wtorek, 18 lutego 2025

Lada chwila zamknięcie sezonu...

 Zawiodłem się dziś mocno - nie da rady powalczyć tam, gdzie bym chciał i jest z czym walczyć. 

W niedzielę napisałem do GaGacka, czy ma coś na opyl z czortów, które lutował dla siebie- a Łukasz jak to Łukasz- podarował mi je wraz z podajnikiem do ochotki...

No bo właśnie robactwo miało robić robotę- zamówiłem u Roberta Florczaka, wszystko przyszło jak trzeba- seta grubej i połówka drobnej :)

Wyczekałem inpostowego kuriera by wyjąć z szafy wszystko, lekcje dziś do 12tej i miało być pięknie- ale jak można się domyślać- nie było. 

Woda nr1

Na dolocie widzę ludzi w mieście, przy trzcinach łowią. Na środku zbiornika- jeziorko z kaczkami....Tafla w paski- poziom wody opada- bo rzeczka wychodzi stamtąd i lód zarywa się pod własnym ciężarem. Desantuję na tylnej części jeziora, nie widać śladów- to zły znak. Od brzegu lód znośny ale nieco dalej najgorszy z możliwych- sandwich przedzielony wodą. Trzeszczy, świder po drugim obrocie już go przebija ale nie chce zejść niżej- bo dołem 2cm pierwszego lodu, na który wlała się woda. Nic z tego nie będzie. Dobra, mam wodę kolejną, powinno być dobrze

Woda nr 2

Po drodze dzwonię do Artura znad Soliny- czy już był- ale nie był  i nie będzie- zdrowie nie pozwala. To wędkarski gajd z Czorsztyna, znamy się od lat kilku i na wiele spraw mamy podobne spojrzenie. No i ładuję się tam, gdzie w sobotę wpadłem przy brzegu do wody. Widać ślady sanek- jest dobrze, ale nie widzę przez łyse drzewa nikogo na tafli. Wjazdu na lód sanek też nie- ślad się urywa przy brzegu. Dziabnąłem i mówię do Artura- na raz pierzchnią przebity- nie ma sensu. Niestety- opad śniegu nie pozwolił przybrać skorupce tyle, ile bym chciał- pomimo -14stopni z niedzieli na poniedziałek. Dobra- wracam na stare śmieci

Woda nr 3. 

Czyli sobotnia woda. Widzę człowieka na lodzie- Tadek czy Marek? Nie, na Marka za cienki w pasie. Tadek zatem. Nie wiem ile lat nie rozmawialiśmy, nie interesowały mnie zupełnie jego 3 wędki w dziurach wstawione. W zasadzie odechciało mi się łowić- bo dziś nie jest pogoda na to- boli mnie mocno głowa cały dzień- jest ruch ciśnienia i wiem, że będzie słabo. No to wypytałem go o ludzi znad Olszewki i trochę mnie docisnęło. Adam- zmarł rok temu, Ela i jej syn też nie żyją- zapomniałem o nich a też byli częścią tamtego wędkarskiego światka. Kolej życia ale głupio się słyszy takie wiadomości. O rybach Tadek powiadał- że we wrzesniu miał udany dzień- 12 wyjął, takie pod 50cm

- okonie?

-nie, szczupaki

- a, rozumiem

Tadek pilnuje płotek


Rozmawiamy, że na tej wodzie przepływowej przecież jest coraz słabiej ale wędkarzy tu praktycznie nie ma. Oczyszczalnia moim zdaniem zasila rzeczkę zrzutami "wody przemysłowej" i ryby są wytruwane albo schodzą z jeziorka do rzeczki z prądem- by uciec przed trucizną. Innego rozwiązania nie widzę. Ponoć jazie się ostały spore i są tam dość regularnie łowione przy okazji linowych perypetii- mają 60cm te największe. 

    Wczoraj miał kilka płotek, dziś zero- ale mówię mu, że to od pogody, ryby nie lubią takich zmian. 

Kręcę serię dziur- rapalka mała-ta szczęśliwa z soboty na grubym fluorocarbonie, wędka z kołowrotkiem stałoszpulowym- mój główny sprzęt na większe wody. Custom mocny- blank to cięty stcroix premier do 21g, rękojeść full carbon- żeby była czujna. Przelotki Minimy lekkie. Ciut za mocny jest ale już takim zostanie ten kijek- nie ma zim na to u nas, by kombinować za wiele. 

Najdziwniejsza wędka podlodowa w tej części kraju :)


Cisza jest, zero kontaktu z pasiastym przeciwnikiem. Tadek przychodzi zagadać raz jeszcze- poleca sprawdzić jego wcześniejszą serię dziur. A i owszem- przejdę się. W drugiej dziurze jest akcja- przyciam coś większego, błyska jasnym bokiem i spada. Przynęta za mała chyba. Może powtórzy? i chyba po pięciu-sześciu podbiciach jest! Kij się wygiął, tam jest 80cm wody- więc close combat. Wiadomo że szczupaczek siadł, nie widzę przynęty- zażarł całą. Sytuację ratuje 0.30 fuoro, bo szczupak miał max 45cm, więc i zęby proporcjonalnie małe. Dziura od pierzchni Tadzia dość mała- chwila szamotaniny, by łeb ryby w nią wysterować. Potem chwilka, żeby wyciągnąć rapalkę w paszczy- szczypce zostały  w aucie. Jakiś sfatygowany ten szczupaczek- jakby coś go poraniło dawno temu - szramy na łuskach. Do wody jak najszybciej, żeby mi tu nie wykorkował. Ręka rybą śmierdzi- i fajnie jest.

Pajk. Jaka woda- takie ryby. 

Pozostałe dziury milczą. Słońce kładzie się za budynkiem na szczycie skarpy brzegowej. Hałas słychać w powietrzu- coś leci i nie jest to śmigłowiec LPR. Wojsko leci- 6 śmigłowców, Black Hawki chyba, gapię się w nie i rozmyślam czy to nie aby jakaś amerykańska delegacja negocjacyjna. Nie, ci by lecieli na południe a nie na wschód. Cichnie wszystko,kończę ten szereg dziur, zrobię jeszcze jeden i to będzie wszystko.

Śmigła nad Olszewką

Jeszcze z pół godzinki na lodzie i to wszystko. 

 Mój rozmówca chyba też bardziej zainteresowany pogawędką niż rybami- zamieniamy jeszcze kilka słów o rybach, rzeczce, strażniku głupim co odgrażał się, że z jeziorka zrobi strumyk- jak wyjmie deski z mini tamy....O wojnach sąsiedzkich z Markiem słucham- ale nie boli zupełnie to. Po prostu stary i starszy na rybach. Trzeba się zabierać, może jutro przed lekcjami tam wpadnę, mam na 11tą i dobre 3 godzinki można by się pomodlić do dziurek- ale nie widzę sensu. Pogoda jest jaka jest- 1025hpa i rośnie- a to oznacza, że prócz świeżego powietrza niewiele można złapać. 

W promieniach zachodzącego słońca mignęła biała czapla. Siada za wodospad. Tych ptaków nie było tu jeszcze 5 lat temu. Wszystko się zmienia. Pogoda, ryby, przyroda. My też się zmieniamy. Ja coraz mniejszy, Tadek coraz ciszej mówi z wiekiem. Wypytałem go na odchodne o dojście do Kamionki nizinnej- może pojechałbym zobaczyć za klonkiem na chleb- ale muszę posprawdzać zdjęcia na Google Earth jak tam trafić. Nie wiem, co się zmieniło prze 15lat jak tam byłem ostatnio. 

Jutro dodam pozostałe zdjęcia. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz