poniedziałek, 29 grudnia 2014

Oni mieli rację.....znowu.

Jakiś czas temu linkowałem fimy Białorusinów - Szczerbakowów, które w ujęciach podwodnych pokazywały reakcję ryb na bezmotylki. Pokłosiem tego materiału stały się przynęty zwane tam mikrobałdami. Ja roboczo nazwałem je skoczkami.






Kalmoty na dzisiaj.
Byłem dzisiaj, bo na płytkich grajdołach można już wejść, jutro lód będzie jeszcze lepszy, ale na tym koniec mrozów - niestety. Chcę efektywnie wykorzystać czas do końca tygodnia, bo potem odwilż wyczyści śnieg z lodu i znowu będzie jak w kinie, o czym pisałem nie tak dawno temu.
Do rzeczy więc - graty szykowałem

od wczoraj, tzn. przynęty - skoczki. Coś, co zabrało mi kilka tygodni kombinacji, prób i błędów, przybrało ostatecznie taką postać:
Dobrana para przedszkolaków....
Prócz skoczków zabrałem standardowy zestaw szpulek i skróconych kanadyjek - chinek. Przewiązałem węzły mormyszek, uzupełniłem pudełko z wabikami no i przygotowałem larwy ochotki. (tak w razie co). Wyjazd miał być krótki, max 3 godziny - kolejne już w tym roku rozpoznanie bojem..... Zwinąłem się o 8-mej, na lodzie byłem pół godziny później. Widziałem ślady spacerowiczów z dzisiejszego poranka, w stronę lasu -  po drzewo,  znaczy. Pierwsza seria dziur, i o dziwo już w pierwszej melduję się......płoteczka i okonek wielkości żywców. Brania agresywne, ledwo utrzymałem szpulkę w garści. Tyle, że to wszystko z tej mety. Wiercę kolejną serię dziur
i nic. Mija pół godziny, rozwijam wędkę ze skoczkiem. Nie wiem jak się na to łowi. Próbuję szybko - by haczyki grały agresywnie - jedna dziura nic, potem kilka następnych. O! coś przytrzymało mi kiwok, przepuszczam raz jeszcze i siedzi.....pasiaczek kolejny. Brania bardzo rzadkie, łowione ryby to płaskie brzuchy - samczyki, co wkurzone wibracją i kolorem nie wytrzymują napięcia. Doławiam jeszcze płoteczkę co jej ledwie oczy widać.
Za plecami słyszę znajomy okrzyk "Maciej, jak jest?!" To Marek schodzi z drugiego brzegu. Tyle że tam rzeka płynie i jest cieniej niż gdzie indziej. Schodzi tam gdzie ja, bada lód no i trrrrach! Pojechała rysa przez całe jeziorko. Chłop się wystraszył, na ugiętych nogach stoi. Siedzę nieco z boku, mówię mu, że dla tego wolę świder od szpikulca, bo nie trzaska tak. W końcu witamy się, ale z bezpiecznej odległości - lód nie jest jeszcze zbyt gruby. Marek łowi "na mięso" tzn. czerwony robak na pokładzie mormyszki, ja rzeźbię dalej skoczkiem na przemian z miedzianą mormyszką z żółtym dodatkiem - taką jak ostatnio, ale tamtą podarowałem Łukaszowi. Od czasu do czasu coś przytrzyma przynętę, przez ręce przejdzie dziesiątka przedszkolaków i jeden - dwa być może nadające się do zabrania, takie do 20 cm. Nic poczciwszego. Po 10-tej cisza się zrobiła, przezbrajam się na ochotkowy zestaw, wiąże czarno- miedzianą kulkę z żółtym oczkiem. Mięso to mięso - z tym,że rozmiar rybek przedszkolny. Wracam do skoczka z mocnym postanowieniem, że do końca pobytu będę łowił tylko nim. Ćwiczę różne warianty gry, o dziwo praktycznie każdy jest skuteczny - o ile stanę ry
Garść pasiaczków.

Czerwony skoczek.
bom nad głowami. Pacyfikuję kilka dziur z przedszkolakami, wybieram kilka wymiarków. Co ciekawe ryby uderzają w przynętę pozornie nieruchomą, prowadzę ją na zasadzie kilka szybkich drgań i przerwa, z unoszeniem do góry. Spinam coś większego, niestety, przynęty wielohaczykowe dają możliwość wczepienia się w lód wolnego haka no i żegnaj rybo....... Ogólnie jestem zadowolony z nowej zabawki, złowiłem na nią większość dzisiejszych ryb, czyli ok 20 szt, pomimo krótszego czasu używania skoczka.
Także Oni naprawdę mieli rację - skoczek pracuje bez większego problemu , siła rażenia jest duża, ryby atakują haczyki pewnie,  - wessanie swobodnego przecież haczyka przychodzi  bez problemu. 
Jutro inna woda, mam nadzieję większe ryby, ciekawe jak sprawdzą się skoczki....

1 komentarz:

  1. Wróciłeś. Serce roście. Pisz Waść więcej. Szczęśliwego 2015.

    OdpowiedzUsuń