańcuchu rozwoju metalurgii, bo idea świdra jest przecież stara....
   Najważniejsze, że zakup jak najbardziej trafiony. Owszem nie jest taki kompaktowy jak zagubiona mora, czy nawet wariant teleskopowy GaGacka, ale za to jest lżejszy odrobinę i  w konstrukcji mniej jest ruchomych elementów.
Eksploatacja - przyjemna, lekkość bytu nieznośna. Nie ślimak tnie lód - to robota fińskiej głowicy Heinola 115mm i potwierdzam słowa GaGacka, to dosłownie znika w lodzie. On miał oryginalna Heinolę już ub. zimy, teraz porównał z tytanem i wyszło , że jest on bardziej dopracowany od oryginału, prozaiczne przeniesienie otworu do śruby mocującej głowicę w inne miejsce rury- korpusu- zaowocowało łatwiejszym transportem śryzu do góry
 Rura korby ma stosowną średnicę i jest sztywna, druciak Heinoli/Rapali I generacji nie był zbyt

sztywny. Rękojeści są tonarowskie- może nie najwyższych lotów, ale za to wymienne w razie W, nie rozpadają się jak w Heinoli I gen -- poprawione zostały w brązowych Heinolach II gen.

Mam odczucie, że ten świder jest minimalnie głośniejszy od tradycyjnego, niewielka masa nie pochłania wibracji tak dobrze, jak ciężkie klasyki i przez to jest głośniejszy.

Przy silnych mrozach lód nie odchodzi od ślimaka tak dobrze , jak w malowanych proszkowo odpowiednikach. Żaden to problem, bo mogę go obić chochlą bez obaw, że mi skoroduje.......drugie praktykowane rozwiązanie- przetrzymać go w przeręblu dłużej ,by puściło.  Poza tym nie trzeba uważać podczas czyszczenia przerębli świdrem ze śryzu(zacząłem tego unikać)

Zamek klinujący korbę w pozycji roboczej jest prosty i skuteczny- russian style ;) silna wibracja potrafi poluzować motylek. 

Trwałość korpusu bez zmian w stosunku do chwili zakupu, nic się z tym nie dzieje.

Ostrza fińskie dostały trochę piaskiem po zębach- bezśnieżna zima w początkowej fazie -sporo piasku wiatry nawiały na taflę i tutaj nie można było nic zrobić. Poza tym , że zauważyłem jakieś rysy na nich, nie odczułem dyskomfortu podczas dziurawienia lodu. Poza tym na odwilży warto mieć inną głowicę niż sport- ona ma zmienione kąty ostrzy i szybko zjada zmarznięty mocno lód, natomiast trzeba się przyłożyć podczas odwilży. Rozwiązanie jest, to niebieska głowica dedykowana mokremu lodowi. Do przemyślenia przed następnym sezonem.

Dziwne uczucie ciepła - podczas przenoszenia świdra w ręce na niewielkim mrozie/odwilży- nie wiem ocb, może chodzi o pojemność cieplną/przewodzenie ciepła, które jest różne od stalowych świdrów.

Ogólna ocena 9/10, przy czym ten brakujący punkcik bardziej dla zasady aniżeli realnie- Spawany materiał, niepokryty emalią będzie bardziej czepliwy dla lodu podczas silnych mrozów, niezależnie czy stal, tytan czy jakikolwiek inny metal.Druga sprawa to cena, ale tak czy owak boli mniej, bo poprzedni świder zgubiłem. Przy kalkulacji, że za 250zł kupuję dodatkową głowicę 135 , którą ślimak obsłuży, mam dwa świdry do różnych zadań w jednym kawałku. Wtedy cena praktycznie nie boli, bo Rapala też kosztuje 500zł, jest kłopot z nożami na zapas i waży zdecydowanie więcej.


wtorek, 6 marca 2018

Flasher po modyfikacjach.

Pogodziłem się,  że raczej nie uda się sprzedać mej zabawki, więc porobiłem znaczące usprawnienia użytkowe:
Na pierwszy ogień wymieniłem aku na mniejszą pojemność, czyli 1,5kg zamiast niecałych 3. Na dzień łowienia starczy, a nie trzeba tyle dźwigać.
Modyfikacja II to zdjęcie pływaka przetwornika i zrobienie składanego ramienia do zawieszania ducera w przeręblu. Wszystko działa jak trzeba, mając świder średnicy 115mm nie zostaje wiele miejsca na pływak i prowadzenie przynęt jest utrudnione. Teraz przetwornik sobie dynda, echo jest blisko dziury, co ułatwia jego obserwację.

Modyfikacja III to uchwyt na wędki. Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej? Sam nie wiem......Konstrukcja z rurek do układania instalacji elektrycznej, uchwyty do nich też branżowe. Całość zamocowana na cienkiej sklejce. Do holdera echa mocuję to za pomocą ciesielskiego profilu L. No i wreszcie mam gdzie odlożyć wędkę przy przemieszczaniu, nic się nie plącze i najważniejsze: w jednej ręce świder, w drugiej echo i wędki w uchwycie i teraz moja mobilność na łowisku znacznie wzrosła. Jeszcze tylko szczękę na telefon z mapką i będzie gitara.
Mam porządek w kijach i wygodę na stanowisku w jednym.


Modyfikacja IV to wyciszenie urządzenia na gładkim lodzie. Flashery są głośne, w końcu jest tam wirująca tarcza, która generuje wibracje.Problem nasila się na bezśnieżnym lodzie, który jest jak wiadomo twardy i niekorzystnie wzmaga hałasy od echa. Próbowałem podkleić od spodu karimatą na taśmie dwustronnej - nie zadziałało. Przekopałem warsztat, znalazłem kawałek uszczelki do drzwi z mocnym klejem i podkleiłem holder tym. Zadziałało bezwzględnie. Słychać tylko delikatny szum wirnika i nic więcej.
       Byłem dziś na górach sprawdzić, czy te większe paski się pojawiły, niestety - nie ma ich tam. Ryby strasznie grymaszące. Dość powiedzieć, że więcej złowiłem na GaGackowego czorta, aniżeli na ochotkę. Największy skusił się na rapalkę, ale nie ma czym się pochwalić, 22może miał w porywach. Krąpiak się przydarzył, płoteczka jakaś - odwilż idzie, to pewne.
Bawiąc się wędkami naszło mnie kilka przemyśleń sprzętowych: mam za długie wędki do łowienia na czorty, żuki itp. Kiwok sam w sobie ma 12cm, więc niespecjalnie wygodnie się  gra wędką w takim zbrojeniu.  Poza tym najlepiej trzyma się za kołowrotek , a nie rękojeść- czyli pistol grip. Trzeba wymodzić jakąś nakładkę z pianki na nóżkę kołowrotka, by operować tym wygodniej.
Kolejny temat to kiwoki i muszę nad tym przysiąść. Długie są dobre,ale cieżko o taki , trzeb składać plastyk do kupy a'la resor, a to jest już trochę ciężkie i trzeba się nakombinować, by zagrać odowiednio takim flakowatym kiwokiem. Pozostaje albo znaleźć odpowiednie tworzywo sztuczne, albo pracowicie szlifować pasek blaszki w obu płaszczyznach.
Lenistwo dało o sobie znać, luźno latające po pudełku mormyszki , żuki. czorty stępiły sobie haki, miałem dziś dużo pustych brań, których za bardzo nie mogłem wciąć. Wiem, że ryby były nieteges, ale powtarzające się akcje tego typu każą przyszłościowo zadbać bardziej o błyskotki.....
Wędka do bałdy musi mieć szczytówkę z miękkiego włókna szklanego, by robiła za kiwok. Żadne z testowanych tej zimy rozwiązań nie jest optymalne, albo zamarza(spirala, wężyk silikonowy,  na mrozie jest lipton zupełny, trzeba przenosić żyłkę na rękach, wtedy jest jako-tako), albo utrudnia opad przynęty i sygnalizację brania z dna. Miękka szczytówka z dużą przelotka pozwoli ustawić w stanie naprężenia żyłkę i brania na bałdę są dobrze widoczne. Poza tym można z kołowrotka holować, bo ze sztywnej lagi to spada wszystko praktycznie podczas holu za pomocą kołowrotka.
Multiplikator prawdziwy sprawdzi się najlepiej, ma lepszy hamulec i jest łatwy w kontroli opadania przynęty. Trzeba będzie wodzik zdemontować, oczko małe, więc szybko zamarznie.
Oczywiście kijek z pazurkiem trzeba wymodzić do tego, nie taka ciężka armata jakiej używam aktualnie, coś klasy ML

piątek, 23 lutego 2018

Księżyc nad górami.

Byłem pod wieczór na górach, Piotr-kolega od karpi był z rana. Lipa, to tak najkrócej.
W po raz pierwszy nie było czemu zdjęcia zrobić. Bo rapalki nowe, to każdy może sobie zobaczyć w internetach......
Schodziłem z lodu krótko przed 18tą, po raz pierwszy w życiu lodowym tak długo siedziałem. Księżyc odprowadził mnie do samochodu. Dziwne uczucie. Sam pobyt był spoko, ale: jezioro jeszcze nie zamarzło całkowicie, 8-10cm na chwilę obecną jest, idzie wyż i to konkretny- ruch ciśnienia prasował lód, który jęczał niemiłosiernie. Nie dziwię się, że oksy miały zamknięte pyski. Nie pomagało czarowanie kolorami, zmienną pracą. Do bałdy żaden się nie pofatygował....
Skoro nie chcą w mrozy, trzeba czekać odwilży. Ma być kila dni z dwucyfrowymi temperaturami na minusie, lód bezśnieżny więc szybko utyje. By na odwilży powalczyć jak najdłużej.
A, i jeszcze jedno. Czas przestać oglądać ruskie filmy, bo człowiek się tylko kompleksów nabawi. Skoro ja miałem jeden udany wyjazd na kilkanaście, to tam statystyki są pewnie podobne, ale filmy wrzucają dziesiątkami i pojawia się złudzenie, że wszyscy łowią, tylko nie ja.
Nic na siłę, trzeba czekać lepszych warunków. Może jeszcze się coś wydarzy.

środa, 21 lutego 2018

Poważna zima- poważne łowienie??

Niby ma przyjść mocne ochłodzenie, coponiektórzy w mediach panikują, że ostra zima......OCB, w lutym ostra zima to norma była.......Nieważne.
 Ważne jest to,że będę mógł na góry wejść okoniowe. Nie byłem ani razu, tamtejsze garby kuszą.....Wolę złowić 5 ryb na 30 z duużym plusem, aniżeli 50 dwudziestaków... Uzupełniłem zapasy rapalek, jutro przywiozą fluorocarbon grubszy. Minimum 0,25mm, drugi 0,33. Wtedy to ja mogę zagrać jak chcę, ryby i tak nie dojrzą tej żyłki. Fakt, opad się przedłuża, ale niekiedy o to właśnie chodzi.
Plan na piątek- balansówka i bałda. Ochotka mi się skończyła, w lokalnych sklepach brak. Kichać to. Oczywiście flasher biorę w drogę. Odpuszczam czorty i inne bezmotylki. Tam jest za głęboko. Nie doczekam się.
Odezwę się w piątek.

Powodzenia walczącym, nie ma lekko. Oksy pyski pozamykały, znajomi dłubią "takie pod 20" albo siedzą na płotkach.

piątek, 16 lutego 2018

Panie, tu nima ryb??

Nie mogłem w środku tygodnia, dopiero dziś wróciłem na lód. Lipa, drobiazg, mało ludzi i ryb. Najciekawszym wydarzeniem było wywinięcie orła na lodzie, aż się dziadki -płotkarze zaczęli śmiać.
Jeżeli twój dzień się zaczyna tak, znaczy nie będzie dobrze:

 Wiercę i wiercę, szału nie ma. Trafiam na lepszą dziurę i wyjmuję kilku załogantów na sztuczną ochotkę, bo do żywej tylko taki drobiazg skakał.
Ciekawostką jest dorodny jazgarz. Nie widziałem dotąd takiego egzemplarza. Ładna ta rybka jest. Myślałem, że będzie ich więcej, już planowałem uchę gotować- niestety..
Ten okonek - podstawka miał ok. 22cm, jazgar nie był mały. Nie wiedziałem że ta rybka śmierci tak mocno.
A tu pozostali załoganci tej dziurki.
Wszystkie okonki nie mają brzuszków -wszystkie wzięły na agresywnie prowadzona mormyszkę ze sztuczną ochotką. Po raz kolejny sprawdza się teoria, że okonia można zmusić do brania- cho nie jest on głodny.
Woduję towarzystwo i ruszam dalej.  W sumie z 40 dziur dokręciłem, złowiłem kilka palczaków. Wnerwiony poszedłem pogadać do dziadków- płotkarzy. Zadowolenie, obłowieni, jeden miał okonia "pół kilo ma"- "z bratem- bliźniakiem"- dodaję w myślach.  Znajomy dziadek też przyszedł popatrzeć na okonia i stwierdził krótko, że prawdziwego okonia to miał ten pan ostatnio....- pokazując na mnie.
Namłócili mnóstwo tych połotek, jeden miał 5kg i już się zwijał, bo trzeba je obrobić, drugi siedział dalej, bo mu jeszcze mało.
Chyba na płotki ruszę.....nie, jednak nie. Rafała na mieście spotkałem, jutro jedziemy zrobić najgłupszą rzecz tej zimy.....Góry. Okonie. Przez duże O.
Mam nadzieję się odezwać jutro wieczorem ;) 

poniedziałek, 12 lutego 2018

Sobota i poniedziałek.

Miało być super, wyszło tak sobie. Rybki były, ryba też.
W piątek dzwonię do Bartka, połowił : https://okoniowybartus.blogspot.com/2018/02/lutowa-dogrywka-na-lodzie.html#links
Dopytuję, czy mormychy wytrzymały, itp.  Ciężko się nagadać, tyle rzeczy jest, którymi można się wymienić w wiedzy......
W sobotę mieliśmy z Rafałem sprawdzić dwie miejscówki, które wcześniej darzyły rybą - niestety, nie nas.
7.20 na lodzie, szału z grubością nie ma - może 8cm, może 7. Dodatkowo przez środek tafli ciemna wstęga- tam puściło do zera i znowu jest pierwszy lód....Cienki, niebezpieczny dość. Trzeba było się trzymać szarego lodu, tam nie puściło do końca i jest grubszy, choć i tak niezbyt.Sanek nie zabieram, nie chcę hałasować i płoszyć ryb. Mały plecak, sakwa przy pasie, azor jak zawsze wiernie idzie za nogą.....
Miejscówki okazały się puste. Rafał wydziergał na błystkę kilka maluchów, ja na rapalkę zaledwie jednego i kilka puknięć. Spadamy stamtąd.....Na lodzie wręcz tłoczno- jak na moje warunki. 11 chłopa biegających, tłukących lód i szukających swego szczęścia....Obrabiam miejscówkę, która podarowała mi  największe okonie tej zimy, a tu lipton- same maluchy i do tego jeszcze często biorą  płotki. No tak, szału nie będzie. Na nic zmiany biżuterii:rapalka, bałda, czort....Nawet zwykła mormycha  z ochotką jest dziś cicha. Widzę wyjścia, pasy na echu szerokie - cóż z tego. Nie chcą i tyle.
     Bokiem mija nas rowerzysta - bałbym się po takim śliskim lodzie....zęby można stracić. Rozkłada się dalej przy trzcinie. Dwie dziury, krzesełko- płotkarz.
Rafał się zwinął na inną część jeziora, mi nie chce się szukać już i wiercić- obrabiam dokładnie serię dziur równolegle do spadu na 4m. Usiłuję gonić ryby, znaczy jak coś się podniesie do balansówki a nie chce puknąć, zmieniam repertuar przynęt. Jestem za wolny! muszę mieć kolejna wędkę tak, by każda miała własną przynętę, szybkie zwinięcie i obrobienie dziury zanim odczyty się schowają poza wiązkę przetwornika.
Nie wiem, ale ta ochotka chyba jest nieteges, nie wiem czy to zemsta Rosjan, bo ona zza Uralu do Terespola ponoć trafiła, czy też po prostu ryba dziś jest tak wybredna, że na mięso też nie chce. Z drugiej strony mam spokój z drobnicą, zimno jest - kilka stopni mrozu. Zaczynam powrót do samochodu, to prawie kilometr, co jakiś czas wiercę i sprawdzam etiudą na trzy wędki, zaglądam przetwornikiem. Za dużo gratów, gubię gdzieś na lodzie moje chirurgiczne szczypce, może komuś posłużą.
      Na samej plaży przed samochodem widzę sporą dziurę -zapuszczam pływak i robię zwiad rapalką. Są. Podnoszą się - te większe też. Czerwone pasy szerokości 1cm na wyświetlaczu to ryby, z którymi chętnie bym poprzeciągał żyłkę.Tylo że nie chcą brać. W końcu coś siedzi, mały. Zostawiam na lodzie, by nie przeszkadzał tam na dole. Kolejne branie- wreszcie jakaś sensowna ryba. chwila szamotania z pływakiem przetwornika, kij wysoko w górę, by nie dać jej luzu- wyjeżdża na lód solidne 30cm+Wypasione i waleczne. Dawaj kumpli!Są, ale czujni i nie chcą się przewietrzyć...No dobra, mięso. Łapię pierwszą lepszą mormychę, hak wydaje mi sie trochę krótki i grot nie jest otwarty - znaczy rozgięty minimalnie. I pewnie ten niuans kosztował mnie spinkę konkretnej ryby na bałałajce z mięsem. K...a, za szybko chciałem go mieć na górze, odwykłem od łowienia z ręki. No nic, trzeba dać odpocząć dziurze, przechodzę na sąsiednią. Ekran echa zasłonięty drobnicą, za chwile znika i wtedy zaczynam obrabiać dziurę mormyszka. Chwila obwąchiwania mięcha i kiwok gnie się, ten jest mniejszy, ale nie przedszkolak.  Za chwile kolejna spinka. Zmieniam tę felerną mormyszkę na zieleń fluo. Wysyłam fotkę Rafałowi - zaraz dzwoni, bo sam cienko piszczy- drobiazg aż strach w ilościach hurtowych. W międzyczasie podchodzi do mnie starszy wędkarz, na oko sporo powyżej 70tki. Dziarsko maszeruje spory kawałek - też płotki łowił. Zobaczył okonia, chwile pogadaliśmy....
 W głowie układam taktykę na następny raz- w poniedziałek będę. Czyli na początku wiercę dziury, idę w zupełnie inne miejsce i wracam tam jak się uspokoi i ryba znowu podejdzie po hałasowaniu. 3 wędki z kołowrotkami- bałda otrzymała własny kij, dropshota obrobi też
Maluch ma płaski brzuch  -więc samczyk.

 Poniedziałek
Ruszam jeszcze wcześniej, taktyka gotowa, zabieram reklamówkę - bo chciałbym, by jakiś okoń wpadł  do mnie na kolację.....
Zgodnie z założeniami 12 dziur na plaży, nawet ich nie sprawdzam echem i wędruję na szczęśliwą miejscówkę. Tam zastaję rowerzystę, któremu podarowuję szczyptę ochotki.Ładne płotki ma. Klasyka czyli płatki owsiane w przeręblu i pinka na haku. Znowu zaczynam szukać - ryby sie wyniosły kompletnie. Znaczy może są, ale nie widać ich na ekranie. Nawierciłem się jak głupi dziś. Dobrze że lód cienki(no może nie do końca dobrze) Przez godzinę nie moglem nic złowić! Nawet dobrego brania nie było. Ale jaja! Znowu zaczynam powórt do samochodu i znowu obławiam co jakiś czas po drodzę dziury. Na ochotkę wydłubuje coś sensowniejszego, taki 20+ No ale tylko jeden...Do wody. Pół godziny później mam kolejnego, podobnego- zaczynam być zły że zwodowałem pierwszego, bo już były by dwa......Do wody.
Znowu nawiedził mnie starszy wędkarz -ten sam co w sobotę, popatrzył, pokiwał głową na echo i zaczął mnie przepytywać ile lat tu łowię, bo on od 50ciu. "No, złów pan jakiegoś konia- nawet takiego jak w sobotę "......:)  Zaprasza jesienią- pokazuje miejsce na spore płocie. I tam właśnie te konie to ganiają wierzchem, aż pryska.
Kto wie? Może kiedyś?
Po drodze odmeldowuje się Rafałowi, poszedł sam na bagna, chwycił takiego paska na pół kilo, ze dwa mu uciekły(znaczy nie przeszły przez dziurkę od pierzchni) i do tego szczupaczek odciął mu błystkę.
Mam zamiar dzisiaj jeszcze pojechać na zwiady, bo jest fajne duże jezioro, płytkie - czyli lód grubszy będzie, ale za bardzo nie znam dojazdu przez las. Z opresji ratuje mnie Wioletta, która zna okolice, okazuje się że nie da się wejść-puszczone od brzegów- w zasadzie nie zamarzło porządnie. Jutro z rańca atakuje znowu to samo co dziś rano, pogoda ma się zmienić, był skok ciśnienia i może dlatego okonie nie współpracowały.
Żadnych taktyk, oczekiwań, co będzie, to bedzie. Jeżeli pogoda się nie zmieni zostały trzy dni lowienia na tej wodzie, później to już małe grajdołki będą osiągalne. Nic więcej. Także trzeba się spiąć.
Do usłyszenia.

Ferie czas zacząć......

Byłem w sobotę, okoni brakowało w typowej miejscówce, znalazłem je drodze powrotnej do domu. Znaczy jednego 30+ i kilka mniejszych. Wieczorem zdam szczegółową relacje.
 Flasher bardzo pomaga, można planować taktykę konkretną. Za chwilę startuje - plan jest taki, by nawiercić dziur jeszcze za ciemnego i potem ich pilnować. Ryby są bardzo mobilne, grasują wielkie stada drobnicy, ale jak ekran echa oczyści się z tergo syfu, to pojawiają się "pasterze" i jest szansa coś wyholować.  Kluczem do sukcesu jest szybkość działania -widzę odczyt, zapuszczam przynętę i zaczyna się wojna nerwów- na ogół przegrywana.......ciężko jest skusić te sensownej wielkości ryby.
Poza tym chcę objechać okoliczne wody różnego rodzaju, sprawdzić grubość lodu i jeździć jak najczęściej będzie to możliwe. Także plany są. Zobaczymy co z nich wyjdzie....
Stay toon...

niedziela, 4 lutego 2018

Koledzy, uważajcie na siebie.

Dawno nie zaglądałem, życie się ostatnio trochę skomplikowało.....idzie ku lepszemu i to jest najważniejsze.
Ponoć ma być zimowa dogrywka, o czym pisałem że będzie w lutym. U mnie jest lód-nie lód - czyli widzisz go, nie wejdziesz....W zasadzie to zacząłem spina szykować z paprochami, trokami etc, ale fala mrozików pokrzyżuje mi plany pewnie, na lód też nie da się wejść.
Zazdroszczę trochę Mazurom, Suwałkom- zimniej tam będzie. Czy jednak warto narażać się? Każdy niech odpowie sobie sam.
Pilnujcie się, jeżeli na lodzie, to w kombinezonie pływającym, kolcami, etc. Za tydzień będę miał ferie. Sam jestem ciekaw, czy da się gdzieś wejść.
Do usłyszenia, nie wiem kiedy.
A tutaj materiał od Białorusinów, pokazujący ja zachowują się okonie, gdy sanki szurają nad głową.
Zastanawiam się tylko jak to jest na większej głębinie. W każdym razie tej zimy starałem się zostawiać sanki z dala od okoniowych dziur. Jak widać słuszniej.
Poza tym, aby wysnuć wnioski natury generalnej, wolałbym sprawdzić różne wody, głębokości  i różny lód( w sensie powłoki na nim)

niedziela, 21 stycznia 2018

Otwarcie sezonu??

Wczoraj byłem rozeznać się co z lodem, jaka grubość no i czy będę mógł wejść na wodę, na której poprzedniej zimy połowiono niezłe ryby. Dzisiaj postawiłem wszystko na jedną kartę i zameldowałem się na niezamarzniętej części jednego z większych jezior u mnie. I trzeba było jechać tam wczoraj. Ale po kolei.
Małe mormyszki na małą wodę....
W piątek wieczorem wyciągnąłem klamoty, przygotowałem trzy wędeczki bezmotylkowe - szpulkę, bałałajkę i moją piankową niebałałajkę, którą zrobiłem zeszłej zimy. Założenie tego sezonu było takie, że minimum grzebania w klamotach, maksimum łowienia. Z lodem może być krucho, więc trzeba wykorzystać każdą możliwość do łowienia.....Przynęty to małe bezmotylki i różne wynalazki, które miały mi dać upragnioną rybę. Mormyszek nalutowałem w piątek. Dekoracje tym razem nietypowe, bo koralik na łańcuszku. Trochę z tym roboty jest, ale tego tamtejsze okonie nie widziały. Poza tym liczę, że wymiana wody na młynówce nagoniła doń świeżych okoni, które nie widziały na swe rybie oczy moich błyskotek.
Wiadomo, że będę na lodzie sam, Marek się połamał, a był to lokals najlepiej obeznany z wodą lodem. Nie boję się, tam zawasze zamarza na początku zimy. Idealne warunki, by sprawdzić sprzęt przed poważniejszymi rybami......
W sobotę wstaję pred 6-tą, muszę jeszcze znaleźć rękawiczki, kolce lodowe, ściągnąć azora ze stryszku.... Nie jest to oczywiste, bo dopiero8 mego stycznia zakończyłem remont powichurowy i sporo klamotów się tłucze w miejscach zazwyczaj moich...
Rano trzeba odśnieżyć samochód, nie chciało mi sie go chować, dodatkowa robota zatem. Gratów minimum - dwie rękawiczki, każda inna - wiadomo po co, sakwa na pasie w niej trzy wędeczki, kolce i pudełko z mormyszkami. startuję o 7.20, nie jest daleko. Nie trzeba wcześnie - znam tę wodę jak własną kieszeń.
Takich widoków jest sporo w okolicy.....
Wichura sierpniowa przeczołgała także tę miejscowość. Drzewa leżą, pałac- lokal socjalny ogrodzony siatką leśną, przeznaczony pewnie do rozbiórki. Nie mam dojścia do wody jak przed laty, trzeba grzać z buta o wiele dalej.  Gramolę się  na lód, coś zatrzeszczało, ale nie ma strachu. Kontrolny odwiert pokazuje 8-10cm lodu pod breją ze stopionego śniegu. 7 obrotów świdra i jestem na drugiej stronie. Pierwsza seria dziur na wyjściu z zatoki( 60 cm lodu przed laty) jadę na trzy wędki, znaczy każdą dziurę obrabiam inną przynętą pod względem koloru, pracy i wielkości. Cisza jest. W sumie zdziwiłbym się, to II połowa stycznia, tutaj "zawsze" o tej porze były problemy z braniami. Pół godziny za mną ,bez brania. Trzeba zacząć kombinować z prowadzeniem wynalazków. W garści żółta szpulka, gram dość szybko gapię się po bokach - nie trzeba patrzeć na kiwok, jakby co, ryba będzie chciała zabrać mi wędkę.Trach! Siedzi! Jest otwarcie sezonu, może małe ale dziarskie i ładnie wybarwione.....
Rozmiar w tym
Szczęśliwa błyskotka.
wypadku nie ma znaczenia ;)  Wietrzę go na śniegu trochę, sprawdzam dziurę kolejnymi przynętami - cisza niestety. Ryba do wody i jadę dalej z grafikiem dziur. Obrabiam kolejne 6, i jeszcze jeden pas- nic. Coś jest nie tak. Zmieniam miejsce, środek akwenu, kiedyś brały tu przedszkolaki, zazwyczaj tłumnie. Tym razem cisza.
Kolejna seria dziur na pusto i moja wiara w tę wodę zaczyna się chwiać. Wysyłam fotkę Gagackowi, ciekawym co on zdziałał u siebie.
Nic, trzeba się zwijać ,ale nie do domu , tylko na zwiady. Muszę sprawdzić dwie wody, jedna jest skłusowana ale celem nr 1 jest szczupak, może jakieś ciekawsze paski będą osiągalne. Woda jest w głębokiej dolinie, bardzo strome brzegi. Od ub. roku jest niedaleko parking leśny, odpada problem logistyczny. Przebieram buty, ładuję graty do samochodu. K....a, znowu coś zgubiłem. Nie świder, ale ulubioną wędeczkę. Do ręki była, nie chce mi się pół km w tym śniegu po nią wracać...
Chwila jazdy i jestem na parkingu. Zaczynam szukać zejścia do wody. Śniegu dużo, brzegi strome. Chwila nieuwagi i jadę na tyłku prosto do jeziora. Z 15m było. Nogi zatrzymały się w wodzie- niestety. Nie da się wejść. Dobrze, że portki wzmocnione na siedzeniu......15minut później jadę na kolejną wodę. Płytka jest, mulista i są tam fajne okonie. Trochę tłuczenia polnymi drogami, na szczęście są odśnieżone. Zaczyna padać. Duże płaty sypią się. Ładne są - sięgam po telefon. Ciekawe, czy będą widoczne na fotce. Dojeżdżam na miejsce, mijam kolejne pomosty - lód dziewiczy. Dobrze to i źle. Ciekawe, czy da się wejść? Objazd jeziorka kończy się, trzeba zawrócić ale nie ma jak! No nic trochę ryzykownie ładuję się w zapchane śniegiem pobocze, załączam drugą oś napędu i zobaczymy co mój sedici jest warty w śniegu. Obyło się bez sensacji, bezproblemowy wyjazd ze śniegu. Test zaliczony. Po nawrocie włażę na pomost
 świder zostawiłem, skręciłem pierzchnię i jedziem z tym koksem. Nie przebijam się pierwszym ciosem, za drugim woda już jest. Czyli się da. Zaczynam złazić z tego pomostu, na szczęście było się czego chwycić. Nie dałem nawet kroka. Przybrzeżne bagno nie daje mocnego lodu, nie powalczę tutaj. No nic, czas do domu. Dzwonię do kolegi, który raczy mnie opowieścią o wtorkowych okoniach przez duże O, wydłubanych z trzciny we wtorek. Wstępnie umawiamy się na jutro. Wiem, gdzie pojadę. Głupie to trochę, bo jezioro nie jest zamknięte lodem, ale jest bezpieczne 8-10cm lodu i są ryby.
W domu szybkie rozpakowanie i wysuszenie klamotów. Założenia sprzętowe na jutro ulegają zmianie: jedna wędka do łowienia na chodzonego+ balansówki i bałdy do opukiwania dna oraz druga z kołowrotkiem do łowienia na wszelkiej maści robactwo. Wiążę czarnego czorta od GaGacka. Pokazał mi jak tym łowić ubiegłej zimy. Brania były, więc technika sprawdzona.
Potrzebne będą sanki- zamierzam zabrać flashera. Na rano zostawiam przewiązanie bałd. Małe korpusy. Mam świeżo nałożone ochotki berkleya na haki. Do tego rapalki sprawdzone przez ostatnie sezony na różnych wodach.
Niedziela
Szybkie śniadanie, znikam w kotłowni, przewiązanie bałd, zrobienie mocowania do kiwoka silikatowego, załadowanie echa i sanek do samochodu. Na miejscu jestem chwila przed 8-mą. Zaparkowane samochody pokazują, że i tak za późno.....Nic to. Na lodzie 6 chłopa, w dwóch grupach. Straszny hałas robią sanki na brei.Zaczynam żałować, że je zabrałem. No nic, jakoś to będzie.
Seria dziur, echo nie daje żadnych odczytów. Szukam dalej. Jedna grupka wędkujących siedzi w powszechnie znanym miejscu na tej wodzie- sprawdzonym, twardym wypłyceniu. Flankuję ich dwiema seriami dziur. Puknięcia w rapalkę - zardzewiałem i nie mogę się wstrzelić z zacięciem. Zamieniam przynętę na małą bałdę. Siada pierwszy wymiarek. Nie przyzeruję dziś...
Powstaje taktyka - robię zamieszanie czymkolwiek, zakładam bałdę, która ma latające haczyki i powinna sprowokować rybę.
Moi towarzysze zmieniają miejsca jak rękawiczki, podchodzę bliżej i rozsiadam się przy dużej pierzchniowej dziurze. Przetwornik do wody, coś widać przy dnie. Nie jest duże. Skoro tak , zapodam czorta GaGacka. Żyłka dość gruba, wolno opada. Kiwok też nie ten co trzeba..... Za to widzę, jak z dna startuje do niego spora ryba. Jedno wyjście, drugie, pół metra nad dnem strzał i siedzi. Jest nieźle- rozkręcony hamulec mruczy piękną muzykę. Dawaj bracie do góry....Co ciekawe echo pokazuje, że ryba ma kumpli i to bardzo ciekawych rozmiarów sądząc po odczytach.....
Jest. Dobre 30cm na lodzie, zapięty za kraj pyska.  Ląduje w kałuży- nie ma mrozu i nie mam żadnych wyrzutów sumienia, że trochę poczeka na powrót do wody....
Stado ryb opada na dno, wrzucam bałdę i zaczyna się magia po kilku podbiciach. "Coś" podbija mi kiwok i zaczyna się jazda na całego. Żyłka gruba, kij trochę sztywny, żebym cię tylko nie stracił.... Jest. Gruby dzikus sporo powyżej 30cm, na mój rozstaw paluchów to 20+15 z tolerancją do 1cm. Czyli magiczna 4 z przodu jeszcze nie tym razem.. Robię im fotkę, fajne są.
Wracam do czorta, od czasu do czasu coś wychodzi do niego, ale nie ten rozmiar co podskakujący w kałuży towarzysze... Chwilę później wracam do bałdy. I znowu siedzi coś pięknego. Kij wygięty, kołowrotek warczy na całego. Ryba odjeżdża daleko na bok. Dobrze, bo nie wypłoszy innych załogantów tej miejscówki. Widzę ją pod lodem. Jakaś dziwna pozycja w wodzie- za kapotę się zapieła, konkretnie za płetwę odbytową. Dla tego miała takiego spida i moc. No nic, nie będę wybrzydzał, jest większy od poprzednika, taki na 37-38cm. . W zasadzie mógłbym już kończyć, te 10minut dało mi więcej niż cała ubiegłoroczna zima. Nie wiem, czy to magia bałdy, czy zwykłe szczęście, ale najważniejsze że są konkretne ryby.
Ostatnia fotka - będzie moją tapetą w telefonie:

Wodowanie bez problemów, wzięły z 3,5metra. Idę na kolejną pożyczoną dziurę. Jak wcześniej sprawdzam ją czortem  - jest wyjście! Siedzi. Ładny, ale bez sensacji. Zdrowy, wybiegany 30tak z małym plusem. I to jest koniec sensownych ryb dzisiaj, przerzucam kilka szt. drobnicy, wyjścia są rzadkie i bardzo szybko te większe opadają na dno. Echo ich nie pokazuje.....Nie pomagają zmiany przynęt. To już koniec na dzisiaj. Mam co chciałem, fotka jest i wspomnienia pozostały. Najważniejsze, zrozumiałem jak łowić bałdą. To temat na kolejny wpis będzie.
Człapiąc w brei  do samochodu zdaję relację GaGackowi. 
         Także sezon otwarty z przytupem, zwłaszcza dzisiaj. Niestety, nie wiem, czy będę mógł jechać we wtorek na II okoniową zmianę tutaj. Niby mają być mrozy, ale jest tyle wody na lodzie, że to i tak nie pomoże. Obawiam się jednego. To może być na tej wodzie moje otwarcie i zamknięcie sezonu.......Nie będę nadstawiał głowy nawet dla tak zacnych ryb. Luty ma być rekordowo ciepły.
 W następnym wpisie o bałdzie będzie i o wrażeniach z tytanowego świdra.



czwartek, 11 stycznia 2018

Meldunki sytuacyjne przyjmuję......

Wbijajcie z danymi z waszych stron - ku pokrzepieniu serc.
Jutro szykowanie klamotów. W niedzielę zwiad.

czwartek, 4 stycznia 2018

Podlodowe opowieści II "Panie, na co pan lowisz??!"

Brały wtedy. Oj brały. Przerwa świąteczno- noworoczna w kalendarzu nauczycielskim ad 2010r.
Miejsce jak ostatnio - Olszewka. 
Byłem już wprawiony w tematy bezmotylkowe, bałałajki naaaajlepsze z najlepszych czyli marmish z Kanady, żyłka 0,10 i własne wypusty wolframek z dekoracją.
Wtedy ta woda była na tyle pewna okoniowo, że nie "czy" tylko "kiedy" znajdzie się stadko gotowych do współpracy pasiaków.  Wyjazd pamiętam dobrze, bo czas zetknął mnie  i sąsiada na lodzie z największym filozofami znawcami, łowcami, sprzedawcami ryb jakich znają moje okolice.  Każdy obładowany wędkami, lodówami turystycznymi jako siedziskami...szpan i szyk.
Chodzą, szukają. Tyle , że coraz bardziej zbliżają się do mnie. To ta sama zatoka od 60cm lodu, ale wtedy było go ok. 30cm.  Okonie były. Nic szczególnego, ot rozmiar konsumpcyjny, czasami jaki większy bonusik.
Panowie podchodzą, pytają podglądają. Standardowa procedura w takim wypadku wygląda tak, że zostawia się przy sobie jakiegoś mini- pasiaka na lodzie, a te  właściwe szybko chowa do torby przy pasie. Nikt nic.....
Pan F. zamiast dzień dobry częstuje mnie wywodami na temat błystek, diabełków i tego jak powinno się nimi posługiwać. Klasyczny przykład "wędkarza teoretycznego". Wredny typ. Kiedyś przegnał mnie z parkingu pod swym blokiem, choć mnóstwo innych miejsc było wolnych. Dla zasady. Spoko, po mieczu mam geny małopolsko-kielecko-zamojskie, więc zapamiętamy.......
Dziury wiercę w szachownicę rozstaw co 3 m, muszę trafić. Dawno stwierdziłem, że na tej wodzie nie opłaca się "szukać" na zasadzie dziura tu, dziura tam, tylko wymyśleć system i trzymać się go ściśle. To już nie jest wędkarstwo a statystyka. W końcu muszę trafić na nie.
Są. Pierwszy, drugi, piąty. Przerzucam do sąsiedniej dziury te 15-18cm. Widzę, że coś już nie tak z mymi "kolegami" Głupie uwagi mimochodem nt  azora, ciekawość. Odwracam się plecami i robię swoje. Kolejna dziura jest lepsza, ryby o kilka roczników większe. Nie da rady na balona rwać ich do góry. Tylko przeciąganie linki.
Moi  "koledzy" już nie dowcipkują. Dwóch z nich po chwili idzie w zupełnie inny rejon zbiornika. Zostaje tylko pan F. Po którymś tam sensownym okoniu staje przy mnie. Nie gada
. Kolejna ryba i gość wymięka. Dopada do mnie, z okrzykiem "Panie, na co pan łowisz???".
Ja nie mówię nic, tylko pokazuję mu zwykłą srebrną mormyszkę. Złapałem ją za haczyk tak, by nie było widać tego co najważniejsze tego dnia na tej wodzie. Żółtej dekoracji wyciętej dziurkaczem z jakiejś butelki po płynie do naczyń.......
F. odchodzi, ryby są już u mnie w worku, działamy dalej. Młody nie ma tyle szczęścia, spina lina, którego nie udało mu się wyjąć przez czyjś otwór wybity pierzchnią.
Na wyjściu z zatoki trafiam rybę dnia. Grube 36 cm pasków. Wybiegane i waleczne. Zdążyłem się tyłkiem odwrócić do innych, kilka chwil zabawy i jest moja. Przynęta to czarna kulka + żółta dekoracja. Obrabiam okolice, nic. To  musiał być samotny wilk, bo jakoś blisko lodu strzelił. Zmiana kolorów nic nie daje, czas się zwijać.
Pakujemy się do golfa, dramat. Nie ma kluczyka. Na lodzie śnieg dość wysoki, nie widać nic. Kolejne kursy golf - lód. Godzina szukania. Jaja na całego. Nie mam zapasówek do niego. Trzeba będzie jakiegoś kumatego wezwać co się włamie i odpali.... Młody do mnie krzyczy z daleka - MAM!!
Były zaraz przy samochodzie, przy wyładunku na parkingu wypadł z kieszeni. Boże, jak ja  się cieszę!!! Już po zmroku  jestem w domu. Młodemu nie poszło dziś, poza  dwoma największymi  daję mu swoje ryby - masz, zarobiłeś- mówię się śmiejąc. Kto wie, co by było, gdyby on ich nie wypatrzył.
Następnego dnia Młody pojechał do lokalnego sklepu, na piwo, miał już lata. Spotkał tam dwóch z trzech naszych towarzyszy. Mówi im, że M...to nałowił wczoraj  taakich okoni. dołożył długości.  Oni rechoczą, nie wierzą,bo żaden nie widział. - Ten to ma tyle sprzętu, że.......  Młody zamyka im gęby krótkim tekstem: Tak, ma. Wędkę za 10zł i te mormyszki co sam robi.....
Wyjazd  nauczył mnie jednej rzeczy. Musi być jedna, nienaruszalna kieszeń, w której będą kluczyki samochodu i nic innego. Zamknięta, bezpieczna. Uwalnia od myślenia, czy będę je miał przy sobie, czy nie........
                                            To te dwa największe......