niedziela, 19 lutego 2017
sobota, 18 lutego 2017
Wracam do gry !
Po dłuższej przerwie ruszyłem na te ostatki podlodowe. Odwilż na całego, robactwo w powietrzu lata, ptaki drą dzioby. Pewnie jeszcze tydzień w miarę bezpiecznego łowienia zostało. Teraz już nie ma kompromisów: kombinezon wypornościowy, kolce, styro pod tyłek to już obligo. Grubość pokrywy lodowej u mnie to ok. 22cm, dwa pierwsze od góry są już przeżarte ciepłem i deszczem. Jak zacznie padać, to sprawy pójdą szybko.....
Rano zabrałem mięsne dania, mięsne kijki i ruszyłem na znane mi, a w zasadzie znane z ryb złowionych przez znajomego tam przed kilku laty. Pora ta sama, chciałem sprawdzić tę metę. Okazało się, że ryby brały, ale dwa dni temu, w silnym słońcu. Wyjechały spod lodu 37, 38 i kilka 30cm pasiastego szczęścia. Niestety, dziś nie współpracowały i poza odnowieniem starej znajomości podlodowej, ten wyjazd nie dał żadnej frajdy. Ot, około 10 wymiarków, z czego ze 2 z + i to było wszystko. Wracam na obiad, przeładowuję graty, decyzja prosta - jadę na góry. Głupio powiedzieć, ale miałem przeczucie że coś się wydarzy. Wpadam do rodziców po igłę do zastrzyków, o 14.45 jestem na lodzie. Z daleka widzę człeka, coś ciemnego przy nim leży. Ryba? Nie, siekiera...Wiem kto zacz... Odpalam echo, plan na dziś to zrobić porównanie flasera z LCD i ochrzcić nową wędkę. Łowienie na ciężko, ochotka w odwodzie. Pierwsza seria dziur pusta, w drugiej serii coś tam widać na echu, dziwne skupisko....no właśnie nie wiem czego. Jedna rapalka, druga rapalka ,błystka, bałda - nic. No to na mięso. Też lipa. Żuki, kiełże - cisza. Złoszczę się, czas niepotrzebnie stracony - ale ciekawość większa, żeby zobaczyć co tam siedzi........ W między czasie podchodzi właściciel siekiery, chwilę gawędzimy, dopytuję się o sandacze, bo te miejsce aż pachnie zedem. Facet robi zaskoczoną minę, ale potwierdza, ze przed kilku laty to i owszem, na dużym mrozie, zdarzały się mu po 3-4 sztuki.....
Pomstujemy, że w tym roku słabo z rybą, człek dziwi się, że tak późno przyjeżdżam, bo tu tylko z rana.....Przyjeżdza jakiś samochód na plażę, z 4 chłopa wychodzi. Mój rozmówca jakoś nerwowy się robi.....trzeba się zwijać itp. To nie straż, piwkować sobie w plenerze przyjechali. Zostaję sam na lodzie, zmieniam miejsce na szczyt podwodnego garbu. Nie chce mi się wiercić dziur, obrabiam jego siekierowe wypusty. W trzeciej z nich coś na echu miga. Trochę pracy rapalką i siedzi! Wędka solidna jest, może za sztywna na te okonki, ale trochę się gnie, nawet hamulec coś oddał. Mam cię. Niezawodna rapalka - okoń robi robotę. Ciekawe, czy są tam twoi kumple..... Idę wypuścić rybę, te dziury postsiekierowe mają dużą powierzchnię, ale sam otwór wylotowy jest niewielki. Puszczony okoń nie chce zejść w dół, dekompresja wydęła go i trzeba go kłuć. Przydaje się igła do zastrzyków, szybka akcja, pssss i ryba schodzi w dół. Wracam do szczęśliwej dziury, widzę tam spory ruch. No to zaraz będą.......Lipa. Wyłączam kamerkę, zmieniam kolejne przynęty, ciągle wyjścia ryb i to sporych- w porównaniu do tych, które "podziwialiśmy" z GaGackiem... Wreszcie na bałdę siada coś sensownego. Odjeżdża ładnie, kijek się trochę wygina. Wyskakując z przerębla, pluje krąpiem. W dobrym stanie, takim na 7cm. Czyżby wyjaśniła się zagadka skuteczności większych przynęt? Skoro pasiaki celują w takie rozmiary......to muszę coś wymyśleć na jutro. Kolejne kłucie i wodowanie, wracam nad dziurę w nadziei na ciąg dalszy....Na brzeg przyjeżdżają kolejne ekipki, pewnie pyfko w plenerze..... Muzyka, hałas denerwują. Zaczynam szukać dalej, mam jeszcze z pół godziny zanim zrobi się ciemno.
Na ochotkę wyławiam kilka palczaków, te większe zwinęły manatki, w każdym razie nie widać ich na echu... Czas do domu.
Po drodze narada z GaGackiem, cieszę się, że ryby wreszcie ruszyły.... Może tak jutro jeszcze uda się wyskoczyć....... Od poniedziałku wichury, środek tygodnia bez możliwości czasowych, do czwartku i piątku daleko.
Do usłyszenia. Darz lód!!
Rano zabrałem mięsne dania, mięsne kijki i ruszyłem na znane mi, a w zasadzie znane z ryb złowionych przez znajomego tam przed kilku laty. Pora ta sama, chciałem sprawdzić tę metę. Okazało się, że ryby brały, ale dwa dni temu, w silnym słońcu. Wyjechały spod lodu 37, 38 i kilka 30cm pasiastego szczęścia. Niestety, dziś nie współpracowały i poza odnowieniem starej znajomości podlodowej, ten wyjazd nie dał żadnej frajdy. Ot, około 10 wymiarków, z czego ze 2 z + i to było wszystko. Wracam na obiad, przeładowuję graty, decyzja prosta - jadę na góry. Głupio powiedzieć, ale miałem przeczucie że coś się wydarzy. Wpadam do rodziców po igłę do zastrzyków, o 14.45 jestem na lodzie. Z daleka widzę człeka, coś ciemnego przy nim leży. Ryba? Nie, siekiera...Wiem kto zacz... Odpalam echo, plan na dziś to zrobić porównanie flasera z LCD i ochrzcić nową wędkę. Łowienie na ciężko, ochotka w odwodzie. Pierwsza seria dziur pusta, w drugiej serii coś tam widać na echu, dziwne skupisko....no właśnie nie wiem czego. Jedna rapalka, druga rapalka ,błystka, bałda - nic. No to na mięso. Też lipa. Żuki, kiełże - cisza. Złoszczę się, czas niepotrzebnie stracony - ale ciekawość większa, żeby zobaczyć co tam siedzi........ W między czasie podchodzi właściciel siekiery, chwilę gawędzimy, dopytuję się o sandacze, bo te miejsce aż pachnie zedem. Facet robi zaskoczoną minę, ale potwierdza, ze przed kilku laty to i owszem, na dużym mrozie, zdarzały się mu po 3-4 sztuki.....
Pomstujemy, że w tym roku słabo z rybą, człek dziwi się, że tak późno przyjeżdżam, bo tu tylko z rana.....Przyjeżdza jakiś samochód na plażę, z 4 chłopa wychodzi. Mój rozmówca jakoś nerwowy się robi.....trzeba się zwijać itp. To nie straż, piwkować sobie w plenerze przyjechali. Zostaję sam na lodzie, zmieniam miejsce na szczyt podwodnego garbu. Nie chce mi się wiercić dziur, obrabiam jego siekierowe wypusty. W trzeciej z nich coś na echu miga. Trochę pracy rapalką i siedzi! Wędka solidna jest, może za sztywna na te okonki, ale trochę się gnie, nawet hamulec coś oddał. Mam cię. Niezawodna rapalka - okoń robi robotę. Ciekawe, czy są tam twoi kumple..... Idę wypuścić rybę, te dziury postsiekierowe mają dużą powierzchnię, ale sam otwór wylotowy jest niewielki. Puszczony okoń nie chce zejść w dół, dekompresja wydęła go i trzeba go kłuć. Przydaje się igła do zastrzyków, szybka akcja, pssss i ryba schodzi w dół. Wracam do szczęśliwej dziury, widzę tam spory ruch. No to zaraz będą.......Lipa. Wyłączam kamerkę, zmieniam kolejne przynęty, ciągle wyjścia ryb i to sporych- w porównaniu do tych, które "podziwialiśmy" z GaGackiem... Wreszcie na bałdę siada coś sensownego. Odjeżdża ładnie, kijek się trochę wygina. Wyskakując z przerębla, pluje krąpiem. W dobrym stanie, takim na 7cm. Czyżby wyjaśniła się zagadka skuteczności większych przynęt? Skoro pasiaki celują w takie rozmiary......to muszę coś wymyśleć na jutro. Kolejne kłucie i wodowanie, wracam nad dziurę w nadziei na ciąg dalszy....Na brzeg przyjeżdżają kolejne ekipki, pewnie pyfko w plenerze..... Muzyka, hałas denerwują. Zaczynam szukać dalej, mam jeszcze z pół godziny zanim zrobi się ciemno.
Na ochotkę wyławiam kilka palczaków, te większe zwinęły manatki, w każdym razie nie widać ich na echu... Czas do domu.
Po drodze narada z GaGackiem, cieszę się, że ryby wreszcie ruszyły.... Może tak jutro jeszcze uda się wyskoczyć....... Od poniedziałku wichury, środek tygodnia bez możliwości czasowych, do czwartku i piątku daleko.
Do usłyszenia. Darz lód!!
niedziela, 12 lutego 2017
Łowimy z GaGackiem cz. 3
Ostatni materiał złożony z naszych nagrywek.
Bez szczęśliwego finału w postaci okazów, za to na luzie, 100% autentyczności
i spontanu....
sobota, 11 lutego 2017
Karma is b....ch
Dopadło mnie moje nieogarnięcie genetyczne prawie.
Dopadł mnie pośpiech, nieoglądanie się za siebie.
Dopadł mnie bałagan na pokładzie.
Świder zostawiłem na parkingu w środę podczas wizyty na feralnym jeziorze. Dziś chciałem dotlenić swój stawik,a tu okazuje się że w samochodzie pusto....
To nie koniec gry, bo jakiś czas temu dobry człowiek - czytelnik, widz użyczył mi swego Tonara. Także coś się jeszcze wydarzy,
mam naukę na przyszłość, bo z faktem mogę się już tylko pogodzić. Oby dobrze służył znalacy, i tak chciałem go sprzedać, ;)
Przesiedziałem w domu te największe wygwizdowa, zacząłem wsłuchiwać się w eter - nie robić nic na siłę. Zimno, wiatr, prześwietlony lód. Źle się czuję ze względu na moje przypadłości zdrowotne i wielokrotnie sprawdzała mi się zasada - jeżeli łamią gnaty, jestem półprzytomny ciśnieniowo - wyniki są żadne lub prawie żadne. Trzeba cierpliwie czekać i szukać szansy w lepszych warunkach, bo jeżeli mnie boli, to ryby mają pozamykane pyski tak czy siak.
Zostały pewnie 2 tygodnie łowienia, i mam nadzieję powetować sobie tę cieniznę z początku lutego.
W międzyczasie stałem się specjalistą od diagnozowania używanych akumulatorów, instalacja testowa 3 x h7, mierniki cęgowe, nowa ładowarka -bo renomowany CETEK padł i takie tam sprawy w kontekście wiosennego mapowania. Na drugim froncie chłonę wiedzę o echosondach batymerii wód od innego dobrego człowieka, który jest szkiełkiem a ja okiem. Cokolwiek robicie - trzeba się rozwijać.
Dziś uprzejmy wędkarz w komentach filmowych od głupków wyzywał - nikogo nie zmuszam do oglądania, to nie TVP info w nadwiślańskich jednostkach wojskowych..... Jak to mówię niektórym moim adeptom szkółki wędkarskiej, zbyt wyrywnym na lekcjach - Masz jakieś plany na niedzielę? Bo my będziemy na zawodach...
Do usłyszenia.
czwartek, 9 lutego 2017
Przyzerowałem po raz pierwszy w tym roku.
W zasadzie nie ma o czym pisać -w środę na górach skończyło się trzema palczakami. Dziś chciałem sprawdzić jezioro, na którym na lodzie nie złowiłem porządnego okonia nigdy. Klątwa trwa, szukałem ich z dala od brzegu i tylko dwie dziury wskazywały jakieś odczyty. Próbowałem na wszystko to , co mam w pudełkach. Na lekko i ciężko, nie zabierałem mięsa na pokład i pewnie to błąd. Statystycznie widzę, że ryby tracą zapał do sztucznych przynęt i trzeba zrobić pivot w stronę mięska na haku. Będzie zatem okazja do nagrania filmu - lutowanie mormyszek- przeżyj to jeszcze raz.
Poza tym zimnica straszna - nie chce się siedzieć na lodzie. Trzeba odwilży chyba czekać.
poniedziałek, 6 lutego 2017
sobota, 4 lutego 2017
Łowimy z GaGackiem cz.1
Wreszcie się spotkaliśmy, znamy się przecież z 5 lat, masa czasu przegadana, wspólne napędzanie podlodowej pasji....Podziwiam Łukasza tym bardziej, bo zamiast jechać na Mazury ,tłukł się do mnie przez pół nocy ze środy na czwartek. Wcześniejsze konsultacje - pt "co wziąć?!" licencja okresowa w kieszeni i po śniadaniu, przeładowaniu samochodów, ruszamy na góry.
W czwartek byliśmy na górach, obławialiśmy blat, na którym zeszłej zimy miałem niezłe wyniki.
Materiał filmowy wrzucę pewnie jutro, jest tego trochę, internet mi się rwie - ciężko uploadować na kanał. Bądźcie więc czujni.
Film robiłem w edytorze YT, nie za bardzo wyszły mi przejścia. Za to jakość obrazu powinna zadowolić widzów zdecydowanie lepiej niż poprzedni materiał. Wiem, że krótko, jutro będzie dłuższy - łowiliśmy i gadaliśmy. Średnie warunki do kręcenia materiałów, ale coś dało się wymodzić. Najbardziej wnerwia mnie fakt, że kanał podpięty jest do innego konta mailowiego niż bloog i nie widzę komentów. Z drugiej strony nie mam czasu na nie odpowiadać za bardzo.
środa, 1 lutego 2017
Gdy ryba nie bierze - warsztat 2. Z bezmotylką na płytkiej wodzie. Cz. 2
Na szczęście zrobiłem upload rano, bo teraz jadę z neta po komórce, mój domowy coś się sypie i byłby lipa z 2 cz. materiału. Udało mi się kupić kamerkę używaną w dobrych pieniądzach, także materiały zyskają na jakości. Poza tym jutro z GaGackiem ruszamy na góry, potem obiad i po południu ruszamy z ochotką na inne jezioro. Takie plany, życie pokaże co i jak.
Nie było żadnych bisów, wszystko spontan, czasami język się poplątał, ale co tam. ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)