niedziela, 9 lutego 2014

Czasem słońce, czasem deszcz.

Czwartkowe płotki nie stawiły się, w zasadzie  nie ma o czym  pisać. Dostaliśmy naukę, że każdy wędkarski sezon, a nawet dzień jest inny od poprzedniego. Nie istnieją pewne miejsca na rybę. Druga sprawa to pogoda. Nie ma sensu ruszać się z domu podczas pogodowej huśtawki. Ryby i tak wiedzą o tych zmianach wcześniej i zostaje nam plucie w brodę "W poszukiwaniu straconego czasu".
               Wczoraj pojechałem na jeziorko o którym pisałem tutaj, Lód nie tyle schudł, co osłabł. Pierwsze pięć obrotów korbą świdra w zasadzie mieli lodową kaszę. Został może tydzień łowienia, z naciskiem na "może". Lód będzie dłużej tyle, że nie będzie jak na niego wejść. Sporty ekstremalne w postaci drągów, desek na wejście zostawiam innym "sportowcom". Czas pogodzić się, że to koniec sezonu podlodowego - o ile nie nastąpi nawrót zimy na przełomie lutego i marca....To takie myślenie życzeniowe
      Dwójka wędkarzy siedzi na wpływie rzeczki międzyjeziornej, co chwila obchodzą te same dziury. Wniosek prosty - przyjechali na płoteczkę. W moich stronach na płotkowym lodzie króluje metoda płatkowa, czyli wsypujemy do przerębla trochę płatków owsianych, ich stopniowy opad wabi ryby. pozostaje tylko zawiesić pod spławikiem jakiś smaczny kąsek i czekać.
   Z  dziesięć lat temu, na jeziorku - młynówce, gdzie zaczynam sezon, pojechałem jeszcze wtedy ze spławikówką na płotkę.  W charakterystycznej zatoczce siedział skulony wędkarz. Pora zimy była zbliżona, takie ostatki podlodowe. Człowieka znałem, chciałem zagadać, dowiedzieć się co w trawie piszczy. Wokół niego leżały jakieś ciemne z daleka kształty- pewnie pod nogi podkłada sobie kawałki gałęzi......Kopara mi opadła, gdy już bliżej zobaczyłem, że te "gałęzie" skaczą na lodzie! W życiu nie widziałem takiej ilości Płoci - tak, przez duże "P" i wzdręg. Sam przed laty popełniłem kilka w okolicach pół kg, ale to co podskakiwało wtedy wokół Adamusa- bo tak go tam nazywamy, to był szok. Największe z nich miały nieco poniżej kilograma, nie było tam ryby mniejszej niż 25cm. Siedział pomiędzy czterema dziurami, dosypywał płatków i po kolei je obławiał. Klął przy tym, że ma za duży haczyk i sporo ryb mu z niego spada, a siedział taki skulony, bo pod nim zaledwie metr wody i ryby go widziały i przestawały brać, gdy stał. 
Nigdy wcześniej ani później nie widziałem takiego podlodowego połowu.
  Ja wybrałem nasłonecznioną zatokę. Pierwsza seria dziur za trzcinami. Gram poprawną politycznie wersją Rapalki, w dziurach oczywiście cisza. Na mormyszkę czepiają się płotki rozmiaru śmiesznego. Ekran flashera pokazuje stada ryb praktycznie w całym słupie wody. W zasadzie mormyszka z ochotką nie dociera do dna- drobnica chwyta ją w pół wody. Zmniejszam czułość urządzenia, by odseparować ryby akceptowalnych rozmiarów. Są. To wzdręgi, jak okazuje się chwilę później - pływają metr pod pokrywą lodu. Niższe piętra wody opanowała drobnica. Na żyłce 0,08 zawiązałem małą wolframkę czerwono - żółtą. Coś jak pieczywo fluo. Brania krasnopiórek są  zdecydowane, wręcz agresywne. Ciekawe, czy one już nie czują wiosny?  O ile pamięć mnie nie myli, trą się przed płocią.
   Zmieniam miejsce na głębsze, najpierw badam dziury - wszędzie to samo - masa drobnicy opanowała toń. Ryby trzymają się jednej warstwy wody, tak do trzech metrów poniżej lodu. Dalej nic. Znowu obrabiam dziury, widzę jak ci od płotek przenoszą się pod zacieniony brzeg. Ja też chcę tam iść, może to ostre słońce ma wpływ na aktywność mini - płotek?  W cieniu brzegu, na mormychę z ochotką łowię mikro-okonki. Skoro jest ich tyle, to może uda się wyselekcjonować jakoś te większe?  25mm Rapalka malowana na okonia ląduje w wodzie,  gram agresywnie, brania są co chwilę.   Strasznie ciężko zaciąć te miniaturki, od czasu do czasu przyczepi się taki około-wymiarek i tu nie ma już problemu - większa paszcza, większe szanse na zacięcie.
      Sprawdzam okolice pomostów, "ryby" są.  Bez większych problemów można je odławiać balansówką - czyli nawet w środku zimy ta przynęta ma duży potencjał.  Tylko ja nie po takie maluchy tu przyjechałem. Na te większe trzeba będzie poczekać do następnej zimy. W sumie łowiłem około trzech godzin, przepuściłem przez ręce masę drobnicy. Żadnych konkretów. Echosonda użyta w nieco innym celu - przesiania drobnicy, dobrze spełniła swoje zadanie. Kurcze, ta pornografia zaczyna mi się podobać....
Jutro planuję wyskoczyć na płotkę, we wtorek Wiolettę  nawiedzają koleżanki z pracy, nie będę im przeszkadzał, zrobię sobie podlodowe ostatki....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz