Nie dałem rady przygotować się
wczoraj do dzisiejszego wyjazdu, wstawałem o 6-tej, by ogarnąć bałałajki,
popęczkować ochotki i przygotować wędkę do błystek/balansówek.
Słów kilka o
kijku do łowienia – to minimalizm w formie i treści, szczytówka z pełnego węgla
dł 40cm, osadzona w gnieździe szczytówki bałałajek a’la Marmish pochodzenia dalekowschodniego.
Przelotki z tego samego materiału co kiwok- spiralnie skręcona gruba żyłka,
przymocowane do szczytówki rurkami termokurczliwymi. Całość uzbrojona w żyłkę 0,22 ale czysty fluorocarbon. Dlaczego tak grubo?
Chciałem sprawdzić doświadczenia rosyjskie na temat wpływu grubości żyłki na
ilość brań.
Decyzja podjęta wczoraj, jadę na
małe, dość płytkie jeziorko ok. 25 km ode mnie. Nigdy tam nie łowiłem, chciałem
sprawdzić legendy o lokalnych sporych okoniach. Przybliżone namiary na stanowiska
otrzymałem jakiś czas temu od znajomego. Woda nieznana, grubość lodu też, wariant
odzieży „zwiadowczy” – kombinezon wypornościowy i kolce. Przyjąłem taktykę rozpoznawczą – żadnego obławiania
„w szachownicę”, „zygzaki”, itp. Chcąc spenetrować jak największy obszar będę
wiercił otwory prostopadle do brzegu, zaczynam
2m. od trzcin, w kierunku środka akwenu. Na pierwszy ogień idzie
balansówka Rapali, jeżeli „coś” zapuka w kiwok próbuję łowić i wyciągam
bałałajki do łowienia na mięso. Nie zabrałem żadnej bezmotylki, po prostu chciałem coś złowić, a ochotka
praktycznie wszędzie daje możliwość złowienia ryby.
Zadupie straszne, polne drogi
nieco zawiane śniegiem po nocy, jakoś dojechałem. Grata stawiam pod lasem,
nosem w kierunku domu, biorę klamoty i włażę na pomost. Pierwszy odwiert jeszcze
z kładki – jest dobrze, na 12 obrotów korbą. Lód ciemny, twardy, śliski jak
cholera- dobrze , że mam kolce w butach. Wierci się łatwiej. Rzut oka na lód,
gdzieniegdzie bryłki lodu po pierzchni, ktoś był tu pewnie wczoraj. Rozglądam się po brzegach, namierzam
zalesione góry schodzące do samej wody – tam pewnie będzie niezły spad dna – bo
zbiornik jako całość to nic specjalnego, ot zamulona patelnia z niezłymi ponoć
karpiami….
Mało brakowało, a zabrałby mi Rapalkę. |
Wiercę serię dziur, obrabiam
pierwszą. Jako, że śnieg nieco przysypał lód, zakładam Rapalkę z fluo
brzuszkiem. Po dwóch ,trzech poderwaniach czuję w kijku puk-puk. Zardzewiałem
od ub. sezonu, przegapiam pierwsze brania. To nie bezmotylka. Przysiadam, i spokojnie obławiam
dziurę. Trach! Siedzi. No, będzie coś sensownego. To, co miało być sensownym
pasiakiem, okazuje się 30cm szczupaczym podlotkiem, który na szczęście nie odciął
mi balansówki. Chwila zamieszania, w końcu chcę mieć zdjęcie pierwszej ryby z
tej wody, nie bez problemów odpinam zębolka, woduję go i idę dalej – po tym
zamieszaniu raczej okonia tu nie ma. Odsuwam się też z dziurami od trzcin, nie chcę ryzykować
odcinki przynęty przez szczupaczki. Niedaleko ode mnie idzie dwóch wędkarzy,
znają się na robocie. Klasyczne łowienie grupowe. Jeden ma pobicie, szybka
wymiana informacji, kolega dziurawi lód
tuż obok, szuka swego szczęścia. Bardzo skuteczna taktyka. Kurcze, że też ja
nie ma blisko kolegi podlodowca. Zagaduję do nich, mruczą, że sam drobiazg, ale
kolega dostał szczupaka…. Jeden z nich podchodzi, prosi o obejrzenie noży
świdra – chce zrobić sobie wiertło sam. Mówię, że najlepiej będzie jak kupi
same noże, resztę można pospawać, ale to noże są najważniejsze.
Z wizytą w przedszkolu..... |
Pisałem ostatnio o dźwiękach pękającego lodu. Nie wiem, czy dziś chodziło o pogodę(zmiana), czy o opadanie poziomu wody w jeziorku – jest przepłwowe. Lód jakby dziś krzyczał. Trzeszczał, pękał, żył. Pękał po wwierceniu się weń, pękał sam. Przez chwilę nawet bałem się. Linie pęknięć jechały zbyt blisko. Także następnym razem będę ostrożniejszy w zachwytach.
Gwiazda dzisiejszego wyjazdu. Nielegal w świetle RAPR |
W samochodzie łyk herbatki
rozgrzewającej – polecam imbirową, robi się ciepło, przyjemnie. Zaryzykowałem jazdę w
śniegowcach, dałem radę bez sensacji.
Wyjazd oceniam pozytywnie i to z kilku
powodów – zrezygnowałem z dotychczasowego
jeziorka, tamtejsze okonie nie zaskakują wymiarami, zbadałem wstępnie teren,
wracając do domu okrężną drogą obejrzałem kolejne jezioro, dużą wodę. Ruch na
lodzie spory. Będę tam. Już niedługo. Za pięć dni zaczynam ferie….