sobota, 9 stycznia 2016

Wreszcie!


Strasznie ślisko było rano, szklanka na asfalcie, droga zajęła mi 50min. Wiochy zabite deskami, lisy ganiające po ulicy niczym psy.....
Jadąc nad wodę, oczekiwałem ryb, szedłem jak po swoje. W oddali widziałem dwóch wędkarzy pracowicie dziurawiących lód na małym obszarze. Dość bajkowo, znaczy siekierą, z daleka widziałem na lodzie reklamówki, czasami schylali się na lód. Nie tracąc rezonu pierwsza seria dziur przy wyspie - tam kiedyś brały okonie.....teściowi, za młodu, pewnie za Gomółki jeszcze..... Teraz tylko czekać ryb.
A tu zonk.To nie takie proste....... Górki i ich okolice okazały się puste, nie pomagała zmiana przynęt, prowadzenia, flasher nie pokazywał dosłownie nic. Obskoczyłem wyspę, następną górkę, nic. Co jest k....a?! Gdzie te ryby? Przecież to bankowe miejsca.....Sprzętu pełne pudła, GPS załadowany wiedzą, w głowie gotowe scenariusze prowadzenia przynęt....Okazało się tylko, że bankowe są tylko kredyty, natomiast ryby nic nie robiły sobie z super lokalizacji, przynęt i sposobów ich prowadzenia. Zacząłem żałować, że nie wziąłem mormyszek, bo jechać kawał drogi i przyzerować = żadna frajda. Po dwóch godzinach obrabiania bankówek bez śladu ryby poszedłem pod trzciny. Kolejne serie dziur i nic. W miedzy czasie zmieniam zestaw, pimpel idzie do pudła, do ręki biorę kij do bałdy. Zakładam taką z czarnym korpusem. Siedzę na styrobianie, but jest podparciem dla szczytówki, flashera nie chce mi się ruszać. Traaach, siedzi, całkiem zgrabne +20cm, blady jak pewna część ciała u eskimosa.......To pewnie ciśnienie, ewentualnie dość prześwietlony lód zrobił tak jasną barwy u ryby. W każdym razie cieszę się jak gwizdek, woda otwarta, przynęta obłowiona. Jako, że brak towarzyszy, woduję rybkę i idę dalej. W kolejnych kilku dziurach mam dwie miniaturki pasiaste, jedna podhaczona, widać słabo dziś żerują, kręcą się wokół przynęty, nie ma pewnych uderzeń. Kolejne serie dziur w kierunku środka wod - cisza. Widzę, że ci dwaj od siekierezady zwijają się. Choćby z ciekawości pójdę sprawdzić ich miejsce. Wracam do wyspy, kontrolne przepuszczenia bałdy, agresywne uderzenia o dno bez reakcji u ryb. Jeszcze z 200m i jestem na ich miejscu, masakra, tyle dziur i to dużych, tu na pewno coś złowiono. Widać ślady krwi na lodzie, pewnie okoń zażarł mocno diabełka. W jednym z przerębli widzę kręgosłup ryby - co jest? Łowienie z degustacją? Nie, to okoń wypluł niestrawione do końca resztki swej ofiary. Odpalam flashera, siadam nad jedną z dziur po siekierze. Spora. Flasher pokazuje odczyt ryby przy samym dnie, pierwszy atak, pudło, zaczynam kombinować z grą, widać odbicie ryby kręcące się przy przynęcie.....Siedzi. Ładnie walczy, odjeżdża mocno na bok, udaje mi się włączyć kamerkę. Będzie ładne ujęcie. Widzę go, jest spory, jeździ brzuchem do góry, jest podhaczony pod pyskiem - to tłumaczy jego harce. Ładna sztuka, ponad 30 na liczniku ma. Kumpli nie widać, pojedyncza sztuka. Po chwili ryba wraca do wody.

Działo się tutaj....

Bez żalu. Widzę jednego z właścicieli dziur jak gramoli się na lód, w ręce spora siekiera, w międzyczasie łowię kolejnego sporego pasiaka. Krótka rozmowa z człowiekiem, mówi, że rano złowili ale niedużo. Mając w pamięci poranne reklamówki......ty mi mów, a ja zdrów....
Drugi z kompanów dociera na lód, dopytuje się o echosondę, ryby nie współpracują, spinam kolejną niezłą rybkę, brania są proszone i z samego gruntu - bo tylko tam działa bałda. Ryby nie wpływają w wiązkę przetwornika, jeżeli to już są na miejscu i bardzo leniwie podnoszą się z dna.
Z brzegu idzie kolejny człowiek, niesie ze sobą młodą brzózkę - tak z 4 - 5metrów drąga. Pytam się go " Ta pała na nas?"
- Nie, boję się lodu, raz już wpadłem do wody na lodzie. Po kilku minutach jego opowieści o rybach facet prosi o możliwość zrobienia sobie zdjęcia z moim sprzętem - żeby wysłać kumplom ze Śląska. W zamian pokazuje zdjęcia z leszczami w swym telefonie. Niech mu będzie, pstrykam mu fotkę jego telefonem, gość prosi o możliwość zrobienia sobie zdjęcia z okoniem.
 - "Ja im później powiem, ze to zgryw"Wyjaśnia też okoliczności kąpieli na lodzie, Tam też pozował do zdjęcia, w zamarzniętej zatoce. Na szczęście było tylko 2,5metra wody i blisko do kempingu na brzegu......
Widzę kolejne wyjście ryby na flasherze, gość "Andrzej" próbuje mnie popędzić do pozowanej fotki z rybą: - Ta ryba na lodzie zaczeka, te pod lodem nie" - studzę jego zapały. Zaciekawia go flasher( zawsze ciekawi zwiedzających), widzi odczyty ryb. Dopytuje się o przynętę.Zbywam go, mówię, że jak wyjmę rybę, lub odpłyną - wtedy zobaczy na co łowię. Jest. Kolejna ryba, wygląda na sporą, nie to średniak, znów podhaczony. Ryby ewidentnie nie chcą brać. Z ciekawości, wrodzonej agresji, przyduszają przynętę. Widzę inne paski odprowadzające moją ofiarę  - będzie dobrze. Guzik. Te kilka sztuk rozproszyło się, kręcę dziury w pobliżu - bez rezultatu. Nie ma, skończyło się.
Żołądek podpowiada, że czas kończyć. Będzie pewnie 13 - ta. Jeszcze jedna dziura, ostatnia. Cisza. Rozglądam się gdzie są moi zbawcy niezawinieni. Zapamiętuję miejsce - chcę tu wrócić jutro. Jeszcze wcześniej, skoro świt, nie będę siedział tak długo. Odmeldowuję się Wiolecie, Rafałowi, Z Łukaszem rozmawiałem wcześniej.
Wreszcie coś więcej niż 15cm. Ostatnia fotka ryb, potem wracają do wody. Nic im nie będzie, jest  w lekkim plusie, spokojnie można je zwodować.

W samochodzie dopada mnie senność. Kurcze, pewnie jutro będzie padać śnieg.......


2 komentarze: