Jako że na lód nie wejdziemy jeszcze (?) długo, warto powspominać czasy zacnych zim, grubych lodów i ryb minionych. Jest kilka wrzutek, o których pamiętam i tak sobie myślę ,że warto je przywołać z pamięci......
Moje podlodowe początki.
Około 2000 roku, może 2001. Nie miałem jeszcze prawa jazdy, woził mnie ojciec. Sprzęt rodem z tej książeczki:
Wędka typu kobyłka ze styropianu, 3 szt mormyszek z ołowianych śrucin przebitych igłą i haczyka wklejonego na super- glue. Jedna miała czerony haczyk ochotkowy, najmniejszy jaki udało mi się kupić. Miejsce -Olszewka. No i przebijak do lodu wyspawany przez ojca z tego, co było szybko dostępne - rura, kawał lemiesza wytartego + trzonek z czarnego bzu, co rósł za stodołą. Ustrojstwo ważyło ze 4 kg, wiadomo -będzie lepiej brało lód. Niedziela, grzecznie po kościele podwoda dostarczył nas na miejsce. Piszę nas, bo wziąłem na załoganta sąsiada, który od czasu do czasu pomagał mi , poza tym chciałem go wkręcić w ryby.
Wtedy zimy były normalne, -15 w nocy przez kilkanaście dni z rzędu, ruskie wyże - jak to wtedy mawiałem.
Wbijamy na lód, nikogo nie ma. Typujemy miejscówkę - taka zatoka z betonowym pomostem do czerpania wody. Super miejsce na okonki w spinie. Zaczynamy kuć, nie jest lekko. To połowa stycznia była.......Dziabiem i dziabiem ten lód na zmianę, od góry zaczynaliśmy od otworu wielkości małego wiaderka. Grubość lodu oraz "geometria" pierzchni powodowała, że stożkowo zmniejszała się jego średnica. Docieramy do wody. Otworek ma z 7 cm max. Nie mogę uwierzyć w grubość pokrywy. Zaznaczam scyzorykiem na trzonku pierzchni. Zmierzę później. Rozkładam spławikówkę.Nie wierzę w te mormyszki, zwłaszcza moje, wymodzone w domu. Gruntujemy no i dramat. Pod lodem zostało z 15 cm wody............. No nic, zmieniamy miejsce na wyjściu z zatoki- kolejne minuty, pot i bluzgi lecą na lód.......Masakra! znowu to samo. Nie mamy siły na więcej, tym bardziej, że kierowca za chwilę przyjedzie..... W domu wyciągam miarę i sprawdzam nacięcie na trzonku 60cm lodu........ Nie wiem jak to możliwe, z czasem poznaję tę wodę i jestem sobie to w stanie wyjaśnić.
Tej zimy nie złowiłem nic. Byłem na lodzie 4-5 razy. Stwierdziłem, że mormyszka to lipa, trzeba skupić się na spławiku, bo widziałem jak lokalsi łowili płotki i wzdręgi na białego robaka w słupie opadających stopniowo płatków owsianych.
No i mocne postanowienie noworoczne -kupuję świder, inaczej nie wejdę na lód.
niedziela, 31 grudnia 2017
środa, 20 grudnia 2017
O świdrach c.d. - Mamy to!!!
Przysłali prezenty od Dziadka Mroza. Autentycznego. Wcielił się w niego Iljas Musajew z Iżewska nad Iżem.
Męczyłem go od ubiegłego roku, wtedy miał za dużo zamówień, W tym roku na początku października się zdeklarowaliśmy z GaGackiem i nadałem sprawom bieg.
Tytanowa robota, głowica Heinola 115. Zamówiłem 2 szt, dla Łukasza też. Cała operacja przesyłki zaczęła się 7 grudnia, wczoraj zakończyła się sukcesem.
Celnikom dziękuję za brak wścibstwa i niezaglądanie do środka, co pozwoliło na uniknięcie opłat celnych. .....
Żałuję, że nie zrobiłem filmowego unboxingu, przesyłka dotarla w worku z prześcieradła opisanego pisakiem , zaplombowanego ołowianą plombą jak na licznikach energetycznych.....
Jak przyjdzie zima, popełnie obzór świderka.
Garść suchych danych - długość górnego ze zdjęcia to 165cm, dolny jest regulowany- czyli teleskop - zakres 150 do ohoho. Waga uzbrojonego w głowicę wiertła to ok 1700g. Teleskop jest cięższy trochę, ale Łukasz ogarnie to. Jest również wygodniejszy w transporcie \
Rękojeści, nakrętka zamka korby pochodzą od Tonarów.
Głowica wymienna za pomocą dwóch kluczy 10.
Cenowo zgonu nie było, sama przesyłka z Rosji to koszt 200zł, głowicą Heinoli z przesyłką to 240zł czyli mój z przesyłką kosztował ok. 850zł, Łukasza ok. 600 - bo on już ma Heinolę i zapasową głowicę. Dużo to czy mało - pewnie dużo. Ale Rapala, co ją przesiałem ubiegłej zimy, kosztuje 500zł. W wypadku tytana dodatkowa głowica tnąca 135mm do łowienia z użyciem przetwornika - jakby drugi świder za 1/3 ceny i mam wszystko co potrzebuję.......
Oby było go gdzie sprawdzić, póki co się nie zanosi...........
niedziela, 17 grudnia 2017
W pogoni za Mora Nova -rosyjski Tonar Iceberg
W nawiązaniu do pierwszego wpisu o świdrach
W oczy wpadł mi nowy model świdra od Tonara, czyli tytułowy Iceberg.
Na sucho wygląda nieźle, monolityczna rura, teleskopowa rękojeść, głowica z tworzywa z półkolistymi ostrzami.
Wagowo wypada 3,4kg do 3,1 w tym samym rozmiarze Novy. Oba oferują możliwość pracy z napędem mechanicznym, oba mają jednorodną spiralę- spawaną na całej długości. W obu wypadkach noże są półkoliste.
W zestawie nabywca otrzyma zapasowe noże do mokrego lodu- czyli o zmienionych kątach.
Mora Nova
Tonar Iceberg
Głowica Novy
Głowica Tonara
Co z tego wynika? Rosyjska kopia - bo trzeba tak to nazwać ma ostrza typowe dla najniższych serii świdrów skandynawskich. Głowica ma mniejsze prowadzenia - czyli te wypustki. Reklamuje się je jako przeciwdziałające szarpaniu świdra przy przewiercaniu ostatniego kawałka lodu.
Jak oceniać ten produkt? Nie wiem. Widziałem go w jednym z naszych e-sklepów i za ok 400zł otrzymujemy prawoskrętny świder o nowoczesnym wyglądzie i elementami charakteryzującymi topowe wiertła skandynawskie -wymienna głowica( jeżeli będzie możliwość dokupienia ich w całości, to tanim kosztem będzie można mieć dwie lub trzy średnice świdra)
zamek korby, sferyczne ostrza. Rosyjska stal nie powinna zawieść, ale to Szwedzi od stuleci są mistrzami w obróbce tego materiału. Do tego atrakcyjna kolorystyka, a przede wszystkim cena, która jest na poziomie Heinoli, niższa niż Mory Expert Pro i nawet nie zbliża się do Novy.
I na koniec mała prezentacja od producenta.
Na przekór trendom gazetowym.....
Jak zwykle niezawodni Białorusini........
Materiał wykopany nie tak dawno, rzucający nowe światło na średnice żyłek i ich wpływ na pracę przynęty w różnych warunkach. To jest 180stopni od lansowanych gdzie indziej założeniach sprzętowych, gdzie okoń zobaczy, spłoszy się, bardziej naturalna praca przynęty....... W przypadku przynęt typu błystka, balansówka to nie jest prawda albo zupełnie nie jest prawda.
Słowo - klucz : Fluorocarbon
Drugie słowo klucz - sztywny kij. Od razu zabezpieczę się wyjaśnieniem - tam holują rękoma, które działają lepiej niż każdy hamulec kołowrotka i spady nie są jakimś tam wielkim problemem.
Macie jakieś założenia na ten sezon podlodowy?
Ja chciałbym poeksplorować wątek dropshota, początki były ubiegłej zimy. Poza tym muszę się otworzyć na nowe wody, bo nie zawsze okonie są tam, gdzie się doń przyzwyczajamy.
A, baterię dodatkową do kamery i mikrofonik jakiś kupię. Czasami wiatr zbyt mocno przeszkadza w gadaniu na lodzie.
Materiał wykopany nie tak dawno, rzucający nowe światło na średnice żyłek i ich wpływ na pracę przynęty w różnych warunkach. To jest 180stopni od lansowanych gdzie indziej założeniach sprzętowych, gdzie okoń zobaczy, spłoszy się, bardziej naturalna praca przynęty....... W przypadku przynęt typu błystka, balansówka to nie jest prawda albo zupełnie nie jest prawda.
Słowo - klucz : Fluorocarbon
Drugie słowo klucz - sztywny kij. Od razu zabezpieczę się wyjaśnieniem - tam holują rękoma, które działają lepiej niż każdy hamulec kołowrotka i spady nie są jakimś tam wielkim problemem.
Macie jakieś założenia na ten sezon podlodowy?
Ja chciałbym poeksplorować wątek dropshota, początki były ubiegłej zimy. Poza tym muszę się otworzyć na nowe wody, bo nie zawsze okonie są tam, gdzie się doń przyzwyczajamy.
A, baterię dodatkową do kamery i mikrofonik jakiś kupię. Czasami wiatr zbyt mocno przeszkadza w gadaniu na lodzie.
poniedziałek, 11 grudnia 2017
O mapowaniu kilka obrazów...
Tak wyglądają mapki wygenerowane w echosondzie Garmin - przesłane przez Kolegę GdzieśDaleko
Tak wglądają mapy z pogramu Reefmaster2 widoczne na aplikacji Locus Map w smartfonie.
To samo, ale z mojego echa. Zrzuty ekranu mają słabą rozdzielczość, ale w realu to niewiele lepiej wygląda.
A tu mała ciekawostka @ korekcji logów:
I fragment dna w powiększeniu. Widać ławice, ale najciekawsze są pingi z echa poniżej poziomu dna. I mapa nieskorygowana byłaby obarczona właśnie takim błędem.
środa, 6 grudnia 2017
A oni już łowią......
Tak trochę hardcorowo, nie polecam- 4cm może tam lodu jest.
bałbym się łazić po trzaskającym lodzie, starzeję się ;)
Najgorsze jest to, że nie mamy dobrych prognoz na grudzień.
Po raz pierwszy wstawiłem w ten sposób film, do tej pory wklejałem linki w html, będzie wygodniej na przyszłość.
środa, 29 listopada 2017
Wejdziem, nie wejdziem.......
Kolejny sezon przed nami, na dalekim wschodzie od nas już łowią. Ja tradycyjnie spodziewam się zimy w połowie stycznia i jednocześnie odliczam w pamięci te gó....niane zimy minionych lat. Ileż ich było? Cykl łagodne- ostre jest siedmioletni, więc może następna zima będzie już normalna?
Oczywiście zapowiadało się z fajerwerkami, znaczy zimą stulecia- jak powszechnie wiadomo te zjawisko nie nastąpi.
Najgorsze w tym wszystkim, że zupełnie nie mam weny na ryby w tym roku.
Od przyszłego tygodnia wchodzi ekipa na remont wnętrza domu. Na szczęście nie mam już tylu obowiązków sołeckich ws. pomocy poszkodowanym wichurą.
Jedyny pozytyw jest taki,że zwalczyłem łokieć tenisisty , co mnie męczył od września. Będę mógł wiercić, o ile świder dotrze. To osobna historia będzie.
Nie mam planów na ten rok. Coś tam dłubię. Dla Bartasa będzie zestaw, film z lutowania wstawię - bo zniknął wraz z poprzednim kanałem YT
On ma rację w jednym - nie można być zbyt wylewnym w tych czasach, ścigać się na ryby jest też niepraktyczne, bo człowiek traci to, co najważniejsze w tym wszystkim , czyli dobrą zabawę.
Mam nowe jeździdło, muszę sprawdzić, czy sanki pasują podlodowe do bagażnika, bez składania kanapy. Marzy mi się rower trójkołowy do przemieszczania po lodzie. Tylko jak zapakować coś takiego do auta? myślałem o tej rampie na hak zakładanej, co myśliwi wożą zwierza ustrzelonego. To też może pełnić rolę bagażnika rowerowego.
Jest tylko jedno ale - zima na to za krótka, policzywszy wszystko do kupy jest po prostu za drogo.
A, jeszcze jedno - chyba jestem na tropie lutowania mormych wielokulkowych, stereo, duo i jak tam je w internetach zwą.
Z obserwacji rynku wynika, że zrobiliśmy z GaGackiem niezłą robotę propagując lutowanie mormych. Ceny wersji podstawowych spadły, jest więcej wytwórców, opcji, pomysłów.
Do tego nie ma problemu z dostępnością wolframu, można go ściągnąć bezpośrednio z Chin. Zauważalnie natomiast podrożały haczyki Gamakatsu 1050N, moje ulubione do zabaw w lutowanie.
P.s. Kupiłem stację lutowniczą, chińczyk, daje radę.
Do usłyszenia wkrótce.
Oczywiście zapowiadało się z fajerwerkami, znaczy zimą stulecia- jak powszechnie wiadomo te zjawisko nie nastąpi.
Najgorsze w tym wszystkim, że zupełnie nie mam weny na ryby w tym roku.
Od przyszłego tygodnia wchodzi ekipa na remont wnętrza domu. Na szczęście nie mam już tylu obowiązków sołeckich ws. pomocy poszkodowanym wichurą.
Jedyny pozytyw jest taki,że zwalczyłem łokieć tenisisty , co mnie męczył od września. Będę mógł wiercić, o ile świder dotrze. To osobna historia będzie.
Nie mam planów na ten rok. Coś tam dłubię. Dla Bartasa będzie zestaw, film z lutowania wstawię - bo zniknął wraz z poprzednim kanałem YT
On ma rację w jednym - nie można być zbyt wylewnym w tych czasach, ścigać się na ryby jest też niepraktyczne, bo człowiek traci to, co najważniejsze w tym wszystkim , czyli dobrą zabawę.
Mam nowe jeździdło, muszę sprawdzić, czy sanki pasują podlodowe do bagażnika, bez składania kanapy. Marzy mi się rower trójkołowy do przemieszczania po lodzie. Tylko jak zapakować coś takiego do auta? myślałem o tej rampie na hak zakładanej, co myśliwi wożą zwierza ustrzelonego. To też może pełnić rolę bagażnika rowerowego.
Jest tylko jedno ale - zima na to za krótka, policzywszy wszystko do kupy jest po prostu za drogo.
A, jeszcze jedno - chyba jestem na tropie lutowania mormych wielokulkowych, stereo, duo i jak tam je w internetach zwą.
Z obserwacji rynku wynika, że zrobiliśmy z GaGackiem niezłą robotę propagując lutowanie mormych. Ceny wersji podstawowych spadły, jest więcej wytwórców, opcji, pomysłów.
Do tego nie ma problemu z dostępnością wolframu, można go ściągnąć bezpośrednio z Chin. Zauważalnie natomiast podrożały haczyki Gamakatsu 1050N, moje ulubione do zabaw w lutowanie.
P.s. Kupiłem stację lutowniczą, chińczyk, daje radę.
Do usłyszenia wkrótce.
poniedziałek, 21 sierpnia 2017
Dzisiaj nie będzie o rybach..........
Cześć.
Bardzo nietypowo, może trochę nachalnie, ale podzielę się z Wami tym co spotkało moją miejscowość - jak i inne sąsiednie. Żeby nie było, nie proszę o pomoc, współczucie. Chcę tylko pokazać jak mało znaczymy wobec żywiołu, ile można stracić w ciągu kwadransa piątkowej nocy i jak to jest z systemem, który ponoć zadziałał.
W telegraficznym skrócie:
piątek 11.08
- cały dzień: mówię, że przypie......doli coś grubego, nie ma czym oddychać, wieczorem 27 stopni w cieniu
21.45. Zaczyna się dyskoteka na niebie, bow cośtam - jak piszą na internetach później. Energetyka prewencyjnie wyłącza prąd. Siedzimy przy świeczce z Wiolettą.
22.30 - zbieramy się do spania no i się zaczyna - hałas nie do opisania, szum zagłuszający wszystko. Przez dachowe okna widzę latające dachówki, które..krzeszą iskry. Uciekamy na parter, w międzyczasie potop - woda wlewa się przez zamknięte okna.... grad, ulewa, wyładowania w górnych warstwach atmosfery.
Zalewa nas - woda tryska z okien jak z ogrodowego węża, wciskam ręczniki na parapety, żeby osłabić napływ do pokoi. Zalewa całą podłogę, zniszczone okolice okien dachowych to kolejne źródła potopu. Woda leje się żyrandolem na piętrze - zalało cały strop poddasza.....
Szufelkami, ręcznikami , wybieramy z Wiolettą ok. 200l wody.....Burza się oddala. Widzę, że wokół drzew nie ma, że straty są duże. Wybiegam boso na podwórko z latarką - włażę na odłamek dachówki- boli jak cholera,ale nic to.
23.00 We wsi pojawiają się błyski latarek, idziemy zobaczyć, co zostało ze wsi. Ojciec mówi, że chlewnia nie ma dachu i całej kondygnacji..
Obora wygląda jak po bombardowaniu....
U sąsiadów nie jest lepiej - uszkodzone/zerwane dachy straszą żebrami krokwi wywalonymi na słońce....
Młodemu rolnikowi - Bogdanowi, latajace z dachu eternitowe noże przebijają opony w kombajnie, którego nie zdążył zagarażować - garaż obecnie nadaje się tylko do rozbiórki- nie miał wieńca, szczyty przewrócone, mury wciągnięte.....
Mnie w sumie potraktowało ulgowo - zniszczone 1/4 pokrycia jednej połaci dachu, zalany dom. Za to gospodarczy cały, samochody były w środku, co nie zawsze jest regułą....
Jeszcze w piątkową noc nagrywam się na 998 z prośbą o zabezpieczenie budynku...Ludzie łażą bez sensu po wiosce, oglądają cudze zniszczenia zamiast zadbać o własną d...pę. Słabe to trochę i będzie miało skutki już następnego dnia.
Sobota
Siora z Ostródy wpada na genialny pomysł- szwagier kupuje w castoramie bydgoskiej 2 agregaty - ostatnie z wystawki. Plandeki, liny, przedłużacze, bańki na benzynę....Jest tylko jedno ale - nie ma do nas dojazdu- zwały na szosie, po kilkadziesiąt zwalonych drzew, leżące na jezdni liny trakcji średniego napięcia( te wielkie kratownicowe słupy). Dojazd szosą kończy się kilometr od nas, szwagier ładuje się na pobocze. Kontakt tylko sms, stacje bazowe nie działają, jeszcze rano doznaję chwilowego olśnienia i przerzucam kartę sim ze smartfona do starego samsunga solida- mam zasięg!, nawet czasami mogę się dodzwonić........ Przebijamy się z ojcem polami jadąc jego starym ursusem c330. Dość emocjonująca sprawa, bo to wersja mocno podstawowa, kabrio i bez oświetlenia, o papierach jakowyś nie wspomnę. Uspokajam go, że skoro nie można dojechać do nas, to policji na pewno nie ma.....
Mamy agregaty i benzynę, robimy sieci zasilania, wpinam telefon, bo bateria zdycha. Dzwonię do wójta, dostaję polecenie objazdu ludzi i określenia ilości uszkodzonych/zniszczonych budynków.
We wsi drzewa leżą, trzeba się ładować polami. To nie jest śmieszne, bo kilka godzin wcześniej traktory grzęzną - nie wiem ile litrów spadło na m2, patrząc później na przybór wody w stawiku, sądzę że powyżej 100 l/m2.
Statystyka wypada porażająco: w całej wsi tylko 2 gospodarstwa domowe nie ucierpiały. Pozostali mają duże bądź bardzo duże zniszczenia....
Około południa przyjeżdzają strażacy. bo dostali wezwanie. Proszę o oplandekowanie domu, pytają czy mam plandekę, bo oni nic nie mają prócz chęci do pomocy. Na szczęście chomik jestem i mam coś takiego, co choć pół dachu osłoni. Wiatr bardzo przeszkadza, mają tylko jedną drabine, nie możemy przełożyć ciężkiej plandeki przez kalenicę. Pomagam wędką - batem - niestety, to ostania jego przygoda.....
Sąsiedzi wnerwieni, bo strażacy nie chcą im pomóc - nie otrzymali wezwania, a system jest ściśle określony...Mówiliśmy z Wioletą w piątkową noc, by wzywali straż - ale szok po katakliźmie lub ciekawość strat i zniszczeń odebrała niektórym zdolność myślenia i przewidywania.
Około 16tej strażacy przebijają się do nas, zawożę do UG zbiorówkę ze stratami. na 20 mają być u wojewody......
Zaglądam do rodziców, szwagier z siostrą już działają, ojciec jedzie pomóc w wywózce drewna z zakorkowanej drogi. Pech, że drzewa należą do Lasów Państwowych - ale o tym później.
Póki co przenosimy zboże na dom mój rodzinny, zalało mi bobik i łubin dla leszczy, zabieram go i będę suszył u siebie na poddaszu gospodarczego.
Nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem, padam z nóg, bardzo dużo się dzieje, nie dość że trzeba ratować własną d... to jeszcze rodzice potrzebują pomocy i muszę myśleć o moich sąsiadach. W końcu jestem ich wodzem ;)
Niedziela.
Rano, o dziwo mam internet. Sławek pyta w mailu, czy żyjemy, bo to co widział, nie miało dotąd miejsca w historii radarów pogodowych....Front atm. zazwyczaj jest linią chmur, poziomą, pionową - to co nas zmiotło, było okrągłe i miało w środku dziurę - czyli rodzaj cyklonu, albo coś w tym typie.
Prędkości wiatru podawano od 150 km/h, ale taki wiatr nie porwie traktora, kombajnu a wiem już o kilku takich przypadkach w promieniu 10km ode mnie. Ja obstawiam że porywy dochodziły do 200km/h. może uda się kiedyś to jeszcze sprawdzić.
Idę do roboty u rodziców, wiem co spotkało sąsiadów, ale poza współczuciem nie mam dla nich nic.
Gmina milczy, wojewoda też(stan klęski żywiołowej &CO)
Ludzie zarobieni, pomagają sobie jak mogą, wymieniaja się płytami eternitowymi - jak komuś pasuje ta fala niska/wysoka,
Pada zapowiedź pomocy finansowej do 6 tys zł na dom, wydzielanej przez lokalny GOPS, z pieniedzy od wojewody(1,2mln) Dowiaduję się, że w mojej gminie uszkodzonych jest ponad 350 domów, a cała gmina liczy 5000 głów..Masakra.
W wielkim świecie brak jakiegokolwiek info o katakliźmie. Cisza. Warszawka się bawi, odpoczywa, wszak długi będzie ten weekend....
W poniedziałek pojawiają się pracownicy GOPS, wypytuję o skalę zniszczeń w gminie, spisują protokół i w zasadzie to wszystko. Nie ma decyzji wojewody, cisza w eterze, całość pomocy ma na sobie UG i straż pożarna.
We wtorek rano w internecie pojawiają się pierwsze artykuły o klęsce, prośby o pomoc. Wielcy tego świata docierają do kilku lokalnych miejscowości, jest spotkanie sztabu antykryzysowego.....nic dla nas z tego nie wynika. Brak decyzji wojewody, samorząd lokalny ma za mało ludzi jak na taki kataklizm, W mediach bohaterem staje się sołtys Rytla.
Nie wiem jak to jest, ale jak to Sławek powiedział, wydaje się że chciano przyoszczędzić na nas, ale później względy PR-owe przeważyły, padają kolejne obietnice pomocy......
Ludzie pytają mnie na sołectwie - kiedy będą rzeczoznawcy, co z pomocą, kiedy, ile, jak.....jest mi cholernie głupio, że nie znam odpowiedzi nawet na część z tych pytań....Będą, przyjdą, nie zapomną....
Kolejne dni
Zlały mi się jakoś nie pamiętam szczegółów, poza tym, że nie ogłoszą stanu klęski. Nie interesują mnie polityczne przepychanki mejdżersów z pierwszych stron gazet, ja chcę pomóc swoim ludziom, za bardzo nie mam jak.
Kontaktuję się z GaGackiem, który wraca z urlopu, przejeżdża niedaleko, nie chce robić kłopotu, wzruszył mnie chłopak ofertą pomocy...Walczymy dalej.
Sławek doradza mi jak poradzić sobie z prądem z agregatu, który jest mało strawny dla elektroniki pokładowej gospodarstwa. Udaje mi się wpiąć piec co, mam ciepłą wodę, a wszystko dzięki staremu, ruskiemu stabilizatorowi napięcia, który pozwolił odpalić elektronikę pieca z podajnikiem.Umyć się w ciepłej wodzie to jest coś!
Wstępna rozmowa z dekarzem, pomoże, ale z dachówką jest kłopot ,jak zorganizuję, mam dać znać.
Na szczęście mam polisy na dom, rzeczoznawca ma być 24.08 Do tego czasu nie ruszam nic, tylko wietrzę. Wychodzę z założenia, że im gorzej będzie wyglądać, tym lepiej dla mnie.
Kolejne objazdy i komunikaty dla ludzi na rzecz zarządzania antykryzysowego. Pojawiają się pierwsze dostawy pomocy humanitarnej, rzeczowej.
W międzyczasie po okolicznych wioskach grasują spekulanci z agregatami, ja bym albo wezwał policję, albo spuścił im łomot- przez nieznanych sprawców oczywiście.
W środę piszę maila do Lokalnej gazety z prośbą o przyjęcie rezygnacji z mego udziału w plebiscycie Sołtys Roku 2017, nie wiem kto mnie tam zgłosił i jaki miał cel. W każdym razie wymalowałem pisemko, w którym wyjaśniłem że w warunkach klęski, która nas spotkała nie czuję się w niczym lepszy od moich kolegów sołtysów, poprosiłem o usunięcie kandydatury, co zostało przyjęte.
Gospodarstwo rodziców w miarę obrobione, mam czas na ogarnięcie swojego. W czwartek wieczorem przyjeżdżają strażacy by osłonić drugą część zniszczonego dachu, bo dzień wcześniej znowu deszcz i znowu zalało górę, choć to nic w porównaniu z czarnym piątkiem 11.08.
Mają podnośnik, plandeki, praca idzie im bardzo sprawnie. Przyjechali do nas z Chełmna, wcześniej widziałem druhów z Ostródy. Także Straż działa. I to im powiedziałem, że to nie system zadziałał - jak gadają telewizory, tylko OSP i PSP oraz lokalne samorządy.Prąd włączyli ! po 6ciu dniach.....
W piątek wiozę Wiolettę na pociąg do Wrocka, nie będzie jej przez 3 tygodnie, także poziom trudności całej akcji wzrasta......Miała być wędkarska baśń z 1001 nocy, ale los pokierował inaczej.
W sumie to nawet nie mam chęci - to jest najgorsze. Ewentualnie jakieś późnowieczorne/leszczowe zsiadki, bo w dzień telefon się urywa i co chwila jestem w terenie.
W sobotę po wsi grasował nadleśniczy, straszył sądami za nielegalne pozyskanie drewna, sąsiad go ogarnął, że odblokowaliśmy gminną drogę, że Wójt wydał takie zarządzenie, sołtys dostarczył.........
Gówniana topola, której nikt nie kupiłby na opał......."No to może choć za symboliczną złotówkę sprzedamy....."Później dowiaduję się, że prikaz z góry zakazywał rozdawnictwa drewna LP za robotę. Trzeba je oficjalnie zdjąć ze stanu poprzez sprzedaż, choćby za tę złotówkę.
W międzyczasie szukam dachówki - mojego wzoru nie ma w produkcji od kilku lat i mam przechlapane jak w ruskim czołgu.....
Wojsko pod strzechy!
W sobotę dzwoni do mnie UG, czy potrzebni są wojskowi do usuwania szkód.
Pachnie mi to medialnym lansem...Obdzwaniam najbardziej poszkodowanych, jedna rodzina zgadza się, wojacy mają zacząć w niedzielę.Gmina pojawia się w mediach regionalnych i ogólnopolskich. Rozmowy, wywiady, obraz zniszczeń. Pomoc materialna napływa coraz większym strumieniem. Mają być materiały budowlane, ale co, gdzie, kiedy i jak to nie wiem.
Dziś, pisząc te słowa jest 10.55 w poniedziałek, żadnego żołnierza nie widziałem. WTF?!
Albo trzeba dotrzymać słowa, albo nie obiecywać gruszek na wierzbie........
Wczoraj wieczorem miałem rzeczoznawców od polisy domowej, kompetentni ludzie, ale zabłądzili i trafili do agresywnych sąsiadów(przyjezdnych, swoi są spokojni i nad wyraz cierpliwi), którym nie mogli pomóc, bo nie są w ich grafiku, o mało co nie doszło do rękoczynów...Ci ludzie to firma zewnętrzna z Warszawy, dużo widzieli w Polsce szkód, ale nigdy takiego ich nagromadzenia Dziwią się że wojewoda nie wprowadził stanu klęski, podobnie jak temu,że 90% mieszkańców mówi im, że sobie radzą ,ale prawdzie szkody ma X czy Y......
Nie padają żadne kwoty, tylko protokół z oględzin, pomiary, inwentarz uszkodzonych mebli, m2 dachu itp.
Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Poniedziałek 21.08.
Wstaję z postanowieniem, że to opiszę, by nie zapomnieć, by ktoś kto tu zagląda czasem zobaczył to, czego nie ma w telewizji......przekaz z pierwszej ręki.
10 dni po katakliźmie część ludzi otrzymała pomoc finansową rozdzielaną przez GOPS, biurokracja spowalnia szacowanie szkód w budynkach gospodarczych, powoli rusza komisja szacowania szkód na polach.
I wiecie co? Nie wierzcie telewizji. Niezależnie której.
To samorząd walczy, strażacy walczą, zwykli ludzie walczą. Mainstream chce się lansować z pozycji krytyka lub propagandzisty.
Jedno jest pewne. Nic nie będzie takie same, gdy pojawią się pieniądze, zawiść ludzka oszaleje. Tego się boję, ale w sumie nie jest źle. W sołectwie wszyscy żyjemy, mamy gdzie spać i czekamy.........
Patrzę na meteo.pl. Dwie ciężkie noce się zapowiadają -padać ma. Rozstawiłem miski......
Edyta- zrobiłem małą korektę, trochę myśli niedokończonych, co uciekły- złapałem i dopisałem na swoje miejsce....
Kuzynka Edyta (Stawka....?) Nadleśnictwo pomogło rozwiązać sprawę drzewa, przekazali pomoc finansową dla wsi i uda się to persaldem rozliczyć.....Mój sen będzie trochę spokojniejszy.
Bardzo nietypowo, może trochę nachalnie, ale podzielę się z Wami tym co spotkało moją miejscowość - jak i inne sąsiednie. Żeby nie było, nie proszę o pomoc, współczucie. Chcę tylko pokazać jak mało znaczymy wobec żywiołu, ile można stracić w ciągu kwadransa piątkowej nocy i jak to jest z systemem, który ponoć zadziałał.
W telegraficznym skrócie:
piątek 11.08
- cały dzień: mówię, że przypie......doli coś grubego, nie ma czym oddychać, wieczorem 27 stopni w cieniu
21.45. Zaczyna się dyskoteka na niebie, bow cośtam - jak piszą na internetach później. Energetyka prewencyjnie wyłącza prąd. Siedzimy przy świeczce z Wiolettą.
22.30 - zbieramy się do spania no i się zaczyna - hałas nie do opisania, szum zagłuszający wszystko. Przez dachowe okna widzę latające dachówki, które..krzeszą iskry. Uciekamy na parter, w międzyczasie potop - woda wlewa się przez zamknięte okna.... grad, ulewa, wyładowania w górnych warstwach atmosfery.
Zalewa nas - woda tryska z okien jak z ogrodowego węża, wciskam ręczniki na parapety, żeby osłabić napływ do pokoi. Zalewa całą podłogę, zniszczone okolice okien dachowych to kolejne źródła potopu. Woda leje się żyrandolem na piętrze - zalało cały strop poddasza.....
Szufelkami, ręcznikami , wybieramy z Wiolettą ok. 200l wody.....Burza się oddala. Widzę, że wokół drzew nie ma, że straty są duże. Wybiegam boso na podwórko z latarką - włażę na odłamek dachówki- boli jak cholera,ale nic to.
23.00 We wsi pojawiają się błyski latarek, idziemy zobaczyć, co zostało ze wsi. Ojciec mówi, że chlewnia nie ma dachu i całej kondygnacji..
Obora wygląda jak po bombardowaniu....
U sąsiadów nie jest lepiej - uszkodzone/zerwane dachy straszą żebrami krokwi wywalonymi na słońce....
Młodemu rolnikowi - Bogdanowi, latajace z dachu eternitowe noże przebijają opony w kombajnie, którego nie zdążył zagarażować - garaż obecnie nadaje się tylko do rozbiórki- nie miał wieńca, szczyty przewrócone, mury wciągnięte.....
Mnie w sumie potraktowało ulgowo - zniszczone 1/4 pokrycia jednej połaci dachu, zalany dom. Za to gospodarczy cały, samochody były w środku, co nie zawsze jest regułą....
Jeszcze w piątkową noc nagrywam się na 998 z prośbą o zabezpieczenie budynku...Ludzie łażą bez sensu po wiosce, oglądają cudze zniszczenia zamiast zadbać o własną d...pę. Słabe to trochę i będzie miało skutki już następnego dnia.
Sobota
Siora z Ostródy wpada na genialny pomysł- szwagier kupuje w castoramie bydgoskiej 2 agregaty - ostatnie z wystawki. Plandeki, liny, przedłużacze, bańki na benzynę....Jest tylko jedno ale - nie ma do nas dojazdu- zwały na szosie, po kilkadziesiąt zwalonych drzew, leżące na jezdni liny trakcji średniego napięcia( te wielkie kratownicowe słupy). Dojazd szosą kończy się kilometr od nas, szwagier ładuje się na pobocze. Kontakt tylko sms, stacje bazowe nie działają, jeszcze rano doznaję chwilowego olśnienia i przerzucam kartę sim ze smartfona do starego samsunga solida- mam zasięg!, nawet czasami mogę się dodzwonić........ Przebijamy się z ojcem polami jadąc jego starym ursusem c330. Dość emocjonująca sprawa, bo to wersja mocno podstawowa, kabrio i bez oświetlenia, o papierach jakowyś nie wspomnę. Uspokajam go, że skoro nie można dojechać do nas, to policji na pewno nie ma.....
Mamy agregaty i benzynę, robimy sieci zasilania, wpinam telefon, bo bateria zdycha. Dzwonię do wójta, dostaję polecenie objazdu ludzi i określenia ilości uszkodzonych/zniszczonych budynków.
We wsi drzewa leżą, trzeba się ładować polami. To nie jest śmieszne, bo kilka godzin wcześniej traktory grzęzną - nie wiem ile litrów spadło na m2, patrząc później na przybór wody w stawiku, sądzę że powyżej 100 l/m2.
Statystyka wypada porażająco: w całej wsi tylko 2 gospodarstwa domowe nie ucierpiały. Pozostali mają duże bądź bardzo duże zniszczenia....
Około południa przyjeżdzają strażacy. bo dostali wezwanie. Proszę o oplandekowanie domu, pytają czy mam plandekę, bo oni nic nie mają prócz chęci do pomocy. Na szczęście chomik jestem i mam coś takiego, co choć pół dachu osłoni. Wiatr bardzo przeszkadza, mają tylko jedną drabine, nie możemy przełożyć ciężkiej plandeki przez kalenicę. Pomagam wędką - batem - niestety, to ostania jego przygoda.....
Sąsiedzi wnerwieni, bo strażacy nie chcą im pomóc - nie otrzymali wezwania, a system jest ściśle określony...Mówiliśmy z Wioletą w piątkową noc, by wzywali straż - ale szok po katakliźmie lub ciekawość strat i zniszczeń odebrała niektórym zdolność myślenia i przewidywania.
Około 16tej strażacy przebijają się do nas, zawożę do UG zbiorówkę ze stratami. na 20 mają być u wojewody......
Zaglądam do rodziców, szwagier z siostrą już działają, ojciec jedzie pomóc w wywózce drewna z zakorkowanej drogi. Pech, że drzewa należą do Lasów Państwowych - ale o tym później.
Póki co przenosimy zboże na dom mój rodzinny, zalało mi bobik i łubin dla leszczy, zabieram go i będę suszył u siebie na poddaszu gospodarczego.
Nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem, padam z nóg, bardzo dużo się dzieje, nie dość że trzeba ratować własną d... to jeszcze rodzice potrzebują pomocy i muszę myśleć o moich sąsiadach. W końcu jestem ich wodzem ;)
Niedziela.
Rano, o dziwo mam internet. Sławek pyta w mailu, czy żyjemy, bo to co widział, nie miało dotąd miejsca w historii radarów pogodowych....Front atm. zazwyczaj jest linią chmur, poziomą, pionową - to co nas zmiotło, było okrągłe i miało w środku dziurę - czyli rodzaj cyklonu, albo coś w tym typie.
Prędkości wiatru podawano od 150 km/h, ale taki wiatr nie porwie traktora, kombajnu a wiem już o kilku takich przypadkach w promieniu 10km ode mnie. Ja obstawiam że porywy dochodziły do 200km/h. może uda się kiedyś to jeszcze sprawdzić.
Idę do roboty u rodziców, wiem co spotkało sąsiadów, ale poza współczuciem nie mam dla nich nic.
Gmina milczy, wojewoda też(stan klęski żywiołowej &CO)
Ludzie zarobieni, pomagają sobie jak mogą, wymieniaja się płytami eternitowymi - jak komuś pasuje ta fala niska/wysoka,
Pada zapowiedź pomocy finansowej do 6 tys zł na dom, wydzielanej przez lokalny GOPS, z pieniedzy od wojewody(1,2mln) Dowiaduję się, że w mojej gminie uszkodzonych jest ponad 350 domów, a cała gmina liczy 5000 głów..Masakra.
W wielkim świecie brak jakiegokolwiek info o katakliźmie. Cisza. Warszawka się bawi, odpoczywa, wszak długi będzie ten weekend....
W poniedziałek pojawiają się pracownicy GOPS, wypytuję o skalę zniszczeń w gminie, spisują protokół i w zasadzie to wszystko. Nie ma decyzji wojewody, cisza w eterze, całość pomocy ma na sobie UG i straż pożarna.
We wtorek rano w internecie pojawiają się pierwsze artykuły o klęsce, prośby o pomoc. Wielcy tego świata docierają do kilku lokalnych miejscowości, jest spotkanie sztabu antykryzysowego.....nic dla nas z tego nie wynika. Brak decyzji wojewody, samorząd lokalny ma za mało ludzi jak na taki kataklizm, W mediach bohaterem staje się sołtys Rytla.
Nie wiem jak to jest, ale jak to Sławek powiedział, wydaje się że chciano przyoszczędzić na nas, ale później względy PR-owe przeważyły, padają kolejne obietnice pomocy......
Ludzie pytają mnie na sołectwie - kiedy będą rzeczoznawcy, co z pomocą, kiedy, ile, jak.....jest mi cholernie głupio, że nie znam odpowiedzi nawet na część z tych pytań....Będą, przyjdą, nie zapomną....
Kolejne dni
Zlały mi się jakoś nie pamiętam szczegółów, poza tym, że nie ogłoszą stanu klęski. Nie interesują mnie polityczne przepychanki mejdżersów z pierwszych stron gazet, ja chcę pomóc swoim ludziom, za bardzo nie mam jak.
Kontaktuję się z GaGackiem, który wraca z urlopu, przejeżdża niedaleko, nie chce robić kłopotu, wzruszył mnie chłopak ofertą pomocy...Walczymy dalej.
Sławek doradza mi jak poradzić sobie z prądem z agregatu, który jest mało strawny dla elektroniki pokładowej gospodarstwa. Udaje mi się wpiąć piec co, mam ciepłą wodę, a wszystko dzięki staremu, ruskiemu stabilizatorowi napięcia, który pozwolił odpalić elektronikę pieca z podajnikiem.Umyć się w ciepłej wodzie to jest coś!
Wstępna rozmowa z dekarzem, pomoże, ale z dachówką jest kłopot ,jak zorganizuję, mam dać znać.
Na szczęście mam polisy na dom, rzeczoznawca ma być 24.08 Do tego czasu nie ruszam nic, tylko wietrzę. Wychodzę z założenia, że im gorzej będzie wyglądać, tym lepiej dla mnie.
Kolejne objazdy i komunikaty dla ludzi na rzecz zarządzania antykryzysowego. Pojawiają się pierwsze dostawy pomocy humanitarnej, rzeczowej.
W międzyczasie po okolicznych wioskach grasują spekulanci z agregatami, ja bym albo wezwał policję, albo spuścił im łomot- przez nieznanych sprawców oczywiście.
W środę piszę maila do Lokalnej gazety z prośbą o przyjęcie rezygnacji z mego udziału w plebiscycie Sołtys Roku 2017, nie wiem kto mnie tam zgłosił i jaki miał cel. W każdym razie wymalowałem pisemko, w którym wyjaśniłem że w warunkach klęski, która nas spotkała nie czuję się w niczym lepszy od moich kolegów sołtysów, poprosiłem o usunięcie kandydatury, co zostało przyjęte.
Gospodarstwo rodziców w miarę obrobione, mam czas na ogarnięcie swojego. W czwartek wieczorem przyjeżdżają strażacy by osłonić drugą część zniszczonego dachu, bo dzień wcześniej znowu deszcz i znowu zalało górę, choć to nic w porównaniu z czarnym piątkiem 11.08.
Mają podnośnik, plandeki, praca idzie im bardzo sprawnie. Przyjechali do nas z Chełmna, wcześniej widziałem druhów z Ostródy. Także Straż działa. I to im powiedziałem, że to nie system zadziałał - jak gadają telewizory, tylko OSP i PSP oraz lokalne samorządy.Prąd włączyli ! po 6ciu dniach.....
W piątek wiozę Wiolettę na pociąg do Wrocka, nie będzie jej przez 3 tygodnie, także poziom trudności całej akcji wzrasta......Miała być wędkarska baśń z 1001 nocy, ale los pokierował inaczej.
W sumie to nawet nie mam chęci - to jest najgorsze. Ewentualnie jakieś późnowieczorne/leszczowe zsiadki, bo w dzień telefon się urywa i co chwila jestem w terenie.
W sobotę po wsi grasował nadleśniczy, straszył sądami za nielegalne pozyskanie drewna, sąsiad go ogarnął, że odblokowaliśmy gminną drogę, że Wójt wydał takie zarządzenie, sołtys dostarczył.........
Gówniana topola, której nikt nie kupiłby na opał......."No to może choć za symboliczną złotówkę sprzedamy....."Później dowiaduję się, że prikaz z góry zakazywał rozdawnictwa drewna LP za robotę. Trzeba je oficjalnie zdjąć ze stanu poprzez sprzedaż, choćby za tę złotówkę.
W międzyczasie szukam dachówki - mojego wzoru nie ma w produkcji od kilku lat i mam przechlapane jak w ruskim czołgu.....
Wojsko pod strzechy!
W sobotę dzwoni do mnie UG, czy potrzebni są wojskowi do usuwania szkód.
Pachnie mi to medialnym lansem...Obdzwaniam najbardziej poszkodowanych, jedna rodzina zgadza się, wojacy mają zacząć w niedzielę.Gmina pojawia się w mediach regionalnych i ogólnopolskich. Rozmowy, wywiady, obraz zniszczeń. Pomoc materialna napływa coraz większym strumieniem. Mają być materiały budowlane, ale co, gdzie, kiedy i jak to nie wiem.
Dziś, pisząc te słowa jest 10.55 w poniedziałek, żadnego żołnierza nie widziałem. WTF?!
Albo trzeba dotrzymać słowa, albo nie obiecywać gruszek na wierzbie........
Wczoraj wieczorem miałem rzeczoznawców od polisy domowej, kompetentni ludzie, ale zabłądzili i trafili do agresywnych sąsiadów(przyjezdnych, swoi są spokojni i nad wyraz cierpliwi), którym nie mogli pomóc, bo nie są w ich grafiku, o mało co nie doszło do rękoczynów...Ci ludzie to firma zewnętrzna z Warszawy, dużo widzieli w Polsce szkód, ale nigdy takiego ich nagromadzenia Dziwią się że wojewoda nie wprowadził stanu klęski, podobnie jak temu,że 90% mieszkańców mówi im, że sobie radzą ,ale prawdzie szkody ma X czy Y......
Nie padają żadne kwoty, tylko protokół z oględzin, pomiary, inwentarz uszkodzonych mebli, m2 dachu itp.
Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Poniedziałek 21.08.
Wstaję z postanowieniem, że to opiszę, by nie zapomnieć, by ktoś kto tu zagląda czasem zobaczył to, czego nie ma w telewizji......przekaz z pierwszej ręki.
10 dni po katakliźmie część ludzi otrzymała pomoc finansową rozdzielaną przez GOPS, biurokracja spowalnia szacowanie szkód w budynkach gospodarczych, powoli rusza komisja szacowania szkód na polach.
I wiecie co? Nie wierzcie telewizji. Niezależnie której.
To samorząd walczy, strażacy walczą, zwykli ludzie walczą. Mainstream chce się lansować z pozycji krytyka lub propagandzisty.
Jedno jest pewne. Nic nie będzie takie same, gdy pojawią się pieniądze, zawiść ludzka oszaleje. Tego się boję, ale w sumie nie jest źle. W sołectwie wszyscy żyjemy, mamy gdzie spać i czekamy.........
Patrzę na meteo.pl. Dwie ciężkie noce się zapowiadają -padać ma. Rozstawiłem miski......
Edyta- zrobiłem małą korektę, trochę myśli niedokończonych, co uciekły- złapałem i dopisałem na swoje miejsce....
Kuzynka Edyta (Stawka....?) Nadleśnictwo pomogło rozwiązać sprawę drzewa, przekazali pomoc finansową dla wsi i uda się to persaldem rozliczyć.....Mój sen będzie trochę spokojniejszy.
niedziela, 19 lutego 2017
sobota, 18 lutego 2017
Wracam do gry !
Po dłuższej przerwie ruszyłem na te ostatki podlodowe. Odwilż na całego, robactwo w powietrzu lata, ptaki drą dzioby. Pewnie jeszcze tydzień w miarę bezpiecznego łowienia zostało. Teraz już nie ma kompromisów: kombinezon wypornościowy, kolce, styro pod tyłek to już obligo. Grubość pokrywy lodowej u mnie to ok. 22cm, dwa pierwsze od góry są już przeżarte ciepłem i deszczem. Jak zacznie padać, to sprawy pójdą szybko.....
Rano zabrałem mięsne dania, mięsne kijki i ruszyłem na znane mi, a w zasadzie znane z ryb złowionych przez znajomego tam przed kilku laty. Pora ta sama, chciałem sprawdzić tę metę. Okazało się, że ryby brały, ale dwa dni temu, w silnym słońcu. Wyjechały spod lodu 37, 38 i kilka 30cm pasiastego szczęścia. Niestety, dziś nie współpracowały i poza odnowieniem starej znajomości podlodowej, ten wyjazd nie dał żadnej frajdy. Ot, około 10 wymiarków, z czego ze 2 z + i to było wszystko. Wracam na obiad, przeładowuję graty, decyzja prosta - jadę na góry. Głupio powiedzieć, ale miałem przeczucie że coś się wydarzy. Wpadam do rodziców po igłę do zastrzyków, o 14.45 jestem na lodzie. Z daleka widzę człeka, coś ciemnego przy nim leży. Ryba? Nie, siekiera...Wiem kto zacz... Odpalam echo, plan na dziś to zrobić porównanie flasera z LCD i ochrzcić nową wędkę. Łowienie na ciężko, ochotka w odwodzie. Pierwsza seria dziur pusta, w drugiej serii coś tam widać na echu, dziwne skupisko....no właśnie nie wiem czego. Jedna rapalka, druga rapalka ,błystka, bałda - nic. No to na mięso. Też lipa. Żuki, kiełże - cisza. Złoszczę się, czas niepotrzebnie stracony - ale ciekawość większa, żeby zobaczyć co tam siedzi........ W między czasie podchodzi właściciel siekiery, chwilę gawędzimy, dopytuję się o sandacze, bo te miejsce aż pachnie zedem. Facet robi zaskoczoną minę, ale potwierdza, ze przed kilku laty to i owszem, na dużym mrozie, zdarzały się mu po 3-4 sztuki.....
Pomstujemy, że w tym roku słabo z rybą, człek dziwi się, że tak późno przyjeżdżam, bo tu tylko z rana.....Przyjeżdza jakiś samochód na plażę, z 4 chłopa wychodzi. Mój rozmówca jakoś nerwowy się robi.....trzeba się zwijać itp. To nie straż, piwkować sobie w plenerze przyjechali. Zostaję sam na lodzie, zmieniam miejsce na szczyt podwodnego garbu. Nie chce mi się wiercić dziur, obrabiam jego siekierowe wypusty. W trzeciej z nich coś na echu miga. Trochę pracy rapalką i siedzi! Wędka solidna jest, może za sztywna na te okonki, ale trochę się gnie, nawet hamulec coś oddał. Mam cię. Niezawodna rapalka - okoń robi robotę. Ciekawe, czy są tam twoi kumple..... Idę wypuścić rybę, te dziury postsiekierowe mają dużą powierzchnię, ale sam otwór wylotowy jest niewielki. Puszczony okoń nie chce zejść w dół, dekompresja wydęła go i trzeba go kłuć. Przydaje się igła do zastrzyków, szybka akcja, pssss i ryba schodzi w dół. Wracam do szczęśliwej dziury, widzę tam spory ruch. No to zaraz będą.......Lipa. Wyłączam kamerkę, zmieniam kolejne przynęty, ciągle wyjścia ryb i to sporych- w porównaniu do tych, które "podziwialiśmy" z GaGackiem... Wreszcie na bałdę siada coś sensownego. Odjeżdża ładnie, kijek się trochę wygina. Wyskakując z przerębla, pluje krąpiem. W dobrym stanie, takim na 7cm. Czyżby wyjaśniła się zagadka skuteczności większych przynęt? Skoro pasiaki celują w takie rozmiary......to muszę coś wymyśleć na jutro. Kolejne kłucie i wodowanie, wracam nad dziurę w nadziei na ciąg dalszy....Na brzeg przyjeżdżają kolejne ekipki, pewnie pyfko w plenerze..... Muzyka, hałas denerwują. Zaczynam szukać dalej, mam jeszcze z pół godziny zanim zrobi się ciemno.
Na ochotkę wyławiam kilka palczaków, te większe zwinęły manatki, w każdym razie nie widać ich na echu... Czas do domu.
Po drodze narada z GaGackiem, cieszę się, że ryby wreszcie ruszyły.... Może tak jutro jeszcze uda się wyskoczyć....... Od poniedziałku wichury, środek tygodnia bez możliwości czasowych, do czwartku i piątku daleko.
Do usłyszenia. Darz lód!!
Rano zabrałem mięsne dania, mięsne kijki i ruszyłem na znane mi, a w zasadzie znane z ryb złowionych przez znajomego tam przed kilku laty. Pora ta sama, chciałem sprawdzić tę metę. Okazało się, że ryby brały, ale dwa dni temu, w silnym słońcu. Wyjechały spod lodu 37, 38 i kilka 30cm pasiastego szczęścia. Niestety, dziś nie współpracowały i poza odnowieniem starej znajomości podlodowej, ten wyjazd nie dał żadnej frajdy. Ot, około 10 wymiarków, z czego ze 2 z + i to było wszystko. Wracam na obiad, przeładowuję graty, decyzja prosta - jadę na góry. Głupio powiedzieć, ale miałem przeczucie że coś się wydarzy. Wpadam do rodziców po igłę do zastrzyków, o 14.45 jestem na lodzie. Z daleka widzę człeka, coś ciemnego przy nim leży. Ryba? Nie, siekiera...Wiem kto zacz... Odpalam echo, plan na dziś to zrobić porównanie flasera z LCD i ochrzcić nową wędkę. Łowienie na ciężko, ochotka w odwodzie. Pierwsza seria dziur pusta, w drugiej serii coś tam widać na echu, dziwne skupisko....no właśnie nie wiem czego. Jedna rapalka, druga rapalka ,błystka, bałda - nic. No to na mięso. Też lipa. Żuki, kiełże - cisza. Złoszczę się, czas niepotrzebnie stracony - ale ciekawość większa, żeby zobaczyć co tam siedzi........ W między czasie podchodzi właściciel siekiery, chwilę gawędzimy, dopytuję się o sandacze, bo te miejsce aż pachnie zedem. Facet robi zaskoczoną minę, ale potwierdza, ze przed kilku laty to i owszem, na dużym mrozie, zdarzały się mu po 3-4 sztuki.....
Pomstujemy, że w tym roku słabo z rybą, człek dziwi się, że tak późno przyjeżdżam, bo tu tylko z rana.....Przyjeżdza jakiś samochód na plażę, z 4 chłopa wychodzi. Mój rozmówca jakoś nerwowy się robi.....trzeba się zwijać itp. To nie straż, piwkować sobie w plenerze przyjechali. Zostaję sam na lodzie, zmieniam miejsce na szczyt podwodnego garbu. Nie chce mi się wiercić dziur, obrabiam jego siekierowe wypusty. W trzeciej z nich coś na echu miga. Trochę pracy rapalką i siedzi! Wędka solidna jest, może za sztywna na te okonki, ale trochę się gnie, nawet hamulec coś oddał. Mam cię. Niezawodna rapalka - okoń robi robotę. Ciekawe, czy są tam twoi kumple..... Idę wypuścić rybę, te dziury postsiekierowe mają dużą powierzchnię, ale sam otwór wylotowy jest niewielki. Puszczony okoń nie chce zejść w dół, dekompresja wydęła go i trzeba go kłuć. Przydaje się igła do zastrzyków, szybka akcja, pssss i ryba schodzi w dół. Wracam do szczęśliwej dziury, widzę tam spory ruch. No to zaraz będą.......Lipa. Wyłączam kamerkę, zmieniam kolejne przynęty, ciągle wyjścia ryb i to sporych- w porównaniu do tych, które "podziwialiśmy" z GaGackiem... Wreszcie na bałdę siada coś sensownego. Odjeżdża ładnie, kijek się trochę wygina. Wyskakując z przerębla, pluje krąpiem. W dobrym stanie, takim na 7cm. Czyżby wyjaśniła się zagadka skuteczności większych przynęt? Skoro pasiaki celują w takie rozmiary......to muszę coś wymyśleć na jutro. Kolejne kłucie i wodowanie, wracam nad dziurę w nadziei na ciąg dalszy....Na brzeg przyjeżdżają kolejne ekipki, pewnie pyfko w plenerze..... Muzyka, hałas denerwują. Zaczynam szukać dalej, mam jeszcze z pół godziny zanim zrobi się ciemno.
Na ochotkę wyławiam kilka palczaków, te większe zwinęły manatki, w każdym razie nie widać ich na echu... Czas do domu.
Po drodze narada z GaGackiem, cieszę się, że ryby wreszcie ruszyły.... Może tak jutro jeszcze uda się wyskoczyć....... Od poniedziałku wichury, środek tygodnia bez możliwości czasowych, do czwartku i piątku daleko.
Do usłyszenia. Darz lód!!
niedziela, 12 lutego 2017
Łowimy z GaGackiem cz. 3
Ostatni materiał złożony z naszych nagrywek.
Bez szczęśliwego finału w postaci okazów, za to na luzie, 100% autentyczności
i spontanu....
sobota, 11 lutego 2017
Karma is b....ch
Dopadło mnie moje nieogarnięcie genetyczne prawie.
Dopadł mnie pośpiech, nieoglądanie się za siebie.
Dopadł mnie bałagan na pokładzie.
Świder zostawiłem na parkingu w środę podczas wizyty na feralnym jeziorze. Dziś chciałem dotlenić swój stawik,a tu okazuje się że w samochodzie pusto....
To nie koniec gry, bo jakiś czas temu dobry człowiek - czytelnik, widz użyczył mi swego Tonara. Także coś się jeszcze wydarzy,
mam naukę na przyszłość, bo z faktem mogę się już tylko pogodzić. Oby dobrze służył znalacy, i tak chciałem go sprzedać, ;)
Przesiedziałem w domu te największe wygwizdowa, zacząłem wsłuchiwać się w eter - nie robić nic na siłę. Zimno, wiatr, prześwietlony lód. Źle się czuję ze względu na moje przypadłości zdrowotne i wielokrotnie sprawdzała mi się zasada - jeżeli łamią gnaty, jestem półprzytomny ciśnieniowo - wyniki są żadne lub prawie żadne. Trzeba cierpliwie czekać i szukać szansy w lepszych warunkach, bo jeżeli mnie boli, to ryby mają pozamykane pyski tak czy siak.
Zostały pewnie 2 tygodnie łowienia, i mam nadzieję powetować sobie tę cieniznę z początku lutego.
W międzyczasie stałem się specjalistą od diagnozowania używanych akumulatorów, instalacja testowa 3 x h7, mierniki cęgowe, nowa ładowarka -bo renomowany CETEK padł i takie tam sprawy w kontekście wiosennego mapowania. Na drugim froncie chłonę wiedzę o echosondach batymerii wód od innego dobrego człowieka, który jest szkiełkiem a ja okiem. Cokolwiek robicie - trzeba się rozwijać.
Dziś uprzejmy wędkarz w komentach filmowych od głupków wyzywał - nikogo nie zmuszam do oglądania, to nie TVP info w nadwiślańskich jednostkach wojskowych..... Jak to mówię niektórym moim adeptom szkółki wędkarskiej, zbyt wyrywnym na lekcjach - Masz jakieś plany na niedzielę? Bo my będziemy na zawodach...
Do usłyszenia.
czwartek, 9 lutego 2017
Przyzerowałem po raz pierwszy w tym roku.
W zasadzie nie ma o czym pisać -w środę na górach skończyło się trzema palczakami. Dziś chciałem sprawdzić jezioro, na którym na lodzie nie złowiłem porządnego okonia nigdy. Klątwa trwa, szukałem ich z dala od brzegu i tylko dwie dziury wskazywały jakieś odczyty. Próbowałem na wszystko to , co mam w pudełkach. Na lekko i ciężko, nie zabierałem mięsa na pokład i pewnie to błąd. Statystycznie widzę, że ryby tracą zapał do sztucznych przynęt i trzeba zrobić pivot w stronę mięska na haku. Będzie zatem okazja do nagrania filmu - lutowanie mormyszek- przeżyj to jeszcze raz.
Poza tym zimnica straszna - nie chce się siedzieć na lodzie. Trzeba odwilży chyba czekać.
poniedziałek, 6 lutego 2017
sobota, 4 lutego 2017
Łowimy z GaGackiem cz.1
Wreszcie się spotkaliśmy, znamy się przecież z 5 lat, masa czasu przegadana, wspólne napędzanie podlodowej pasji....Podziwiam Łukasza tym bardziej, bo zamiast jechać na Mazury ,tłukł się do mnie przez pół nocy ze środy na czwartek. Wcześniejsze konsultacje - pt "co wziąć?!" licencja okresowa w kieszeni i po śniadaniu, przeładowaniu samochodów, ruszamy na góry.
W czwartek byliśmy na górach, obławialiśmy blat, na którym zeszłej zimy miałem niezłe wyniki.
Materiał filmowy wrzucę pewnie jutro, jest tego trochę, internet mi się rwie - ciężko uploadować na kanał. Bądźcie więc czujni.
Film robiłem w edytorze YT, nie za bardzo wyszły mi przejścia. Za to jakość obrazu powinna zadowolić widzów zdecydowanie lepiej niż poprzedni materiał. Wiem, że krótko, jutro będzie dłuższy - łowiliśmy i gadaliśmy. Średnie warunki do kręcenia materiałów, ale coś dało się wymodzić. Najbardziej wnerwia mnie fakt, że kanał podpięty jest do innego konta mailowiego niż bloog i nie widzę komentów. Z drugiej strony nie mam czasu na nie odpowiadać za bardzo.
środa, 1 lutego 2017
Gdy ryba nie bierze - warsztat 2. Z bezmotylką na płytkiej wodzie. Cz. 2
Na szczęście zrobiłem upload rano, bo teraz jadę z neta po komórce, mój domowy coś się sypie i byłby lipa z 2 cz. materiału. Udało mi się kupić kamerkę używaną w dobrych pieniądzach, także materiały zyskają na jakości. Poza tym jutro z GaGackiem ruszamy na góry, potem obiad i po południu ruszamy z ochotką na inne jezioro. Takie plany, życie pokaże co i jak.
Nie było żadnych bisów, wszystko spontan, czasami język się poplątał, ale co tam. ;)
poniedziałek, 30 stycznia 2017
Gdy ryba nie bierze - warsztat 1. Bezmotylka - wprowadzenie. Z bezmotylką na płytkiej wodzie. Cz. 1
To tylko zapowiedź materiału, który wrzucę dziś. Sam tytuł sugeruje dla czego jest tak, jak jest. Byłem dziś na trzech wodach, palczaki, zero, zero. Na górach masa drobnicy, nie ma jak się przebić do grubszej ryby, trzeba szukać, szukać i szukać. Mam nadzieję, żę jak GaGacek dojedzie, to wtedy łatwiej będzie namierzyć te większe. Zobaczymy.
Tym czasem podstawy bezmotylki w materiale video, który ukarze się dziś wieczorem. Do usłyszenia ,zobaczenia.
Sorry, że to trwało tak długo, obróbka edycja zżerają ok 5 g dla filmu kilkunastominutowego, jutro 2 cz.
Miłego oglądania.
P.s. Pracuję nad jakością - będzie inna kamerka na następne produkcje, także proszę o wyrozumiałość w kwestiach technicznych.
Tym czasem podstawy bezmotylki w materiale video, który ukarze się dziś wieczorem. Do usłyszenia ,zobaczenia.
Sorry, że to trwało tak długo, obróbka edycja zżerają ok 5 g dla filmu kilkunastominutowego, jutro 2 cz.
Miłego oglądania.
P.s. Pracuję nad jakością - będzie inna kamerka na następne produkcje, także proszę o wyrozumiałość w kwestiach technicznych.
piątek, 27 stycznia 2017
Ferie- Hell yeahh!!!
Zaczynam sezon podlodowy na dobre ;) jutro sprawdzam góry, potem się zobaczy co dalej. Tydzień czasu będę miał- odwilż przesunęła się o kilka dni. Czwartek/piątek w przyszłym tygodniu GaGacek izynda house!! Mam nadzieję na udane łowy, mnóstwo przegadanych godzin i wiele materiału video.
P.s. Tak wyglądają ochotki, które były wysłane w poniedziałek 16.01. Na szczęście nie topiłem ich w stawie, tylko śpią spokojnie na papierowym ręczniku, co dwa dni kąpiel filtrująca padłe osobniki, do tej pory padła mi dwie łyżki stołowe towaru, w tym czasie pudełkowane ze sklepu wędkarskiego zeszły na dobre w całości.Część z nich była ze mną w miniony weekend, zreanimowałem i żyją nadal.
P.s. Tak wyglądają ochotki, które były wysłane w poniedziałek 16.01. Na szczęście nie topiłem ich w stawie, tylko śpią spokojnie na papierowym ręczniku, co dwa dni kąpiel filtrująca padłe osobniki, do tej pory padła mi dwie łyżki stołowe towaru, w tym czasie pudełkowane ze sklepu wędkarskiego zeszły na dobre w całości.Część z nich była ze mną w miniony weekend, zreanimowałem i żyją nadal.
poniedziałek, 23 stycznia 2017
Fatum ciąg dalszy
Byłem, by sprawdzić teorię o płytszej wodzie - złowiłem kilka pasków z 70cm toni.
Bezmotylka jest na takich płyciznach niezastąpiona, choć uczciwie powiem, że ochotki nie sprawdzałem, bo została w domu.
Fatum jednak czuwa no i wróciłem do domu z rozbitym zderzakiem i powginaną klapą bagażnika........Niegroźna sytuacja, hamowałem przed przejściem dla pieszych, gościu wskoczył mi na plecy.
Dogadaliśmy się bez milicji, jutro będę po drugą część pieniędzy. Zderzak zamówiony, mechanik obejrzał, ma podprostować klapę, by dało się zamykać bagażnik.
Noż k........a, co się dzieje w tym sezonie to nie wiem. Brak słów.
Nie poddaję się i walczę. Może w piątek dam radę na kilka godzin, również na płytka wodę........
Zaczynam ferie od poniedziałku, ale idzie odwilż i nie wiem co będzie......
Brania słabe, zdarzały się mi na bezmotylkę ryby niespotykanych wcześniej rozmiarów. Brania agresywne, na krótkiej żyłce sporo frajdy było. Lód najgrubszy z wierconych przeze mnie tej zimy(zasłonięte lasem zadupie+ płytka woda.
Dwaj załoganci z jednej dziury. Ryby dnia w obu kategoriach rozmiarowych ;)Bezmotylka jest na takich płyciznach niezastąpiona, choć uczciwie powiem, że ochotki nie sprawdzałem, bo została w domu.
Fatum jednak czuwa no i wróciłem do domu z rozbitym zderzakiem i powginaną klapą bagażnika........Niegroźna sytuacja, hamowałem przed przejściem dla pieszych, gościu wskoczył mi na plecy.
Dogadaliśmy się bez milicji, jutro będę po drugą część pieniędzy. Zderzak zamówiony, mechanik obejrzał, ma podprostować klapę, by dało się zamykać bagażnik.
Noż k........a, co się dzieje w tym sezonie to nie wiem. Brak słów.
Nie poddaję się i walczę. Może w piątek dam radę na kilka godzin, również na płytka wodę........
Zaczynam ferie od poniedziałku, ale idzie odwilż i nie wiem co będzie......
Gdy ryby grymaszą .
Wczoraj w sumie nic ciekawego się nie wydarzyło wędkarsko, kilka dziur zasobnych w drobnicę, standardowe wyjścia do przynęty czegoś większego, zabrakło kropki nad "i" w postaci jakiejś ładniejszej ryby. W zasadzie na tym mógłbym poprzestać wywody, ale sprawa jest głębsza.
Pomimo sezonu podlodowego trwającego =/- 2 tyg. ryba jest już w fazie pasywnej, z rosyjska głuchozimia. Na płyciznach pozostały same przedszkolaki( sprawdziłem), wyjścia do przynęt są niezdecydowane i rzadkie( to również sprawdziłem) - czyli faza środka zimy. Dodatkowo zmiany pogody są dynamiczne, za chwile wejdzie odwilż -nie wiem czy to już nie koniec przygody podlowej w tym roku. Nie chcę o tym nawet myśleć........
Dlaczego tak się dzieje?
- pora roku/ stopień rozwoju gonad
Przy tak ciepłej jesieni okonie mogły długo żerować i ich brzuchy wypełnia ikra/mlecz. W sposób oczywisty skutkuje to zmniejszonym apetytem w zimnej wodzie. To pierwsza zła informacja dla nas.
- Pogoda
Okoń jako ryba z zamkniętym pęcherzem pławnym gwałtownie reaguje na ruchy ciśnienia, robią się blade i spada im ochota na pożywienie. Niestety, to co mamy w pogodzie śmiało można nazwać grochem z kapustą, Prawie zapomniałem już co to wyż syberyjski, który tygodniami gwarantował mrozy i stabilne, wysokie ciśnienie. Teraz ryby wariują, dla nas to dodatkowa przeszkoda w osiągnięciu dobrych rezultatów.
Jak sobie poradzić?
- trzeba mieć duży wybór przynęt podlodowych - zarówno błystek/balansówek jak i mormyszek/czortów itp. Dlaczego?
Ryby stają się pasywne, niemniej można je zirytować kolorem/grą i wielkością przynęt. Moje doświadczenia bezmotylkowe mówią tyle, że większość złowionych ryb w ten sposób to samce -dające się ponieść agresji , jeżeli nie koniecznością napełnienia brzuchów.
- zmienić łowisko na płytsze, znaczy po całości -(inne jezioro) ryby nie będą się tak bardzo przemieszczać dla wyrównania ciśnienia
- mieć przy sobie ochotkę, bo można próbować i zaklinać rzeczywistość, a życie swoją drogą i prozaiczne mięso na haku może otworzyć wodę na cokolwiek i nie przyzerujemy.
Pomimo sezonu podlodowego trwającego =/- 2 tyg. ryba jest już w fazie pasywnej, z rosyjska głuchozimia. Na płyciznach pozostały same przedszkolaki( sprawdziłem), wyjścia do przynęt są niezdecydowane i rzadkie( to również sprawdziłem) - czyli faza środka zimy. Dodatkowo zmiany pogody są dynamiczne, za chwile wejdzie odwilż -nie wiem czy to już nie koniec przygody podlowej w tym roku. Nie chcę o tym nawet myśleć........
Dlaczego tak się dzieje?
- pora roku/ stopień rozwoju gonad
Przy tak ciepłej jesieni okonie mogły długo żerować i ich brzuchy wypełnia ikra/mlecz. W sposób oczywisty skutkuje to zmniejszonym apetytem w zimnej wodzie. To pierwsza zła informacja dla nas.
- Pogoda
Okoń jako ryba z zamkniętym pęcherzem pławnym gwałtownie reaguje na ruchy ciśnienia, robią się blade i spada im ochota na pożywienie. Niestety, to co mamy w pogodzie śmiało można nazwać grochem z kapustą, Prawie zapomniałem już co to wyż syberyjski, który tygodniami gwarantował mrozy i stabilne, wysokie ciśnienie. Teraz ryby wariują, dla nas to dodatkowa przeszkoda w osiągnięciu dobrych rezultatów.
Jak sobie poradzić?
- trzeba mieć duży wybór przynęt podlodowych - zarówno błystek/balansówek jak i mormyszek/czortów itp. Dlaczego?
Ryby stają się pasywne, niemniej można je zirytować kolorem/grą i wielkością przynęt. Moje doświadczenia bezmotylkowe mówią tyle, że większość złowionych ryb w ten sposób to samce -dające się ponieść agresji , jeżeli nie koniecznością napełnienia brzuchów.
- zmienić łowisko na płytsze, znaczy po całości -(inne jezioro) ryby nie będą się tak bardzo przemieszczać dla wyrównania ciśnienia
- mieć przy sobie ochotkę, bo można próbować i zaklinać rzeczywistość, a życie swoją drogą i prozaiczne mięso na haku może otworzyć wodę na cokolwiek i nie przyzerujemy.
sobota, 21 stycznia 2017
Jutro ruszam na lód!!!
Ostatnie kilka dni to powrót koszmaru z ub zimy - awaria centralnego ogrzewania. Trzy dni kombinacji, jeżdżenia, szukania rozwiązań......Warsztat przypomina mamajowe pobojowisko. Wczoraj udało się przywrócić co, nie miałem siły nawet spojrzeć na klamoty, by dziś coś próbować.
Damian coś tam złowił dzisiaj, był sam na nowej wodzie, lód tak na 10 cm.
Chcę jechać na góry, mam już ochotkę zanętową i na hak, podnęcę z dzwonkowego podajnika 4 dziury i będę je stopniowo obławiał z mięsem i bezmotylkowo. Ukręciłem nowe kiwoki spiralne, postaram się je jutro wypróbować. Może uda się zrehabilitować hybrydę? Bałdami oczywiście też postukam po dnie.
Do usłyszenia jutro.
Damian coś tam złowił dzisiaj, był sam na nowej wodzie, lód tak na 10 cm.
Chcę jechać na góry, mam już ochotkę zanętową i na hak, podnęcę z dzwonkowego podajnika 4 dziury i będę je stopniowo obławiał z mięsem i bezmotylkowo. Ukręciłem nowe kiwoki spiralne, postaram się je jutro wypróbować. Może uda się zrehabilitować hybrydę? Bałdami oczywiście też postukam po dnie.
Do usłyszenia jutro.
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Nauka nie idzie w las.....
Byliśmy wczoraj z Damianem na "szkolnej" wodzie do bezmotylki, czyli tam, gdzie uczyłem się grania. Pora była rekreacyjna, ale tzw. druga zmiana okoniowa dawała cień szansy na efektywne korepetycje wędkarstwa podlodowego. Na lodzie błoto pośniegowe, wierci się ciężko, lód nie najgrubszy....Spóźnił się chłopak trochę, strachu zdrowego podjadł. Dałem wędki, objaśniłem, co i jak z bezmotylką. Złowiłem takiego zawodnika jak poniższy. Wszystko zapowiadało się nieźle. Niestety, ryby praktycznie nie współpracowały, kilkadziesiąt dziur wywierconych przez mego ucznia w ramach treningu operowania świdrem - przy czym wierci poprawnie, obiema rękami a nie z dociskiem z góry i kręceniem dolną ręką........ Po godzince każdy z nas idzie w swoją stronę, dziur jest dużo, nie marzną, można przebierać i wybierać. Obławiam nową wędeczkę, trafiam trzy okonki, bo to jeszcze długo nie będą okonie. Znajomy człek ma jeszcze mniejsze, też trzy. Ależ porażka....
Usiłowaliśmy łowić przez trzy godziny, Damian nie zniechęcił się, mam nadzieję, że będzie jak w tytule - innym razem, bo wczoraj nie było warunków do zdania egzaminu w praktyce.....
Ochotkę mają mi dowieźć jutro, może w czwartek i piątek będę kombinował już z mięsem. Myślę jak ją przechować no i mam taki koncept, by osiatkowany pojemnik zatopić u mnie w stawie. Wody mam dość, jest czysta, . Duży przerębel, jakiś pończoszany sak i zobaczymy. Rydzyk- fizyk jak to mawiają.......
Usiłowaliśmy łowić przez trzy godziny, Damian nie zniechęcił się, mam nadzieję, że będzie jak w tytule - innym razem, bo wczoraj nie było warunków do zdania egzaminu w praktyce.....
Ochotkę mają mi dowieźć jutro, może w czwartek i piątek będę kombinował już z mięsem. Myślę jak ją przechować no i mam taki koncept, by osiatkowany pojemnik zatopić u mnie w stawie. Wody mam dość, jest czysta, . Duży przerębel, jakiś pończoszany sak i zobaczymy. Rydzyk- fizyk jak to mawiają.......
Damian przy robocie..... |
sobota, 14 stycznia 2017
Jutro podlodowa szkółka wędkarska.
O dzisiejszym dniu wędkarskim mogę powiedzieć tylko, że był. Znowu się nie wyrobiłem wczoraj, wygłaskałem kijki dla Gagacka. Dziś o 5 tej pobudka, musiałem wymienić przelotkę w swoim kiju, odkopać z bałaganu echo, dopracować kiwaki. Lekki przymrozek o poranku, ślisko aż strach. Na pierwszym większym zakręcie wywijam piruet 180 stopni. Na szczęście nikt nie jechał z przeciwka...To nie jest śmieszne.50 km/h, więcej nie po prostu nie można. Zwyczajowa podróż na góry trwa 30 min, dziś jestem na miejscu po 45 i to tylko dla tego, że solili odcinek drogi wojewódzkiej. Lód mokry, śnieg topniał wczoraj, dziś jest skorupka, pod nią woda i dopiero wtedy właściwy lód. Wskakuję w kalosze, kręcę kilka dziur -tak na rozpoznanie. Jest na 6-7 obrotów, czyli poniżej 10 cm, nic nie trzeszczy, nie ugina się. Tylko, że nie widzę dziur przy brzegu...niemożliwe , że jestem tu pierwszy.....Włażę dalej, pode mną 15 m wody, wspieram się aplikacją na smartfonie, do którego wgrywam mapę batymeryczną. To nie to samo, co w echu i na kompie, ale jakąś tam orientację daje. Już na "górach". Nie widzę dziur...... kręcę pierwsze trzy, w tym dwie "na lornetkę" mój świder ma 100m, więc dziurwa za duża nie będzie. W końcu dzieci nie łowią na lodzie....... W jednym okularze lornetki będę łowił, drugi będzie dla przetwornika echa. Kolejne dziury sprawdzam echem, w jednej są jakieś odczyty, zapodaję balansówkę - nic. Zaczynam grać bałdą - nic. To to czas na tajną broń - hybrydę bałdy i przynęty typu wiedźma.Ciężarek bałdowy i mosiężny krążek ze swobodnie dyndającymi haczykami. Dolutowałem na nich drucik tak, by ograniczały ruch do zakresu 90 stopni. Nie plątają się w żyłkę. Oczywiście krążek jest przelotowy, igielitowany, wysokość od dna ustala się mocnymi stoperami - by możliwe było zacięcie ryby. Wyeliminowałem w ten sposób największe ograniczenie bałdy - obławianie tylko dna. Stoperami mogę odsuwać haczyki na odległość do 1m od dna. Ciężarek spoczywa na dnie, gram tylko haczykami.
Z braku ochotki zabieram pudełko załogantów - gnojaków przebranych z kompostownika jeszcze w październiku. Połączenie bałdy, ruchomych haków, smaku i zapachu robactwa miało dać mi dużą siłę ognia i pozwolić przeliczyć okoniowe paski ......
Plany planami, życie życiem. Gapiłem się echo- ryby wychodziły, ale nie chciały współpracować, zaczynam testować kijek GaGacka z kręciołkiem Frabilla - i tu jest wniosek taki, że do mormyszki, małych wiedźm to trochę kłopotliwe jest opuszczanie przynęty. Trzeba pomagać "z łapy" Za to hol i brak skręcania żyłki jest cudowny. Właśnie hol - bo zdarzył się jeden pacjent taki z 22 cm, miał na sobie kilka pijawek. Z tego co kojarzę , to oznaka małej aktywności.......
No i lipa, rybę zwodowałem, nie chciało mi się iść do innej dziury - na echu obserwowałem jak schodzi do dna - tylko, że kumpli zabrał ze sobą. Dziura była spalona.
Przesuwam się na twardą górkę. Widzę ślady dziur. Sądząc po rozmiarze, kawałkach lodu byli tu chłopacy z siekierami....... Pusto, schodzę ze stoku prostopadłą serią dziur. O coś widać w ekranie, są. Ciekawe jakie. Jeden 10cm na bezmotylkę, po nim kolejny - brat. Trzeba stąd wiać. Przedszkole. Wracam w okolice pierwszych dziur. Sprawdzam tę pierwszą - "szczęśliwą" coś tam jest. Nie chce na bałdę, bezmotylkę. W desperacji zakładam jakiegoś szwedzkiego potwora, prawie 10 cm,ale z pojedyńczym hakiem na łańcuszku. Dokładam kawałek czerwonego robaka, Puk, puk, coś tam szarpie, nie mogę zaciąć. W końcu "siedzi". Był mniejszy od błystki. Dosyć na dzisiaj. Czas się zwijać Dzwony kościoła wzywają na gromniczną. Zły na swoje nieogarnięcie, brak ochotki w moich okolicach no i na brak współpracy ze strony pasków wracam szukając odpowiedzi dlaczego było tak cienko. Może Owik ma rację i zbyt dużo sprzętów a za mało radości z łowienia? Przywiązanie się gratami do dziury zamiast szukania ryby, która przecież gdzieś jest?
Z mocnym postanowieniem zamówienia ochotki przez kuriera kończę dzień, przygotowuję dwie wędeczki na jutro - do bezmotylki. Fajne wyszły. Ciepłe, zwinne. Szkoda że już nie mam następnych oryginałów do przeróbki...Bo przecież jutro jadę na szkółkę wędkarską. Dla Damiana- dobry chłopak, ma serce do ryb większe niż do nauki. Ale pokazał mi miejsca na pstrągi i w ten sposób spłacę dług.... A oto wędeczki
Skróciłem korpus, oszlifowałem ze zbędnego plastyku, oryginalna pałowata szczytówka podmieniona na szklaną. Komorę szpulki okleiłem spienioną gumą - cienką bardzo. Jakieś kafelki z budowy były tym owinięte....Piankowy uchwyt zeszlifowany w stożek - tak pod chwyt w trzy palce. Ideał do bezmotylek..... Może jutro zostaną ochrzczone?
P.s. Co do marudzenia- życie nie rozpieszcza. Jutro rano jadę do szpitala, wiozę żone, sam chodzę z dziurą po 8mce rwanej w rakarni chirurgii szczękowej w Bydgoszczy, jeszcze boli. Nie wiem, czy czegoś tam nie złapałem. Szlag by to trafił.
Do usłyszenia wkrótce.
P.s baterie w kamerze padły, o czym się przekonałem dzisiaj. Nie używałem jej rok i pewnie tak wyszło. Nawet nie wiem, czy mam ujęcie tego pasiaka w pijawkach....
Hybryda |
Z braku ochotki zabieram pudełko załogantów - gnojaków przebranych z kompostownika jeszcze w październiku. Połączenie bałdy, ruchomych haków, smaku i zapachu robactwa miało dać mi dużą siłę ognia i pozwolić przeliczyć okoniowe paski ......
Załoganci |
No i lipa, rybę zwodowałem, nie chciało mi się iść do innej dziury - na echu obserwowałem jak schodzi do dna - tylko, że kumpli zabrał ze sobą. Dziura była spalona.
Przesuwam się na twardą górkę. Widzę ślady dziur. Sądząc po rozmiarze, kawałkach lodu byli tu chłopacy z siekierami....... Pusto, schodzę ze stoku prostopadłą serią dziur. O coś widać w ekranie, są. Ciekawe jakie. Jeden 10cm na bezmotylkę, po nim kolejny - brat. Trzeba stąd wiać. Przedszkole. Wracam w okolice pierwszych dziur. Sprawdzam tę pierwszą - "szczęśliwą" coś tam jest. Nie chce na bałdę, bezmotylkę. W desperacji zakładam jakiegoś szwedzkiego potwora, prawie 10 cm,ale z pojedyńczym hakiem na łańcuszku. Dokładam kawałek czerwonego robaka, Puk, puk, coś tam szarpie, nie mogę zaciąć. W końcu "siedzi". Był mniejszy od błystki. Dosyć na dzisiaj. Czas się zwijać Dzwony kościoła wzywają na gromniczną. Zły na swoje nieogarnięcie, brak ochotki w moich okolicach no i na brak współpracy ze strony pasków wracam szukając odpowiedzi dlaczego było tak cienko. Może Owik ma rację i zbyt dużo sprzętów a za mało radości z łowienia? Przywiązanie się gratami do dziury zamiast szukania ryby, która przecież gdzieś jest?
Z mocnym postanowieniem zamówienia ochotki przez kuriera kończę dzień, przygotowuję dwie wędeczki na jutro - do bezmotylki. Fajne wyszły. Ciepłe, zwinne. Szkoda że już nie mam następnych oryginałów do przeróbki...Bo przecież jutro jadę na szkółkę wędkarską. Dla Damiana- dobry chłopak, ma serce do ryb większe niż do nauki. Ale pokazał mi miejsca na pstrągi i w ten sposób spłacę dług.... A oto wędeczki
Skróciłem korpus, oszlifowałem ze zbędnego plastyku, oryginalna pałowata szczytówka podmieniona na szklaną. Komorę szpulki okleiłem spienioną gumą - cienką bardzo. Jakieś kafelki z budowy były tym owinięte....Piankowy uchwyt zeszlifowany w stożek - tak pod chwyt w trzy palce. Ideał do bezmotylek..... Może jutro zostaną ochrzczone?
P.s. Co do marudzenia- życie nie rozpieszcza. Jutro rano jadę do szpitala, wiozę żone, sam chodzę z dziurą po 8mce rwanej w rakarni chirurgii szczękowej w Bydgoszczy, jeszcze boli. Nie wiem, czy czegoś tam nie złapałem. Szlag by to trafił.
Do usłyszenia wkrótce.
P.s baterie w kamerze padły, o czym się przekonałem dzisiaj. Nie używałem jej rok i pewnie tak wyszło. Nawet nie wiem, czy mam ujęcie tego pasiaka w pijawkach....
czwartek, 12 stycznia 2017
Warsztatowe wariacje.
Mały projekt dla Gagacka - dwa szklane blanki uzbrojone na dwa sposoby- jeden pod klasyczną korbę ( przelotka odsunięta od kręcioła) i drugi pod Frabilla. Omotki pokryte żelem UV. Ugięcie testowe pod ciężarem niecałych 300g. Rękojeści będą korkowe, z grafitowymi pierścieniami do mocowania kołowrotka. Przelotki PacBay hard chrome minima match i na szczycie jakiś SiC. Nie dało rady w minimach, bo ich pierścienie są tak wąskie, że żyłka trze po ramce przelotki przy mocnym ugięciu i przeciera się. Wędki z myślą o czortach, żukach.
wtorek, 10 stycznia 2017
Wyżej nosa nie podskoczę......
Kurcze, aż nie wiem co pisać - niby jest jakiś tam lód, duże wody jeszcze nie stanęły na tyle, by bezpiecznie chodzić. Poza tym jako nauczyciel nie mam innych możliwości czasowych aniżeli weekendy.Póki co wpisy rzadsze będą, sprzętowo marudzić nie chcę-Trzymam kciuki za wasze ryby, no i za mrozy pod koniec stycznia, żeby choć w ferie coś powalczyć.
P.s. W niedzielę musiałem wrócić w trybie awaryjnym do domu, byłem całego 2 godzinki, na lodzie bida z nędzą, na 6 chłopa w tym czasie dwie ryby powyżej wymiaru, poza tym przedszkole no i najważniejsza informacja-brały same samce, czyli żerowanie słabe, raczej z agresji niż z głodu pukały w balansówkę okonio- podobną pozbawioną haczyków, coby nikt mi nie wyrzucał kłusownictwa ;) - a tak po prawdzie, ze skrajne haczyki czepiają się o krawędzie dziury podczas wyjmowania ryby no i spinki się zdarzają.
A, i jeszcze jedno - nasłuchałem się "mądrości" na lodzie o tym, że im więcej ciągnienia siecią w jeziorze, tym ryb więcej. Jestem pewien, że mój rozmówca karty nie miał wykupionej - ale żeby tak oficjalnie popierać PZW? :)
P.s. W niedzielę musiałem wrócić w trybie awaryjnym do domu, byłem całego 2 godzinki, na lodzie bida z nędzą, na 6 chłopa w tym czasie dwie ryby powyżej wymiaru, poza tym przedszkole no i najważniejsza informacja-brały same samce, czyli żerowanie słabe, raczej z agresji niż z głodu pukały w balansówkę okonio- podobną pozbawioną haczyków, coby nikt mi nie wyrzucał kłusownictwa ;) - a tak po prawdzie, ze skrajne haczyki czepiają się o krawędzie dziury podczas wyjmowania ryby no i spinki się zdarzają.
A, i jeszcze jedno - nasłuchałem się "mądrości" na lodzie o tym, że im więcej ciągnienia siecią w jeziorze, tym ryb więcej. Jestem pewien, że mój rozmówca karty nie miał wykupionej - ale żeby tak oficjalnie popierać PZW? :)
sobota, 7 stycznia 2017
Byłem, złowiłem, wypuściłem.
Wpis krótki jak dzisiejsze okonie.
Czas mnie goni, rano wstawałem lutować mormyszki na "moją wodę", wygrzebałem się ok. 8.30. Lod 7-8cm więc całkiem znośny, nie trzeszczy i co najważniejsze przykryty ociupinką śniegu. Pierwsze 20 dziur martwych, czas upływa na rozmowie z Markiem - stałym bywalcem na wodzie "O" On łowi dziś pierwszy, trafia dwa paski z jednej dziury. Wszystkie na nieruchomą mormyszkę. Kombinuję i ja. Różne warianty prowadzenia, kolejne dziury za mną i w końcu się doczekałem. Łącznie 7 okonków do 20cm, żaden szał i tyle. Oczywiście bezmotylka rządzi. Za to ciśnienie mi skoczyło, jak obdzwoniłem znajomych - byli, łowili i to całkiem sensowne ryby. Zmieniam wodę - również płytkie rozlewiska jednego z większych jezior w regionie - jadę tam z kolegą, który rano się obłowił. On na błystkę, ja po swojemu. Rybki małe i rzadkie, błystka daje przewagę szybszego obłowienia dziur. Później odrabiam straty. Tylko że ryby z rzadka mają 15-18cm. Same przedszkole.
kończymy o 12. 30, umawiamy się wstępnie na jutro, na większą wodę. Muszę odszukać błystki i balansówki.......
Czas mnie goni, rano wstawałem lutować mormyszki na "moją wodę", wygrzebałem się ok. 8.30. Lod 7-8cm więc całkiem znośny, nie trzeszczy i co najważniejsze przykryty ociupinką śniegu. Pierwsze 20 dziur martwych, czas upływa na rozmowie z Markiem - stałym bywalcem na wodzie "O" On łowi dziś pierwszy, trafia dwa paski z jednej dziury. Wszystkie na nieruchomą mormyszkę. Kombinuję i ja. Różne warianty prowadzenia, kolejne dziury za mną i w końcu się doczekałem. Łącznie 7 okonków do 20cm, żaden szał i tyle. Oczywiście bezmotylka rządzi. Za to ciśnienie mi skoczyło, jak obdzwoniłem znajomych - byli, łowili i to całkiem sensowne ryby. Zmieniam wodę - również płytkie rozlewiska jednego z większych jezior w regionie - jadę tam z kolegą, który rano się obłowił. On na błystkę, ja po swojemu. Rybki małe i rzadkie, błystka daje przewagę szybszego obłowienia dziur. Później odrabiam straty. Tylko że ryby z rzadka mają 15-18cm. Same przedszkole.
kończymy o 12. 30, umawiamy się wstępnie na jutro, na większą wodę. Muszę odszukać błystki i balansówki.......
czwartek, 5 stycznia 2017
WEJDĄ, NIE WEJDĄ...WEJDĄ NIE WEJDĄ.....
Zima idzie ponoć, u mnie -8, przez najbliższe trzy dni płycizny staną. Spinam się, ale czasu brakuje na wszystko. Meldujcie stan przygotowań. Wymyśliłem nową przynętę, może uda się potestować ją w niedzielę.
P.s. Zegar na blogu chodzi jak chce, nie umiem nad tym zapanować, też mnie wkurza- można powiedzieć, ze żyjemy w innym wymiarze wędkarskim...
Połamania Panowie, oby nie lodu......
P.s. Zegar na blogu chodzi jak chce, nie umiem nad tym zapanować, też mnie wkurza- można powiedzieć, ze żyjemy w innym wymiarze wędkarskim...
Połamania Panowie, oby nie lodu......
Subskrybuj:
Posty (Atom)