niedziela, 23 lutego 2025

Miało być zakończenie z przytupem, a wyszło jak wyszło.

 Po prostu zdrowie wysiadło poważnie. Wczoraj miałem być na Kiekrzu, bo w Wielkopolsce znacznie grubiej i bezpieczniej lodowo. Krzysiek znad Zalewu Koronowskiego dziś złożył broń- u nas lodu ubywa mocno w ciepłym powietrzu. Jokersa i ochotkę zamrożę pod feederowe wypady do zanęty a przynęty od Gagacka będą czekały na kolejny sezon. 

Zdrowia podlodowcy i uważajcie na siebie. 

wtorek, 18 lutego 2025

Lada chwila zamknięcie sezonu...

 Zawiodłem się dziś mocno - nie da rady powalczyć tam, gdzie bym chciał i jest z czym walczyć. 

W niedzielę napisałem do GaGacka, czy ma coś na opyl z czortów, które lutował dla siebie- a Łukasz jak to Łukasz- podarował mi je wraz z podajnikiem do ochotki...

No bo właśnie robactwo miało robić robotę- zamówiłem u Roberta Florczaka, wszystko przyszło jak trzeba- seta grubej i połówka drobnej :)

Wyczekałem inpostowego kuriera by wyjąć z szafy wszystko, lekcje dziś do 12tej i miało być pięknie- ale jak można się domyślać- nie było. 

Woda nr1

Na dolocie widzę ludzi w mieście, przy trzcinach łowią. Na środku zbiornika- jeziorko z kaczkami....Tafla w paski- poziom wody opada- bo rzeczka wychodzi stamtąd i lód zarywa się pod własnym ciężarem. Desantuję na tylnej części jeziora, nie widać śladów- to zły znak. Od brzegu lód znośny ale nieco dalej najgorszy z możliwych- sandwich przedzielony wodą. Trzeszczy, świder po drugim obrocie już go przebija ale nie chce zejść niżej- bo dołem 2cm pierwszego lodu, na który wlała się woda. Nic z tego nie będzie. Dobra, mam wodę kolejną, powinno być dobrze

Woda nr 2

Po drodze dzwonię do Artura znad Soliny- czy już był- ale nie był  i nie będzie- zdrowie nie pozwala. To wędkarski gajd z Czorsztyna, znamy się od lat kilku i na wiele spraw mamy podobne spojrzenie. No i ładuję się tam, gdzie w sobotę wpadłem przy brzegu do wody. Widać ślady sanek- jest dobrze, ale nie widzę przez łyse drzewa nikogo na tafli. Wjazdu na lód sanek też nie- ślad się urywa przy brzegu. Dziabnąłem i mówię do Artura- na raz pierzchnią przebity- nie ma sensu. Niestety- opad śniegu nie pozwolił przybrać skorupce tyle, ile bym chciał- pomimo -14stopni z niedzieli na poniedziałek. Dobra- wracam na stare śmieci

Woda nr 3. 

Czyli sobotnia woda. Widzę człowieka na lodzie- Tadek czy Marek? Nie, na Marka za cienki w pasie. Tadek zatem. Nie wiem ile lat nie rozmawialiśmy, nie interesowały mnie zupełnie jego 3 wędki w dziurach wstawione. W zasadzie odechciało mi się łowić- bo dziś nie jest pogoda na to- boli mnie mocno głowa cały dzień- jest ruch ciśnienia i wiem, że będzie słabo. No to wypytałem go o ludzi znad Olszewki i trochę mnie docisnęło. Adam- zmarł rok temu, Ela i jej syn też nie żyją- zapomniałem o nich a też byli częścią tamtego wędkarskiego światka. Kolej życia ale głupio się słyszy takie wiadomości. O rybach Tadek powiadał- że we wrzesniu miał udany dzień- 12 wyjął, takie pod 50cm

- okonie?

-nie, szczupaki

- a, rozumiem

Tadek pilnuje płotek


Rozmawiamy, że na tej wodzie przepływowej przecież jest coraz słabiej ale wędkarzy tu praktycznie nie ma. Oczyszczalnia moim zdaniem zasila rzeczkę zrzutami "wody przemysłowej" i ryby są wytruwane albo schodzą z jeziorka do rzeczki z prądem- by uciec przed trucizną. Innego rozwiązania nie widzę. Ponoć jazie się ostały spore i są tam dość regularnie łowione przy okazji linowych perypetii- mają 60cm te największe. 

    Wczoraj miał kilka płotek, dziś zero- ale mówię mu, że to od pogody, ryby nie lubią takich zmian. 

Kręcę serię dziur- rapalka mała-ta szczęśliwa z soboty na grubym fluorocarbonie, wędka z kołowrotkiem stałoszpulowym- mój główny sprzęt na większe wody. Custom mocny- blank to cięty stcroix premier do 21g, rękojeść full carbon- żeby była czujna. Przelotki Minimy lekkie. Ciut za mocny jest ale już takim zostanie ten kijek- nie ma zim na to u nas, by kombinować za wiele. 

Najdziwniejsza wędka podlodowa w tej części kraju :)


Cisza jest, zero kontaktu z pasiastym przeciwnikiem. Tadek przychodzi zagadać raz jeszcze- poleca sprawdzić jego wcześniejszą serię dziur. A i owszem- przejdę się. W drugiej dziurze jest akcja- przyciam coś większego, błyska jasnym bokiem i spada. Przynęta za mała chyba. Może powtórzy? i chyba po pięciu-sześciu podbiciach jest! Kij się wygiął, tam jest 80cm wody- więc close combat. Wiadomo że szczupaczek siadł, nie widzę przynęty- zażarł całą. Sytuację ratuje 0.30 fuoro, bo szczupak miał max 45cm, więc i zęby proporcjonalnie małe. Dziura od pierzchni Tadzia dość mała- chwila szamotaniny, by łeb ryby w nią wysterować. Potem chwilka, żeby wyciągnąć rapalkę w paszczy- szczypce zostały  w aucie. Jakiś sfatygowany ten szczupaczek- jakby coś go poraniło dawno temu - szramy na łuskach. Do wody jak najszybciej, żeby mi tu nie wykorkował. Ręka rybą śmierdzi- i fajnie jest.

Pajk. Jaka woda- takie ryby. 

Pozostałe dziury milczą. Słońce kładzie się za budynkiem na szczycie skarpy brzegowej. Hałas słychać w powietrzu- coś leci i nie jest to śmigłowiec LPR. Wojsko leci- 6 śmigłowców, Black Hawki chyba, gapię się w nie i rozmyślam czy to nie aby jakaś amerykańska delegacja negocjacyjna. Nie, ci by lecieli na południe a nie na wschód. Cichnie wszystko,kończę ten szereg dziur, zrobię jeszcze jeden i to będzie wszystko.

Śmigła nad Olszewką

Jeszcze z pół godzinki na lodzie i to wszystko. 

 Mój rozmówca chyba też bardziej zainteresowany pogawędką niż rybami- zamieniamy jeszcze kilka słów o rybach, rzeczce, strażniku głupim co odgrażał się, że z jeziorka zrobi strumyk- jak wyjmie deski z mini tamy....O wojnach sąsiedzkich z Markiem słucham- ale nie boli zupełnie to. Po prostu stary i starszy na rybach. Trzeba się zabierać, może jutro przed lekcjami tam wpadnę, mam na 11tą i dobre 3 godzinki można by się pomodlić do dziurek- ale nie widzę sensu. Pogoda jest jaka jest- 1025hpa i rośnie- a to oznacza, że prócz świeżego powietrza niewiele można złapać. 

W promieniach zachodzącego słońca mignęła biała czapla. Siada za wodospad. Tych ptaków nie było tu jeszcze 5 lat temu. Wszystko się zmienia. Pogoda, ryby, przyroda. My też się zmieniamy. Ja coraz mniejszy, Tadek coraz ciszej mówi z wiekiem. Wypytałem go na odchodne o dojście do Kamionki nizinnej- może pojechałbym zobaczyć za klonkiem na chleb- ale muszę posprawdzać zdjęcia na Google Earth jak tam trafić. Nie wiem, co się zmieniło prze 15lat jak tam byłem ostatnio. 

Jutro dodam pozostałe zdjęcia. 





sobota, 15 lutego 2025

A jednak otwarcie sezonu.

 Człowiek z wiekiem robi się leniwy. Zamiast sprawdzić organoleptyczne- to zaufałem znajomym i nie byłem na zwiadach wczoraj. 

Dziś smędziłem się po domu aż Krzychu znad Zalewu Koronowskiego dał znać, że weszli, zeszli i coś tam złowili. To taki katalizator był, bym wystartował chyba. Sprzęt leżał w kanciapie od wczoraj. Najprostszy możliwy zestaw- bałałajka XXL i balansówki, bo nie wiedzałem w ogóle czy będzie można wejść. Rękawice, wkładki grzejące do nich i do butów, sakwa na udo, czapka i nowy kombinezon- Norfin Verity Pro. Wczoraj przyjechał od Tomka Nysztala ze sklepu. Lekki, umiarkowanie ciepły ale bardzo mocno oddychający. To ostatnie jest dla mnie ważne szczególnie, nic nie denerwuje bardziej niż mokre plecy. Miałem nawet okazję przetestować jego wodoodporność, ale za chwilę o tym.

Rytuały muszą być- Azor dzielnie za mną na krótkiej smyczy chyba już ze 20 lat w różnych wariantach :)


Dziabnąłem piką ze dwa razy przy brzegu i się wnerwiłem nieco. Na tym zbiorniku można było latać 3 dni temu. Inna sprawa, że i tak nie miałem czasu a i pora na okonie taka sobie średnia- one są bliżej spraw tarłowych niż dalej- tzn. nie rzucają się na cokolwiek w przeręblu o tej porze roku. 
Nawet nie trzeszczał, miejscami 10cm może mieć. Trzeszczeć zaczął później nieco- bo zacząłem dziabać. Dawno tak się nie cieszyłem. Wiem, że woda od dawna pustawa ale to była taka sentymentalna podróż w czasie. 
Adam, Marek, Tadek, kiedyś Leon. Eda- ale on przyjeżdżał tylko za płotką na spławik. Robił takie z kory topolowej impregnowane były jadalnym olejem.... Nie wiem, kto się ostał - pesel pędzi nieubłaganie. Widywaliśmy się tam kiedyś, kiedy były zimy no i były ryby. Mnie już też specjalnie dużo nie zostało do 50tki, 78rocznik jestem.....
    Las połamany, od ponad 7lat leżą drzewa nieuprzątnięte po nawałnicy- tej od Rytla. Śmieci jakby mniej- ta sama nawałnica zniszczyła tzw. pałac- mieszkania socjalne tam były i stąd dzikie wysypiska po krzakach. Za to zauważyłem co innego. Słupki geodezyjne bardzo blisko wody.... Działka sprzedana po tym pałacu i pewnie za jakiś czas nie będzie gdzie auta postawić tam przy brzegu. Znak czasów. 
Kłuję kolejne dziury i po prostu je obławiam. Najlepsze łowienie w sensie mobilności- jedna wędka z przynętą i pika. Biję dziurę, natychmiast rapalka ją sprawdza. Żadnych kiwoków, fluorocarbon 0.28 , wszystko czuć w dłoni. Tylko, że nie dzieje się wiele. Robię tak ze 40 dziur, łażę po miejscach, które kiedyś dawały ryby. Ale to było w 2010r..... Ale to było w grudniu a nie w połowie lutego. Ale i tak fajnie jest. Zawijam w stronę auta serią dziur. To samo. Zmieniam raplalkę na najmniejsza posiadaną- czyli 30mm. Pierwsze otarcia jakieś niemrawe, nie do zacięcia.  W końcu trafiam na bardziej zdecydowanego pasiaka. 3 razy uderza i za 4 tym dopiero go zacinam. Ręka zardzewiała przez rok ;) No ale jest. Fajny, zieloniutki, żywe kolory. To samczyk- płaski brzuch, którego zezłościł fluorokoralik na kotwiczce. 
Nic tak nie cieszy jak okoniowy patrol pieszy. 

W głowie kiełkuje kolejny scenariusz- inna woda, niedaleka, taka na 15minut autem, spina je ta sama rzeczka i rok temu stanęła szybciej. Ale znajomi tam zaglądali wczoraj i nie dało się nic zdziałać. I tak sobie myślę- ryzykować, czy nie? Stracę 40minut żeby ją sprawdzić a w tym czasie mógłbym coś tutaj zdziałać. 
Rajd po lesie, koleiny- przyhczyłem miską olejową, mam nadzieję, że nie będzie awarii z tego. Ktoś szedł nad jezioro przede mną- dwie osoby. Jest dobrze- czyli wędkarze. 
A tu zonk. Małżeństwo z pieskiem na spacerze było. Lód wygląda dobrze, nikt nie chodził po nim to pewne. Dziabnąłem przy brzegu - nie było źle. Krok dalej już nie było zmiłowania, trzasnął raz, potem znalazłem się w wodzie- na szczęście poniżej kolan. Ale ze kombinezonowe portki są szczelne, ciasno nałożone na sapagi- nic się nie wlało do środka i wygramoliłem się na brzeg. Po prostu musiałem to sprawdzić, by jutro nie ryzykować. 
Wróciłem tam, gdzie bezpieczniej, czyli woda nr1 
Pod brzegiem szamotanina w dziurze- jest coś fajnego- ale wężyki czuć - to szczupaczek. Mam nadzieję, że płytko chwycił. A też wąchał ze dwa razy zanim go zapiąłęm na haczyk. 
Dobrze, że mi jej nie odciął..


I ten szczurek był ostatnią rybą popołudnia. Zrobiłem jeszcze ze 30 kolejnych dziur, przeszedłem na szybkości po tych sprzed 2 godzin- nic się nie wydarzyło. Zmieniłem tylko kotwiczkę na wariant z innym koralikiem, bo ten fluo jakoś zbyt agresywny może. 


Wrócę tam z inną wędką- czyli bezmotylki, żuczki itp. Mam nawet kupioną jesieni tej stcroixowa UL - bardzo miękka. Sam jestem ciekaw czy coś się wydarzy. Ale niezależnie od wszystkiego - podjadę tam, w innej porze, ze świdrem i mam nadzieje, ze znowu jakieś wspomnienia za utraconym rajem podlodowym przyjdą do mnie. 
Ryby.... są mało istotne tak naprawdę. Swoje już zjadłem z okoni. Nie chce mi się nawet. Ale ręcznik zabiorę- bo zimno w ręce po rybie. Kiedyś nie było tak. Po prostu krążenie i wiek....

Człowiek i Azor











piątek, 14 lutego 2025

Not so fast.

Nie ma warunków do  względnie bezpiecznego łowienia u mnie, zostawię coś dla zmarzlaków jeśli chodzi i ogrzewanie stóp i dłoni.

https://www.facebook.com/share/v/18pMTuH5bA/

czwartek, 13 lutego 2025

Zima zaskoczyła podlodowców :)

 Cieszę się, miałem być dziś po pracy ale dyrektor dał mi robotę w kozie ;)

Jutro wpadnę sprawdzić, czy można wejść. Śniegu napadało trochę - dobrze to i źle zarazem. Ryby nie będą nas widzieć ale i lodu nie przybędzie już zbytnio. Mrozy nie są wielkie. 

A co u Was? Walczycie już?

Chwalcie się:)